Analitycy zwykli mi powtarzać, że w tej branży czynnikiem największego ryzyka jest pogoda. Przykład widzimy w tym roku – ta sama pogoda potrafiła zarówno unicestwić plony, jak i doprowadzić do klęski urodzaju. Producenci owoców desperują i maszerują, bo w warunkach nadprodukcji owoców ceny poniżej kosztów produkcji grożą im bankructwem. Tymczasem Rada Ministrów musiała właśnie znaleźć 800 mln zł na program pomocy dla rolników, którym susza wypaliła zbiory. GUS już prognozuje, że zbiory zbóż będą 14 proc. niższe od ubiegłorocznych, zbiory warzyw spadną o 8 proc. Kataklizmy kosztują podwójnie, raz, że rząd musi wydać dodatkowe pieniądze, dwa, że straty na polach z powodu suszy już kosztują jakieś pół miliarda złotych, a ich szacowanie jeszcze się nie skończyło.

I jak w klasycznym thrillerze – na to wchodzą coraz droższe środki produkcji. Drogi gaz uderza w rolników podwyżkami cen nawozów nawet o jedną trzecią. Czy to ważny koszt? Według różnych szacunków to ok. 40 proc. kosztów uprawy zbóż z hektara. Jeśli podwyższymy je o jedną trzecią, całkowite koszty uprawy wzrosną o kilkanaście procent. A to zmniejszy – znowu – zyski rolników. Dodajmy, że w tym roku zdążyły już podwoić się koszty pracy pracowników sezonowych, wprowadzone „ułatwienia" w zatrudnianiu osób z Ukrainy ograniczyły liczbę przyjazdów i rąk do pracy, podrożało już paliwo konieczne do zbiorów. Mało który mieszkaniec miasta interesuje się na co dzień rolnictwem, trudno je dostrzec z biurowca, z tramwaju czy taksówki. Dlaczego warto zwrócić uwagę na te ceny w ogólnopolskim dzienniku? Bo za podwyżki cen gazu – pan zapłaci, pani zapłaci – w sklepie spożywczym i u piekarza. Perspektywa własnego talerza potrafi otworzyć oczy.