W starych blokach trudniej uciec przed ogniem

pPoblemy z przepisami przeciwpożarowymi mają nie tylko właściciele escape roomów, ale również właściciele i zarządcy budynków wielorodzinnych. Lista naruszeń jest długa.

Publikacja: 24.01.2019 18:30

<Wymiana pionów w blokach z czasów PRL jest bardzo kosztowna, nie wszystkich na to stać

<Wymiana pionów w blokach z czasów PRL jest bardzo kosztowna, nie wszystkich na to stać

Foto: AdobeStock

Znajduje się na niej praktycznie wszystko – od zbyt wąskich i nieprzejezdnych dróg ewakuacyjnych, po brak gaśnic oraz instrukcji postępowania na wypadek pożaru wraz z wykazem telefonów alarmowych.

Drogie, nowe piony

W najgorszej sytuacji są mieszkańcy wysokich bloków, czyli mających więcej niż dziewięć pięter.

– Chodzi o te wybudowane przed 2009 r., czyli przed wejściem w życie nowych wymogów przeciwpożarowych. W czasach, gdy je budowano, obowiązywały inne przepisy. Teraz muszą spełniać współczesne wymogi. Co nie jest takie proste – tłumaczy Bogdan Dąbrowski, radca prawny w Urzędzie Miasta w Poznaniu.

Dlaczego? Okazuje się, że chodzi o pieniądze. Często trzeba wydać wiele milionów złotych, by dostosować stare wieżowce do współczesnych wymogów przeciwpożarowych.

Spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych na to nie stać. Niektóre próbują się odwoływać do sądów administracyjnych. Z reguły jednak przegrywają. Sądy wychodzą bowiem z założenia, że bezpieczeństwo przeciwpożarowe mieszkańców bloku jest najważniejsze.

Problemy z tego powodu miała jedna z warszawskich spółdzielni. Straż pożarna stwierdziła, że na osiedlu dziesięciopiętrowych budynków jest przestarzała instalacja przeciwpożarowa, tzw. suche piony. Nakazała je wymienić i to w krótkim czasie.

Spółdzielnia miała zainstalować tzw. mokre piony. Są to specjalne urządzenia wyposażone w zawory hydrantowe, do których strażacy przyłączają węże, gdy pożar wybuchnie w jednym z mieszkań na wyższych piętrach. Woda podawana jest z pompowni ze zbiornika z wodą do celów przeciwpożarowych, zlokalizowanego najczęściej w piwnicy albo, co się zdarza bardzo rzadko, na dachu budynku.

Ze względu na ogromny koszt modernizacji spółdzielnia odmówiła wykonania tego obowiązku. Twierdziła, że decyzja straży została wydana bez podstawy prawnej. A jej samej nie stać na wymianę pionów.

Zarówno wojewódzki, jak i główny komendant Państwowej Straży Pożarnej uznali, że trudności finansowe nie są wystarczającym argumentem, by odstąpić od tej decyzji. Bezpieczeństwo przeciwpożarowe w blokach jest aktualnie zagrożone i wymaga pilnej poprawy.

Spółdzielnia odwołała się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) w Warszawie. Tłumaczyła, że przepisy nie nakładają obowiązku wyposażenia istniejących budynków w nawodnione piony przeciwpożarowe. Stanowią jedynie, że zawory muszą spełniać wymagania Polskich Norm dotyczących tych urządzeń oraz gdzie muszą znajdować się hydranty wewnętrzne oraz zawór.

WSA podzielił jednak opinię straży pożarnej. Wyjaśnił, że ochrona przeciwpożarowa nie kończy się wraz z wybudowaniem budynku, ale trwa przez cały okres jego użytkowania. Bez znaczenia jest to, że budynki powstały i zostały oddane do użytkowania przed wejściem w życie rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji z 7 czerwca 2010 r. w sprawie ochrony przeciwpożarowej. Przepisy te stosuje się do wszystkich budynków – i nowych, i starych.

Pudła i rowery na klatce

Stawiając rowery, pudła oraz inne różne rzeczy, nikt się specjalnie nie zastanawia, co na to powie strażak. To błąd.

– Rzeczy stojące na klatkach schodowych oraz korytarzach zawężają drogę ewakuacyjną w razie pożaru. Straż pożarna ma prawo więc nakazać ich usunięcie albo właścicielom lokali, albo zarządcy budynku – wyjaśnia Mariola Berdysz, dyrektor fundacji „Wszechnica Budowlana".

Najczęściej odpowiedzialność spada na zarządcę budynku, który następnie egzekwuje od właścicieli mieszkań oraz lokatorów, by usunęli zalegające rzeczy na klatce schodowej czy korytarzu.

Zarządca nieruchomości musi również dbać o to, by mieszkańcy nie parkowali przy uliczce pełniącej rolę drogi przeciwpożarowej. Jeżeli tego nie robi, to straż pożarna ma prawo to nakazać.

Problem z parkowaniem wystąpił w Spółdzielni Mieszkaniowej „Energetyka" w Warszawie. Jej mieszkańcy prosili straż pożarną o interwencję. Ich zdaniem zabezpieczenia przeciwpożarowe w ich bloku są w złym stanie.

Straż przyjechała sprawdzić budynek. Przy okazji jednak zajęła się uliczką ciągnącą się wzdłuż bloku. Okazało się, że jest zastawiona samochodami.

Tymczasem pełni ona rolę drogi przeciwpożarowej. Nie powinno więc tak być. W razie pożaru bowiem wóz strażacki nie dojedzie. Komendant Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej wydał więc decyzję nakazującą „Energetyce" zapewnienie przejazdu drogą pożarową.

Samochody na drodze

„Energetyka" odwołała się, ale nic nie wskórała. Zarówno WSA w Warszawie, jak i Naczelny Sąd Administracyjny oddaliły skargę. Powołały się m.in. na § 5 rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków, innych obiektów budowlanych i terenów.

Z tego przepisu wynika, że właściciele i zarządcy nieruchomości mają obowiązek utrzymania znajdujących się w ich obrębie dróg pożarowych w stanie umożliwiającym ich wykorzystanie przez wozy strażackie. Komendant miejskiej straży pożarnej miał więc prawo stawiać tego typu żądania.

W ocenie tych sądów priorytetem spółdzielni powinno być zagwarantowanie ochrony zdrowia i życia oraz bezpieczeństwa użytkowników bloku. Spółdzielnia nie ma racji, a ustalenia straży pożarnej są prawidłowe.

Samochody zastawiają drogę przeciwpożarową. W razie pożaru stwarza to zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi.

Dlatego straż, jeżeli stwierdzi nieprawidłowości, ma władcze kompetencje, by nakazać „Energetyce", by podjęła kroki, by zakaz parkowania był przestrzegany przez mieszkańców i samochody nie blokowały drogi. To od niej samej zależy, jakie podejmie kroki.

Według sądu może to być m.in. informowanie mieszkańców czy też zawiadamianie straży miejskiej. Natomiast – zdaniem NSA – samo wytyczenie drogi i postawienie znaków to zdecydowanie za mało. Rola zarządcy i właścicieli budynków jest znacznie większa.

– Poradziliśmy sobie z tym problem, choć nie było łatwo. Mieszkańcy musieli przyzwyczaić się, że nie wolno wszędzie stawiać samochodów – przyznaje Piotr Kłodziński, prezes tej spółdzielni.

– Obecnie każde osiedle posiada plan organizacji ruchu oraz odpowiednie oznakowanie. Dzięki temu, jeżeli samochód stoi w niedozwolonym miejscu, straż miejska ma obowiązek przyjechać na każde wezwanie – wyjaśnia prezes Kłodziński.

Bywa jednak i tak, że żądania straży pożarnej są zwyczajnie niewykonalne dla wspólnoty mieszkaniowej lub spółdzielni. – Wówczas trzeba znaleźć rozwiązania zastępcze. – tłumaczy Mariola Berdysz.

Za ciasno w tym garażu

W podziemnych garażach zdarza się, że niezachowane są odległości między miejscami postojowymi oraz między miejscami postojowymi a drzwiami i ścianami garażu. W bloku na warszawskiej Sadybie straż doszukała się braku wyraźnego ustalenia granic między poszczególnymi miejscami postojowymi (na ścianach widniały tylko numery). Zabrakło też przejść ewakuacyjnych o odpowiedniej szerokości. Parkujące samochody stały w odległości m.in. 48 cm, 55 cm i 57 cm (wartości zmierzone pomiędzy dwoma samochodami lub pomiędzy samochodami a ścianą garażu lub drzwiami ewakuacyjnymi). Zdaniem straży odległość powinna wynosić co najmniej 90 cm. Droga ewakuacyjna nie była więc prawidłowo wytyczona.

Komendant Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie wydał decyzję nakazują zarządcy budynku, by dokonał odpowiednich zmian.

Wspólnota zaprotestowała. Twierdziła, że przepisy nic nie mówią o szerokości drogi ewakuacyjnej w garażu. Przepis, na który powołał się komendant, dotyczy pomieszczeń przeznaczonych na pobyt ludzi, a garaż do takich nie należy.

WSA nie uchylił decyzji. Według niego co prawda przepis, na który powołała się straż pożarna, nic nie mówi o szerokości drogi ewakuacyjnej w garażu podziemnym, ale stosuje się go w takim przypadku w drodze analogii. Sąd powołał się na § 16 rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków. Mówi on, że budynek uznaje się za zagrażający bezpieczeństwu ludzi, gdy jego warunki techniczne nie zapewniają możliwości ewakuacji ludzi. Wystarczy, że droga ewakuacyjna jest o jedną trzecią węższa od tej wymienionej w przepisach techniczno-budowlanych.

Znajduje się na niej praktycznie wszystko – od zbyt wąskich i nieprzejezdnych dróg ewakuacyjnych, po brak gaśnic oraz instrukcji postępowania na wypadek pożaru wraz z wykazem telefonów alarmowych.

Drogie, nowe piony

Pozostało 97% artykułu
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu