Aleksander Tobolewski o uprawnieniach sędziów: Logiko, gdzie jesteś?

Ustawodawca pozwala sędziom w Polsce zamykać ludzi w więzieniach na 25 lat, ale nie za bardzo wierzy, że są na tyle odpowiedzialni, by przywracać terminy formalne – dziwi się prawnik Aleksander Tobolewski.

Aktualizacja: 13.11.2016 10:12 Publikacja: 13.11.2016 07:40

Aleksander Tobolewski o uprawnieniach sędziów: Logiko, gdzie jesteś?

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Z relacji prawników w Polsce od czasu do czasu dowiaduję się o problemach dla mnie nieodgadnionych. Często nie rozumiem ustawodawstwa, treści stanowionych aktów prawnych ani postępowania wymiaru sprawiedliwości. Według mnie przyjęte zasady kłócą się z logiką. Sam powtarzam, że trzeba z ostrożnością dopatrywać się logiki w prawie, ale nie trzeba być filozofem, by wprost dostrzec brak rozsądku w niektórych dziedzinach. Przyzwyczajeni od lat do obowiązujących schematów postępowania, polscy prawnicy nie zwracają na to uwagi, mimo że sami gotowi są potwierdzić istniejące absurdy.

Wciąż jestem złem koniecznym

W Kanadzie wymiar sprawiedliwości jest traktowany jako organ, który ma służyć obywatelom w przestrzeganiu prawa. W Polsce traktuje się sądownictwo jako trzecią władzę, stricte władzę. A czy się to komuś podoba bardziej czy mniej, każda władza po jakimś czasie staje się arogancka i uważa, że jej przywilejem jest rządzenie i działanie tak jak jej wygodnie. Zapomina o obywatelu, któremu ma służyć. Gdybym ja w Polsce powiedział pracownikom w sądzie, że są dla mnie, a nie ja dla nich, to miałbym przechlapane. I nie dziwię się, że anomalie nie są zgłaszane przez obywateli czy profesjonalnych pełnomocników – nie chcą sobie psuć stosunków w sądzie czy urzędzie, by nie było gorzej niż jest. Wielokrotnie zauważyłem podczas moich wizyt w Polsce, że niewiele, by nie powiedzieć: nic, się nie zmieniło. Gdy chciałem coś załatwiać w sądzie czy w urzędzie, to w 95 proc. przypadków byłem traktowany jak intruz, zło konieczne. Tak samo w sklepie, przychodni lekarskiej, w relacjach urzędowej obsługi klienta. Wyjątki potwierdzają regułę! W latach 1960–70, gdy mieszkałem w Polsce, było identycznie. Naprawdę, w relacjach urząd–obywatel potrzebna jest dobra zmiana.

Wystarczyło zadzwonić

Kilka dni przed przystąpieniem do pisania tego felietonu dostałem e-maila od wściekłego mecenasa – mojego kolegi w Polsce, który miał wyznaczoną datę rozprawy. Do rozpoznania sprawy wyznaczony był sąd w Warszawie ze względu na przepisy o właściwości sądów. Cała sprawa dotyczy natomiast nieruchomości znajdujących się kilkaset kilometrów od stolicy. Dlatego on zajmuje się sprawą, bo tutaj praktykuje.

Wiadomo, że do Warszawy na sprawę trzeba dojechać, podróż z oddalonego miasta trwa kilka godzin. Radca przyjechał do Warszawy na wyznaczoną godzinę 13:00 i stwierdził, że sprawa została odwołana z powodu choroby sędziego. Zdarza się. Po powrocie znalazł e-mail, wysłany tego samego dnia o godzinie 9:30 z sądu, informujący go o odwołaniu sesji. Pracownik sekretariatu miał jego telefon komórkowy i mógł do niego zadzwonić. Wolał wysłać e-mail, który został przeczytany po powrocie z Warszawy. Czy to takie trudne do zrozumienia, że najpierw wynaleziono telefon, a e-mail sto kilkadziesiąt lat później? Gdyby urzędnik zadzwonił do niego lub jego biura, zaoszczędziłby mu wiele godzin podróży i zmarnowanego czasu.

Mecenas, choć był wściekły, nawet się nie poskarżył, (ja bym zrobił w sekretariacie sądu w Kanadzie awanturę) żeby sobie nie zepsuć stosunków z sekretariatem. Ba, inny polski prawnik mi napisał, że nie widzi w postępowaniu pracownika sekretariatu sądu nic nagannego...

Ja widzę!

Nic ich to nie obchodzi

Innym kamyczkiem w bucie jest art. 130 § 1 kodeksu postępowania cywilnego i inne terminy formalne, którym, nie wiadomo, z jakich powodów, nadano klauzulę siedmiodniowego absolutu. Stanowi ten przepis: „jeżeli pismo procesowe nie może otrzymać prawidłowego biegu wskutek niezachowania warunków formalnych lub jeżeli od pisma nie uiszczono należnej opłaty, przewodniczący wzywa stronę, pod rygorem zwrócenia pisma, do poprawienia, uzupełnienia lub opłacenia go w terminie tygodniowym". Orzecznictwo z ostatnich lat (łącznie z Sądem Najwyższym) nie przewiduje możliwości przedłużenia tego terminu.

Czy naprawdę sędziowie uważają, że ten nieprzekraczalny i bardzo krótki termin przyspiesza czas załatwiania spraw? Zaraz po wejściu w życie k.p.c. interpretowano to postanowienie liberalnie. W drugim zdaniu art. 130 § 1 k.p.c. można się nawet doszukać woli ustawodawcy, by sądy nie kierowały się nadmiernym formalizmem, jednak sądownictwo sztywno trzyma się tych zasad, odwołując się do orzeczenia Sądu Najwyższego z 2005 r. A przypadki losowe, które, tak jak choroba pani sędzi w przytoczonym przykładzie, mogą się zdarzyć pełnomocnikowi czy stronie, z którą pełnomocnik się musi skomunikować? Nic nas to nie obchodzi – mówią w sądach. Jest tydzień i koniec, kropka. Nie można tego terminu przedłużyć. Dobrze, jeśli pismo nie pociąga za sobą drastycznych skutków. Dlaczego nie pozwolić na przywrócenie terminu, jeśli okoliczności to uzasadniają? I zmian sądów w podejściu do interpretacji takich przepisów również nie rozumiem.

Nie mogę pojąć, dlaczego przez ponad 50 latach obowiązywania kodeksu postępowania cywilnego nikt nie dostrzega takich absurdów. Z jednej strony nakłada się na sędziów ogromną odpowiedzialność, a blokuje możliwość indywidualnego podejścia do spraw, które są na tyle proste, że nie muszą być de rigeur (obowiązkowe). Dlaczego nie pozwolić na przywrócenie terminu, jeśli okoliczności to uzasadniają? Dlaczego nie zostawić terminów do decyzji sędziego?

Znów ustawodawca nie uważa sędziów za na tyle odpowiedzialnych, żeby mogli zdecydować o takich sytuacjach, ale pozwala im wydawać wyroki pozbawiające ludzi wolności na 25 lat!

I znów brakuje mi w tym logiki...

Autor jest adwokatem, od 35 lat prowadzi kancelarię adwokacką w Montrealu

Z relacji prawników w Polsce od czasu do czasu dowiaduję się o problemach dla mnie nieodgadnionych. Często nie rozumiem ustawodawstwa, treści stanowionych aktów prawnych ani postępowania wymiaru sprawiedliwości. Według mnie przyjęte zasady kłócą się z logiką. Sam powtarzam, że trzeba z ostrożnością dopatrywać się logiki w prawie, ale nie trzeba być filozofem, by wprost dostrzec brak rozsądku w niektórych dziedzinach. Przyzwyczajeni od lat do obowiązujących schematów postępowania, polscy prawnicy nie zwracają na to uwagi, mimo że sami gotowi są potwierdzić istniejące absurdy.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów