Ci, którzy chcą żebrać, powinni sobie załatwić pozwolenie. Postulat brzmi jak wzięty z dramatu Mrożka, ale tak nie jest. Ten ekstremalny pomysł to propozycja byłego ministra sprawiedliwości, obecnie adwokata i autora kryminałów Thomasa Bodströma.
Zamiast zjawisko żebractwa kryminalizować, należy na nie pozwolić – tłumaczył Bodström. Nie można bowiem chować głowy w piasek z powodu problemu i wszystkie partie powinny okazać aktywność w tej kwestii.
Ubieganie się o licencję na żebranie nie byłoby dramatyczniejsze niż wystąpienie o zezwolenie na wyszynk, sprzedaż baloników czy na zorganizowanie manifestacji. Koncesja ustalałaby, w jakich godzinach potrzebujący ma prosić o jałmużnę i w jakim miejscu. Tak jak przy wydawaniu zgody na sprzedaż alkoholu, gdy władze muszą wziąć pod uwagę, ile restauracji znajduje się w danej okolicy. Na tej samej zasadzie żebracy otrzymywaliby pozwolenie na działalność w wybranym zakątku ulicy. Prawdopodobnie w ten sposób były minister chciałby zapobiec natłokowi w przestrzeni publicznej.
W tym szaleństwie jest jednak metoda. Licencja pozwoliłaby na sprawowanie kontroli władz nad żebrakami oraz na wzmocnienie ich bezpieczeństwa. Wśród nich bowiem dominują Romowie, grupa etniczna narażona na przesądy, szykany i przemoc. Na obczyźnie padają oni ofiarą ataków i podpaleń. W opinii Bodströma zatem udzielenie pozwolenia mogłoby wzmocnić prawa prześladowanej grupy i „pokazać, że stanowią oni część szwedzkiego społeczeństwa i tutejszej rzeczywistości".
Mówiąc o żebrakach, Thomas Bodström ma na myśli Romów przybyłych tu z Rumunii, ale też z Bułgarii. Tłumaczy, że to potrwa, zanim w tych krajach nastąpi poprawa warunków życia etnicznej mniejszości. Dlatego nie można czekać, aż coś się w ich losie zmieni, tylko działać.