Czapiewski: Bezpartyjna Rzeczpospolita

Naszej demokracji brakuje skutecznej kontroli społecznej. Partie tego zadania nie wypełniają – polityk Bezpartyjnych Samorządowców prof. Edward Czapiewski polemizuje z Markiem Migalskim.

Publikacja: 05.09.2019 18:36

Czapiewski: Bezpartyjna Rzeczpospolita

Od kilku lat się mówi, że scena polityczna w Polsce została zabetonowana. Trudno się z tym nie zgodzić, obserwując ewolucję naszego parlamentaryzmu. Dzisiejszy wyborca często przyjmuje narzucaną mu, nieco na siłę, narrację, że może oddać swój głos jedynie na Prawo i Sprawiedliwość lub na tzw. anty-PiS, czyli Koalicję Obywatelską. Poturbowana i poróżniona lewica czy schodzący już ze sceny ruch Pawła Kukiza nie wydają się być rozsądną alternatywą.

Czy jesteśmy skazani na głosowanie na partie polityczne? Może warto przyjrzeć się bliżej inicjatywom obywatelskim i bezpartyjnym?

Zwycięzca bierze całość

W ostatniej kadencji PiS wprowadziło zasadę, że zwycięstwo wyborcze daje najsilniejszej partii prawo do obsadzenia wszystkich ważniejszych komisji sejmowych. Przeprowadziło również najważniejsze ustawy, jeśli trzeba – nocą, co podnosiło temperaturę obrad i nie sprzyjało szukaniu racjonalnych rozwiązań. W efekcie trzeba było później poprawiać wiele ustaw lub je zmieniać całkowicie, także wskutek sprzeciwu organów UE.

Sejm stał się maszynką do głosowania, wnioski opozycji w dyskusji nad ustawami były odrzucane. Rząd przeprowadzał wszystko, jak chciał. To zupełnie nowy styl zarządzania państwem, sygnalizujący chęć dalszych zmian. A, jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Polska partyjna za rządów PiS święci największe triumfy. Po raz pierwszy tak głęboko wyczyszczona została administracja rządowa – od szczebla centralnego do wojewódzkiego włącznie, a także w spółkach i innych instytucjach podporządkowanych administracji rządowej.

Wcześniej też wymieniano ludzi na stanowiskach, ale zmiany kadrowe nie były aż tak głębokie. Widać to najlepiej w urzędach wojewódzkich, gdzie teraz wymieniono dosłownie do spodu aparat urzędniczy, często na podrzędnych stanowiskach. Zmieniono zasady konkursów, kryteria i wymagania, tak aby „swoi" mogli otrzymać stanowiska. To samo dotyczyło spółek Skarbu Państwa.

Ławka kadrowa PiS okazała się jednak krótka. Często pracę tracili ludzie kompetentni, a ich miejsca zajmowali nieprzygotowani. Nie oznacza to, że koalicja PO–PSL też nie miała grzechów. Wtedy również można było mówić o polityce partyjnej, chociaż mam wrażenie, że nie na taką skalę. Przykłady można mnożyć, ale nie taka jest moja intencja. Cztery lata temu zapowiedzi wyborczego zwycięzcy były rewolucyjne, m.in.: wymiana elit, uporządkowanie i głębokie reformy naszego państwa, uporanie się z korupcją, osiągnięcie wysokiej sprawności rządzenia. Zwłaszcza tego ostatniego trudno nie zauważyć.

Skutki zmian

Jeśli przyjrzeć się metodzie sprawowania rządów, to widać, że doszło do swoistej degeneracji. Decyzje nie zapadają w gremiach konstytucyjnych, ale w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego. Ta metoda rządzenia nie dość, że jest sprzeczna z konstytucją, to łamie wszelkie standardy demokratyczne. Można mówić o swoistej bezwolności instytucji rządowych, bo najpierw trzeba znać zdanie prezesa. Tak Polską nie można rządzić, a skutki są opłakane.

Zamiast poprawy sprawności rządzenia i wysokiej jakości rządów, mamy przejawy niekompetencji, pogorszenia się sytuacji w wielu newralgicznych dziedzinach naszego życia. Widać zbliżający się zawał służby zdrowia, kryzys edukacji, pogorszenie sprawności sądownictwa (dłuższy czas rozpraw w I instancji, sądownictwo podporządkowane rządowi – vide polityka ministra Zbigniewa Ziobry), problemy ekologiczne (zmiany klimatyczne, brak wody), chaos w polityce cen energii czy transporcie (wyraźne zahamowanie budowy dróg i linii kolejowych – wyjątki wynikają z energicznych działań samorządów), a także niewydolność programu mieszkaniowego, słabość inwestycji mimo zapowiedzi oraz brak kontynuacji zapowiedzianych ambitnych planów gospodarczych. Razi też słabnąca pozycja naszego kraju w polityce europejskiej. Lista jest oczywiście dłuższa.

Czy pozytywnie można przyjąć pakiet socjalny z 500+ i tzw. piątką Kaczyńskiego? I tak, i nie. Na takie wydatki przyrost PKB jest za słaby i staje się to powoli widoczne. Wstrzymanie np. cen energii dla gospodarstw indywidualnych do 1 stycznia przyszłego roku jest tego ewidentnym dowodem. Polityka PiS przypomina pierwsze lata epoki Edwarda Gierka, kiedy też został uruchomiony strumień pieniędzy (wydatki socjalne i podwyżki obok dużych inwestycji przemysłowych). Po kilku latach nastąpiło jednak załamanie gospodarcze. Za rozrzutność władzy zapłaciło społeczeństwo, spłacając długi zagraniczne jeszcze na początku XXI wieku.

Podobnie będzie teraz, kiedy widoczne już są pierwsze symptomy spowolnienia gospodarczego. Zręczna polityka propagandowa prowadzona poprzez media rządowe niweluje w odbiorze społecznym różnice sytuacji rodzin biedniejszych i bogatszych (500+ czy 13. emerytura są skierowane do wszystkich) i duża część obywateli nie zdaje sobie sprawy, że wydawane pieniądze nie mają pokrycia w dochodach państwa.

W Polsce zachodzą pewne procesy społeczne uwidaczniające się w powstających i zanikających inicjatywach antypartyjnych. Przykładami niech będą Ruch Palikota czy w obecnej kadencji Kukiz'15. Były to od razu ruchy ogólnopolskie opierające się na promowaniu określonej przez siebie ideologii i idei. Nie miały struktur regionalnych i oparcia w terenie. Natomiast słabością większych partii politycznych jest ich stosunkowo niska liczba członków i dość łatwe przekształcanie się w partie typu wodzowskiego.

Od 2005 r. umacniał się duopol polityczny działający na zasadzie przeciwieństwa: Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, i na odwrót. Skutkiem są obecne rządy o tendencjach autorytarnych i centralistycznych. Tak nie będzie wiecznie, chociaż stan ten może jeszcze trochę potrwać wskutek woli wyborców i ewidentnych błędów opozycji, a także dzięki zmasowanej propagandzie w mass mediach.

Dalsze perspektywy

Moim zdaniem sytuacja mogłaby się zmienić, jeśli frekwencja wyborcza zwiększyłaby się o ponad 10 pkt proc., czyli przekraczałaby 60 proc. Z różnych względów połowa elektoratu nie bierze udziału w wyborach parlamentarnych.

Są publikowane analizy socjologów i politologów dotyczące przyczyn tego stanu, zostawmy im specjalistyczne oceny. Wydaje się jednak oczywiste, że część wyborców nie utożsamia się z dotychczasowymi partiami, ponieważ nie odpowiada im sposób uprawiania polityki, bądź też napastliwe zachowania polityków. Może wyborcy nie chcą głosować na partie, skoro wybór jest tak ograniczony, a i styl uprawiania polityki budzi ich sprzeciw?

Naszej demokracji brakuje skutecznej kontroli społecznej. Zadania tego nie wypełniają partie, a ruchy obywatelskie są słabe i często sekowane przez aktualnie rządzących. Myślę, że rzesza bezpartyjnych obywateli jest w stanie wykreować bliższy sobie ruch. Jest to uśpiony kapitał społeczny, który warto pobudzić do działania. Próbuje to robić ruch Bezpartyjnych Samorządowców, którego matecznikiem jest Dolny Śląsk i stąd wywodzą się jego przywódcy Cezary Przybylski i Robert Raczyński. I z którego list zdecydowałem się startować do parlamentu.

Dzięki dobrze skonstruowanemu programowi w ubiegłorocznych wyborach samorządowych Bezpartyjni weszli przebojem na polską arenę polityczną. Zdobywając ponad 5 proc. głosów wyborców, a na Dolnym Śląsku blisko 15 proc., udowodnili, że mogą stanowić realną alternatywę dla partii. Ich atutem jest świeżość na forum ogólnopolskim. Cechuje ich głównie pragmatyzm w działaniu, wynikający z długiego funkcjonowania w samorządach, od gminnego przez powiatowe do wojewódzkich.

Ta grupa ma ogromne doświadczenie, bo od lat – z woli wyborców – funkcjonuje w przestrzeni publicznej, będąc blisko potrzeb ludzi. Dzięki temu doskonale ich rozumie i wie, jak spełniać oczekiwania.

Każda z rządzących dotychczas partii przed wyborami deklarowała wsparcie dla samorządów, zwiększenie ich kompetencji oraz obietnice nowego podziału zadań i wzmocnienie ich finansów. Po wyborach nowy rząd zwykle dokładał jednak samorządom obowiązków i zabierał pieniądze, a często wręcz odbierał kompetencje (tak jak niedawno województwom odebrano gospodarkę wodną w regionie).

Czy jest alternatywa?

Na Dolnym Śląsku, po niedawnych wyborach samorządowych, powstała koalicja Bezpartyjnych i PiS pod kierunkiem marszałka Cezarego Przybylskiego. W pięcioosobowym zarządzie województwa politycy bezpartyjni objęli trzy funkcje, a koalicjanci dwie. Obie strony ostrożnie oceniają współpracę jako trudną, ale skuteczną pod względem realizacji wcześniejszych zapowiedzi. Z tej skuteczności zostaną rozliczeni z końcem kadencji samorządowej.

W przestrzeni medialnej jednak pojawiają się w ostatnich dniach krzywdzące i dla niezorientowanych mylące analizy. Jedna z nich, autorstwa dr. hab. Marka Migalskiego („Jesienią zdarzyć może się wszystko", „Rzeczpospolita" z 14–15 sierpnia), sugeruje, że kandydaci Bezpartyjnych prawdopodobnie nie przekroczą progu 5 proc. – „może zresztą o to chodzi i działają oni z poduszczenia PiS, by ich przegrana wzmocniła efekt metody D'Hondta i zapewniła 231 mandatów partii Kaczyńskiego". Stwierdzenie o „zmarnowanych głosach" są niedopuszczalne, zwłaszcza w ustach naukowca. Demokracja polega na przedstawieniu wyborcom szerokiej oferty i oddaniu decyzji w ich ręce. Tylko tyle i aż tyle.

Prof. dr hab. Edward Czapiewski jest historykiem, samorządowcem, wykładowcą akademickim związanym z Uniwersytetem Wrocławskim oraz Dolnośląską Szkołą Wyższą. Kandyduje do parlamentu z listy Bezpartyjnych Samorządowców

Od kilku lat się mówi, że scena polityczna w Polsce została zabetonowana. Trudno się z tym nie zgodzić, obserwując ewolucję naszego parlamentaryzmu. Dzisiejszy wyborca często przyjmuje narzucaną mu, nieco na siłę, narrację, że może oddać swój głos jedynie na Prawo i Sprawiedliwość lub na tzw. anty-PiS, czyli Koalicję Obywatelską. Poturbowana i poróżniona lewica czy schodzący już ze sceny ruch Pawła Kukiza nie wydają się być rozsądną alternatywą.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: PiS znowu wygra? Od Donalda Tuska i sił proeuropejskich należy wymagać więcej
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Nowy wielkomiejski fetysz. Jak „Chłopki” stały się modnym gadżetem
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Czarnecki: Z list KO i PiS bije bolesna prawda o Parlamencie Europejskim
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Bombowe groźby Joe Bidena. Dlaczego USA zmieniają podejście do Izraela?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Kto nie z nami, ten z Putinem? Radosław Sikorski sięga po populizm i demagogię