Adwokaci Grzegorz Prigan i Karol Pachnik w tekście „TK wywołał zamęt" („Rzeczpospolita" z 17 września) cytują obawy Janusza Kochanowskiego, że „brak debaty na temat sędziowskiego aktywizmu i legitymacji orzecznictwa konstytucyjnego może doprowadzić do wprowadzenia kontrowersyjnych i prowadzących do paraliżu TK inicjatyw ustawodawczych". Autorzy zdają się nie dostrzegać, iż to nie brak debaty na wspomniane tematy sparaliżował działanie Trybunału Konstytucyjnego. Destrukcja Trybunału dokonuje się za sprawą metodycznych, a przy tym niekonstytucyjnych („ustawy naprawcze"), działań władzy wykonawczej, których celem był demontaż najważniejszego bezpiecznika, chroniącego obywateli przed ustawodawczym bezprawiem. Zwyciężył zatem argument siły. To nie brak woli dialogu doprowadził również do podjęcia przez Sejm obecnej kadencji „uchwał unieważniających" wybór trzech prawidłowo wybranych sędziów Trybunału i biernego zaakceptowania skuteczności tych „uchwał" przez strażnika konstytucji.
Nie mają sensu próby szukania symetrii między ewidentnym przelicytowaniem przez poprzednią większość sejmową (wybór pięciu, a nie trzech sędziów TK, co Trybunał w grudniu 2015 uznał za nielegalne) a późniejszymi działaniami wymierzonymi w Trybunał przez kolejną większość. Adwokaci z założenia szukają argumentów na korzyść „wątpliwie czyniących". Jest to wpisane w naturę zawodu. Miejsce na te argumenty to jednak właściwe procedury dotyczące odpowiedzialności konstytucyjnej.
Mniej polityki, więcej środowiska
Adwokatura od dawna zwraca uwagę na konieczność zmniejszenia elementu politycznego w wyborze sędziów Trybunału (http://www.adwokatura.pl/z-zycia-nra/nra-za-przywroceniem-mozliwosci-zglaszania-kandydatow-na-sedziow-tk-przez-srodowiska-prawnicze) Nie można jednak zapomnieć, iż popierany przez adwokaturę projekt ustawy o TK powstały pod auspicjami prezydenta Komorowskiego, który m.in. dawał wydziałom prawa i samorządom zawodów zaufania publicznego możliwość zgłaszania kandydatów na sędziów, spotkał się w 2015 r. z niechęcią całej sceny parlamentarnej, co ujaskrawiła zgodna eliminacja tego pomysłu w komisji sejmowej, także głosami PiS.
Nie podzielamy jednak przekonania iż „twór, którego członków nieodmiennie wybierają politycy", z definicji nie może być apolityczny. Teza taka nakazywałaby przyjąć, że również wielokrotnie przywoływane przez mecenasa Pachnika i Prigana poglądy dr Janusza Kochanowskiego skażone są sympatiami politycznymi rzecznika praw obywatelskich, który wszak wybrany został przez polityków. Postulowane wydzielenie Izby Konstytucyjnej w Sądzie Najwyższym albo w Naczelnym Sądzie Administracyjnym w obecnej sytuacji niewiele by zmieniło, skoro reforma forsowana przez większość parlamentarną zmierza do zwiększenia wpływu polityków na wybór sędziów.
Niech sympatie zostawią poza salą
Oczywiste jest, iż żadna procedura nie wyeliminuje całkowicie najbardziej prywatnych sympatii politycznych kandydatów na urzędy państwowe, w tym kandydatów na sędziów TK. Chodzi o to, by wybierać takich sędziów, co do których można mieć zaufanie, iż swoje sympatie pozostawią poza salą narad. Czy jest to wykluczone? Oczywiście nie. Wystarczy prześledzić działalność orzeczniczą niektórych sędziów wskazanych w poprzednich latach przez obecnie rządzących. Profesor Liszcz, prof. Granat, prof. Wronkowska-Jaśkiewicz, prof. Kieres (ostatni dwoje wybrani także głosami PiS). Czy z ich orzeczeń wynika trwała i jednoznaczna deklaracja polityczna? Niebagatelne znaczenie ma sposób ukształtowania debaty nad wyłonionymi już kandydaturami na sędziów, w tym poważne traktowanie instytucji wysłuchań publicznych. Obecnie kandydaci partii rządzącej na sędziów Trybunału ignorują pytania kierowane do nich przez organizacje obywatelskie.