Przyda się dzisiaj trochę węgierskiego animuszu" – napisał premier Węgier Viktor Orbán na jednym z portali społecznościowych, kiedy udawał się na posiedzenie Parlamentu Europejskiego dotyczące wydarzeń na Węgrzech. Pretekstem do jego zwołania były zawirowania wokół Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego finansowanego przez Georga Sorosa. Orbán w swym wystąpieniu konsekwentnie posługiwał się retoryką obrony wolności Węgrów przed ingerowaniem w ich wewnętrzne sprawy przez Unię Europejską. Jednocześnie wielokrotnie podkreślał chęć prowadzenia dialogu z Brukselą. O tym aspekcie mówił także wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans, stwierdzając, że Węgry zawsze siadają do stołu negocjacyjnego, traktując Komisję Europejską z szacunkiem. Pod koniec wystąpienia Orbán podziękował za debatę i poświęcenie czasu Węgrom, a komisarzowi za uwagi i wezwanie do dialogu. Ta koncyliacyjna postawa kontrastowała z określeniem wszczętego postępowania „absurdem".
Sankcji nie będzie
Samo zajęcie się Węgrami w trybie art. 258 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej to ogromny sukces premiera Orbána. W procedurze tej Komisja Europejska – uznając, że państwo członkowskie uchybiło jednemu z zobowiązań wynikających z przynależności do UE – może wnieść przeciwko temu państwu sprawę do Trybunału Sprawiedliwości. A zatem, w odróżnieniu od procedury praworządności wszczętej przeciwko Polsce, nie będzie tu mowy o możliwości zawieszenia w prawie głosu etc. Komisarze nie rozważali nawet możliwości wdrożenia procedury praworządności. Oznacza to, że uchybienie jest jednorazowe, nie zaś trwałe, godzące w zasady demokratyczne. Tego typu teza jest o tyle niezasadna, że w rankingach jakości demokracji, np. Freedom House, Węgry określane są już mianem połowicznie skonsolidowanej demokracji i spadają w nich z roku na rok. Jak się mają opinie wygłaszane przez posłów Parlamentu Europejskiego do mocy sprawczej tej instytucji? Wydaje się, że Unia Europejska pogodziła się z wieloma zmianami na Węgrzech, np. sytuacją sądu konstytucyjnego czy konsolidacją mediów. Choć jeszcze niedawno za kupionym i niezwłocznie zamkniętym przez przyjaciela premiera Węgier dziennikiem „Népszabadság" wstawiały się europejskie elity.
Warto zwrócić uwagę, że postępowanie wszczynane jest w sprawie o nowelizację ustawy o szkolnictwie wyższym; nie organizacji pozarządowych, nie wspomnianej wolności prasy, tylko de facto prywatnej uczelni. To fakt, który dla premiera jest nieomal jak wyciągnięta pomocna dłoń. Z takim zarzutem bardzo łatwo się rozprawić. To podany na tacy dowód, że biurokratyczne elity lewicowo-liberalne, z którymi utożsamiana jest Unia Europejska, chronią spekulanta, który w gospodarczym ładzie międzynarodowym wyrządził wiele krzywdy biednym ludziom – taki ciąg logiczny możemy tutaj zastosować. Kiedy w Rumunii utrudniano edukację po węgiersku, Parlament Europejski tym zagadnieniem się nie zajmował – mówiła jedna z posłanek rządzącej na Węgrzech partii Fidesz.
„Świeże polityczne myślenie"
Po ostatnim szczycie Rady Europejskiej dotyczącym Brexitu europejskie media orzekły, że postawiony do pionu Viktor Orbán zmiękczył swoją politykę. Być może uczynił to wizerunkowo na europejskim forum, bowiem na rodzimym, węgierskim gruncie widać obecnie wręcz zaostrzenie jego eurosceptycznej retoryki. W nowym spocie telewizyjnym, który wyemitowany został – nomen omen – w dniu posiedzenia Parlamentu Europejskiego w sprawie Węgier, pada zdanie: „Brukselscy biurokraci zdecydowali, że Węgry będą musiały zmienić politykę imigracyjną". Całości dopełnia pełen niepokoju głośny podkład muzyczny, który potęgujący napięcie.
Procedura kontroli praworządności, którą objęto Polskę, z bliżej nieznanych i niedających się logicznie uzasadnić powodów nie jest stosowana wobec Węgier. Czy jedną z przyczyn jest przynależność Fideszu do Europejskiej Partii Ludowej, do której należą m.in. Platforma Europejska i niemieccy chadecy Angeli Merkel? Wydaje się, że w tym coś jest na rzeczy. Po kontrowersjach związanych z zaostrzeniem ustawy o szkolnictwie wyższym część naukowców wzywała EPP do wykluczenia Fideszu ze swoich szeregów. Taki krok byłby jednak politycznie zupełnie nieopłacalny. Przede wszystkim z powodu skromnej przewagi EPP nad Europejskimi Socjalistami, wynoszącej w PE 27 posłów. Poza tym wykluczenie Fideszu byłoby wodą na młyn eurosceptyków. Dlatego też referendum dotyczące tzw. kwot emigrantów, które na Węgrzech odbyło się w październiku ubiegłego roku, nie było Viktorowi Orbánowi wytykane. Premier zaś sprytnie stwierdził, że Węgry w EPP różnią się w poglądach od swoich partnerów, jednak „pięknie jest się różnić". Sam Orbán sprawowane przez siebie rządy określa mianem innowacyjnych, a także pełnych „świeżego politycznego myślenia". Wystąpienie na forum PE wykorzystał do wypunktowania sukcesów swojej polityki, głównie gospodarczych. Wskazywał, że Węgry są krajem, który nie utrzymuje się z jałmużny (alegoria unijnych funduszy), lecz pracy.