Gdy latem 2016 roku działacze Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) zatwierdzali w Cancun kandydaturę Cortiny – jedyną zgłoszoną – jako organizatora MŚ w 2021 roku, we Włoszech przyjmowano ten fakt z satysfakcją.
Powodów było wiele – przede wszystkim przegrane starania o organizację tej imprezy w latach 2013 i 2019, ale także dumna historia: Cortina d'Ampezzo to miejsce, w którym rywalizowano o medale alpejskich MŚ już w 1936 roku, potem były wykreślone ze statystyk mistrzostwa lat wojny – w 1941 roku – i wreszcie igrzyska olimpijskie (wówczas jednocześnie MŚ) w 1956 roku.
Włosi pamiętali także, że po raz ostatni sławy narciarstwa alpejskiego walczyły u nich o złote, srebrne i brązowe śnieżynki z logo FIS w 2005 roku w Bormio i że w Dolomitach rozgrywane będą konkurencje alpejskie igrzysk zimowych Mediolan/Cortina 2026, więc nadszedł najwyższy czas, by przypomnieć o urokach tamtejszych gór.
Inaczej niż zwykle
Koronawirus zmienił wiele – pandemia we Włoszech, zwłaszcza w północnej części kraju, miała ogromny zasięg i fatalne skutki. Restrykcje zamroziły przemysł turystyczny, a także narciarstwo w Dolomitach. Już wiosną 2020 roku organizatorzy MŚ w Cortinie poprosili FIS o przełożenie imprezy na marzec 2022 roku, miesiąc po igrzyskach olimpijskich w Pekinie, argumentując, że z powodu odwołania finałów alpejskiego Pucharu Świata 2019/2020 nie mogli przetestować infrastruktury i planów operacyjnych oraz ponieśli straty finansowe.
Rada FIS uznała jednak, że zbitka z igrzyskami jest zbyt bliska, więc włoskie mistrzostwa muszą się odbyć w pierwotnym terminie. Od poniedziałku 8 lutego do niedzieli 21 lutego w Dolomitach odbędą się zatem zawody zupełnie inne od tych, jakie wyobrażano sobie w 2016 roku. Bez widzów, bez wieczornych imprez i głośnych ceremonii wręczania medali w środku miasta, za to z zaleceniem, by startujący, ich opiekunowie i trenerzy robili wszystko, by pobyt w Cortinie był jak najkrótszy.