Polski podatek od sprzedaży detalicznej i węgierski podatek od reklam nie naruszają prawa Unii w dziedzinie pomocy państwa. Progresywne opodatkowanie przychodów przedsiębiorstw jest bowiem sprzeczne z przepisami o pomocy państwa - uważa rzecznik generalna.
Polski podatek handlowy, zwany też podatkiem od supermarketów, miał wejść w życie już w 2016 r. Ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej zakładała wprowadzenie dwóch stawek: 0,8 proc. od przychodu między 17 mln złotych a 170 mln złotych miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln złotych miesięcznie. Polskie przepisy zakwestionowała jednak Komisja Europejska twierdząc, że jest on formą niedozwolonej pomocy państwa - mniejsze sklepy, które mają obroty poniżej 17 mln zł miesięcznie, nie muszą wcale płacić podatku od sprzedaży detalicznej.
W maju 2019 r. polski rząd wygrał spór o te przepisy przed Sądem Unii Europejskiej, ale KE wniosła apelację do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).
W dzisiejszej opinii dla unijnego Trybunału rzecznik generalna Juliane Kokott zaproponowała, aby Trybunał oddalił odwołanie Komisji i utrzymał w mocy wyrok Sądu. Rzecznik generalna odesłała do wypracowanego w ostatnim czasie orzecznictwa Trybunału, w myśl którego opodatkowanie progresywne może opierać się na obrocie, ponieważ kwota obrotu stanowi neutralne kryterium odróżniające, a także istotny wskaźnik zdolności płatniczej podatników.
- Podatek pobierany od przychodu – podobnie jak podatek pobierany od zysku – ma swoje wady i zalety. Ich rozważenie i wzięcie za nie odpowiedzialności nie jest zadaniem organu czy sądu, lecz umocowanego demokratycznie ustawodawcy. Ustawodawca podatkowy może zdecydować, który podatek jest w jego ocenie odpowiedni. W każdym razie prawo z dziedziny pomocy państwa nie wymaga wprowadzenia podatku, który byłby najbardziej odpowiedni z punktu widzenia Komisji Europejskiej - twierdzi TSUE.