Wniosek jest jeden: jeżeli ktoś zakładał, że to krezusi, mylił się. Nie ma zbyt wielu willi czy limuzyn. Są za to kredyty mieszkaniowe, nie najnowsze samochody. Tym bardziej argumenty podnoszone przez m.in. rzecznika KRS Waldemara Żurka o zagrożeniach, jakie może wywołać jawność majątków sędziów, które staną się teraz celem złodziei, bandytów i porywaczy, jakoś do mnie nie trafiają.

Paradoksalnie jawność oświadczeń może przynieść im pozytywny efekt, i to podwójny. Bo w zderzeniu z rzeczywistością pryska mit o krezusach czy skorumpowanej grupie próbującej coś ukryć, często podsycanym przez różnego rodzaju zawodowych pieniaczy. Okazuje się, że majątki sędziów nieszczególnie różnią się od majątków innych obywateli, że proza życia wszędzie jest taka sama, że oni również jeżdżą dziesięcioletnimi samochodami i dali się wpuścić w kredyty we frankach.

Inne pytanie, czy tak powinno być. Czy grupa tak wysoko wykwalifikowana, posiadająca ogromną władzę decyzyjną, nie powinna być wynagradzana lepiej. I właśnie oświadczenia majątkowe mogą stać się przyczynkiem do takiej dyskusji, a nawet żądań środowiska. Oczywiście jawność majątkowa bywa kłopotliwa, np. w stosunkach z sąsiadami czy rodziną, jednak chyba da żyć. Szczególny status przecież do czegoś zobowiązuje.