To drugie wyłożyli mi dopiero młodzi Grecy cypryjscy spotkani na niewielkiej wysepce jednego z tysięcy pindoskich strumyków.
Ćwiczyliśmy się z kolegą w sztuce puszczania kaczek, a oni właściwie wzięli się znikąd – spłynęli, by wynurzyć się z wody na naszej wysepce. Przerwali nam burzliwą dyskusję o polskich góralach. Kolega, etnolog i znawca Europy Środkowej, opowiadał właśnie, że to mniej więcej z okolic Pindosu ruszyli starożytni Wołosi, posługujący się tajemniczym wschodnioromańskim dialektem pasterze, którzy w czasach imperium służyli Rzymianom za tłumaczy w kontaktach z miejscowymi Grekami. I ci Wołosi, uznawani za specyficzną grupę Arumunów, wedle jednej z teorii mieli pokonać cały łuk karpacki, po czym dojść aż do Tatr. I nasi górale podhalańscy mieliby być ich potomkami. Dalej opowiadał o swoistym pangóralizmie, bo górale całej Europy Środkowej mają nie być Słowianami, lecz Romanami – po Wołosach i innych grupach Arumunów. Świadczyć o tym mają choćby takie góralskie słowa, jak „watra" czy „bryndza", które pochodzą właśnie z języka wołoskiego.
Za sprawą greckich pływaków do tej dyskusji niespodziewanie wmieszał się język angielski i ich „Hello, how are you?". Przyjechali aż z Cypru, by spłynąć sobie tym niepozornym strumyczkiem, w którym topiliśmy „kaczki". Po czym zaczęli opowiadać o swoistym rytuale. Zaczął się pierwszy wykład. Strumyki Pindosu okazały się prawie święte, bo to w nich młodzi Grecy przechodzą niejako chrzest greckości. Nasi Cypryjczycy trafili tu przed rozpoczęciem studiów, by wchodząc w dorosłość, poznać „prawdziwą Grecję".
Następnie wyjaśnili, że tak właściwie to wysłali ich do Pindosu rodzice. Bo oni to nie wierzą w te wszystkie nacjonalistyczne przesądy. Jak jeden mąż zaczęli obśmiewać własny wykład, który chwilę wcześniej zrobił na nas wielkie wrażenie. Bo oni nie wierzą nie tylko w Grecję, ale w ogóle w narody. Świat nie powinien mieć granic. Religia prowadzi do wojen, szowinizm to największy problem, a ich samych najbardziej bolą krwiożerczy kapitalizm i brutalny imperializm, które doprowadziły Grecję do bankructwa. A na Cyprze? Też nie najlepiej. Najgorsze są te animozje grecko-tureckie. Pochodzą ze świata, który już dawno powinien minąć. Mamy XXI wiek, internet, loty w kosmos. Tymczasem globalizacja rozprzestrzenia tylko neoliberalizm, zamiast wszystkich łączyć.
Po tym drugim wykładzie nasi młodzi internacjonaliści spytali, dokąd i skąd właściwie jedziemy. Odpowiedź była prosta: wpadliśmy tu na kilka dni z Albanii i zaraz tam wracamy, bo tam też są bardzo ciekawe góry. A później do Macedonii... Na to jeden z Greków mówi, że do FYROM.