Kombinacja alpejska (połączenie przejazdów supergiganta i slalomu) to konkurencja dla najbardziej wszechstronnych oraz umiejących właściwie kalkulować ryzyko. W Cortinie d'Ampezzo dodatkowym wyzwaniem było to, że zawody slalomowe odbyły się na odnowionej po latach zapomnienia trasie Druscié A, po raz ostatni wykorzystywanej podczas igrzysk w 1956 roku.
Mikaela Shiffrin wygrała zdecydowanie, przy okazji bijąc amerykański rekord liczby złotych medali w mistrzostwach świata – ma ich sześć, o jeden więcej niż legendy: Ted Ligety i Lindsey Vonn. W kombinacji zwyciężyła po raz pierwszy, umiejętnie dozując napięcie: w super-G była trzecia, kilka setnych sekundy za Federicą Brignone i Eleną Curtoni, w slalomie nie miała konkurencji. Srebro zdobyła liderka PŚ Petra Vlhova, brąz mistrzyni olimpijska z Pjongczangu Michelle Gisin, obie ze stratą bliską sekundy.
Maryna Gąsienica-Daniel spisała się zupełnie dobrze – po 23. miejscu w supergigancie przejechała spokojnie slalom i awansowała aż o 11 pozycji, także dlatego, że sławne rywalki chciały za bardzo. Slalomu nie ukończyło aż 14 z 30 alpejek, od Federiki Brignone (Włosi wciąż czekają na pierwszy medal w swych mistrzostwach), po broniącą złota z Aare Szwajcarkę Wendy Holdener.
Rywalizacja mężczyzn była bardziej zacięta, choć sprowadziła się w zasadzie do walki Alexisa Pinturaulta z Marco Schwarzem. Po supergigancie liderem był jednak młody Kanadyjczyk James Crawford (startował z nr 32), 0,08 s przed Pinturaultem i o 0,40 s przed Schwarzem. Sensacja – na pewno, gdyż Crawford wcześniej tylko raz był w pierwszej dziesiątce zawodów PŚ w supergigancie.
Kanadyjski lider przepadł w slalomie, o złoto walczyli wybitni fachowcy od krótkich nart – Francuz (lider PŚ i klasyfikacji w gigancie) z Austriakiem (liderem PŚ w slalomie). Nieco lepszy, zgodnie z rankingami, był Schwarz, odrobił 0,32 s straty z nawiązką kilku setnych. Slalomu nie ukończyło 11 alpejczyków, był wśród nich król zjazdu Vincent Kriechmayr.