Katarzyna Bonda: Z każdej książki wychodzi się inaczej

Katarzyna Bonda jest królową polskiej powieści kryminalnej. Debiutowała w 2007 roku „Sprawą Niny Frank”, która została nominowana do „Nagrody Wielkiego” Kalibru, a przez wydawnictwo Media Express wyróżniona nagrodą „Debiutu Roku”. Następne książki były również bardzo poczytne, m.in. „Okularnik” zdobył tytuł „Bestsellera Empiku” w 2015 roku w kategorii: literatura polska.

Aktualizacja: 12.11.2018 22:13 Publikacja: 12.11.2018 22:04

Katarzyna Bonda

Katarzyna Bonda

Foto: fot. Ewa Żylińska

Carlos Ruiz powiedział kiedyś: „Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie”. Po napisaniu kilkunastu świetnych dzieł, choćby po „Okularniku”, czy ostatnio wydanym „Czerwonym Pająku”, jak można odnieść się do tych słów z z perspektywy autorki?

Katarzyna Bonda: Są to oczywiście tzw.święte słowa. Zawsze je powtarzam osobom, które czegoś nie zrozumiały, bo jest za dużo wątków, postaci czy skomplikowanych elementów. Nie piszę dla każdego. Jeżeli ktoś ma w sobie podobną percepcję świata, wrażliwość, ten rodzaj przestrzeni emocjonalnej; wtedy jest połączenie między mną, a czytelnikiem i to wszystko trafia. Poza tym uważam, że pomiędzy autorem a czytelnikiem zawsze jest jakieś połączenie, jak między kochankami. Oczywiście nie należy tego czytać dosłownie; chodzi mi o poziom bliskości. Najważniejsze jest to, czego nie widać; jakiś rodzaj emocji, który napędza fabułę. I nie tylko w to wierzę, po prostu wiem, że tak jest.

 

Niegdyś pewna rosyjska gwiazda telewizji zapytana na wizji o to, kim jest po grani od 40 lat w teatrze, serialach i w filmach powiedziała: „Już nie wiem kim,jestem. Jestem zlepkiem ról...”. Czy takim „zlepkiem ról” może być też pisarka, która napisała bardzo dużo powieści? Pojawiają się obawy, iż można się zagubić, wejść za bardzo w losy bohaterów?

Nie ma takiej możliwości. Przez całe życie pisarskie człowiek doskonali warsztat. Aktorka może faktycznie może nie wiedzieć,kim jest, ponieważ pracuje na własnych emocjach, na własnym ciele, a ja staram się stawiać granicę między rzeczywistością fabularną a moją własną prawdą. Oczywiście wchodzi się bardzo głęboko pomiędzy świat materialny a duchowy. W trakcie pracy nad książką udaje się zbudować pewien rodzaj szczeliny między nimi, w którą wchodzę i rozszerzam ją, gdy zagłębiam się w świat wyimaginowany, ten z konkretnej powieści. Gdy stwarzam kolejne postaci, ta szczelina jest coraz szersza i coraz wygodniej mi się po niej poruszać. Nie jest jednak tak, że pozwalam, by ten świat sobie samowolnie istniał. Można powiedzieć, że jest pewien rodzaj smyczy, na której prowadzę swoje postaci i wydarzenia. Pozwalam im funkcjonować i się rozwijać, ale one nie biorą władzy nade mną. Inaczej dzieje się, gdy czasem decyduję się nasycić jakąś postać swoimi doświadczeniami lub podpatrzonymi obserwacjami. Funkcjonując w rzeczywistości korzystam z doświadczeń różnych osób. I wtedy dzieje się to na poziomie nieświadomym. Ale nie potrafię ocenić, ile w każdej postaci jest moich emocji, tych podpatrzonych, a ile ta postać sama wygenerowała. To nie matematyka, nie da się tego tak określić. Natomiast na pewno dobra literatura nie bierze się ze mnie. Jestem czasem tylko rodzajem anteny i wyłapuję dane, które można przekazać.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani: „Mam czasem wrażenie, że gdy wychodzę z domu; to świat jest taki dziwny, jakby miało się okulary 3D. To znak, że jest się głęboko w fabule”.  Jak więc wyjść z tego stanu, gdy kończy się pisać książkę i trzeba „zmierzyć się” z rzeczywistością?

To pytanie bardzo trudne. Za każdym razem inaczej wychodzę. Tak samo, jak każda opowieść jest zupełnie inna i walczę o to, by zawsze stanowiła wyzwanie i to za każdym razem trudniejsze. Z początku jestem przerażona, że nie dam rady przekroczyć tej rzeki, ale potem oczywiście wchodzę w nią i nawet docieram do rzeczy, których do tej pory nie miałam okazji poznać. I tak, jak owo wchodzenie jest za każdym razem inne, tak inne jest wychodzenie Nie mam więc jednej odpowiedzi. Myślę, że kluczowy jest czas, to chyba jedyny element, który wiąże wszystkie moje wychodzenia z fabuł. Przy pracy nad „Pochłaniaczem”, musiałam pomalować cały dom na biało. Przy „Okularniku” rozbijałam ściany. a przy „Czerwonym Pająku” musiałam wyjechać na długi urlop i nie kontaktować się z nikim, nie zaglądać do telefonu oraz zdecydowałam, że się przeprowadzam, bo w miejscu, w którym mieszkałam prawie dwadzieścia lat, już się duszę. Przy „Lampionach” zmieniał się mój przyjaciół wokół mnie. I nie była to kwestia kłótni, tylko po prostu czyszczenie systemu z otaczających ludzi, ustanawianie nowych podziałów kto jest sojusznikiem, kto wrogiem, kto pijawką, która czerpie i nie daje wzajemności. Te rzeczy, o których mówię, są tylko katalizatorem, substytutem zmiany, ponieważ każda książka zmienia również mnie. Przykładowo: „Czerwonego Pająka” napisałam pod koniec zeszłego roku. Wydany został w maju, a on dopiero teraz ze mnie schodzi. Takie długie okresy wchodzenia i wychodzenia przypominają związki międzyludzkie lub też czas żałoby. Ze wszystkim trzeba się pogodzić. Podziwiam ludzi, którzy potrafią płytko wchodzić w fabułę i z niej wychodzić, ja tak nie potrafię. Uważam to za pewien rodzaj bulimii. Osobiście nienawidzę etapu zapisu książki, bo ten proces jest obarczony ogromną odpowiedzialnością, jest swoistym testem, wtedy wszystko wychodzi na jaw, ale uwielbiam pokonywać tego smoka; uwielbiam wygrywać. Oznacza to, że wciąż rozwijam się jako człowiek. I dzięki temu za każdym razem jestem nowa  To jest klucz do wszystkiego.

Uczucie przemijania po napisaniu książki, powoduje, iż powstaje „głód” na napisanie kolejnej? Można ten stan porównywać do głodu, jaki powstaje w organizmie, gdy brakuje narkotyków, większej ilości alkoholu?

Rzeczywiście tak trochę jest, ponieważ pisanie książek seryjnie jest pewnego rodzaju nałogiem. Ale tak naprawdę we współczesnym świecie wszyscy jesteśmy nałogowymi ludźmi. Opowiadanie historii zdaje się być czymś zgoła niewinnym w porównaniu z innymi nałogowymi działaniami ludzkości: uzależnieniem od  seriali i wiadomości z ich nieustannym szumem informacyjnym, z pracoholizmem, portalami randkowy, odchudzaniem, operacjami plastycznymi, mediami społecznościowymi, clubbingiem, depresjami i maniami. Na co dzień jestem, jak bąk, który stale wiruje; myśli albo o tym, co było albo o tym, co będzie. I kiedy łapię historię, trop, wówczas osiągam spokój, nagle znajduję się tylko w teraźniejszości; tu i teraz. To jest jakiś rodzaj zarazy, którą człowiek łapie. Dopadła mnie ileś lat temu i nie puszcza. I nie jest to kwestia wyłącznie uzależnienia, ponieważ nad uzależnienie się nie panuje, a tutaj bardziej chodzi o poszukiwanie balansu. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale dla mnie praca nad książką daje mi spokój i poczucie stabilności.

Pojedynek z przemijaniem po wydaniu książki jest łatwiejszy z napisaniem każdej następnej? Decydujące znaczenie może mieć charakter, styl, fabuła danej książki?

Kiedy patrzę na swoje poprzednie książki, uświadamiam sobie, iż w tamtym momencie taka byłam, wykorzystałam sto procent swojej energii, wiedzy, czasu, mocy i wszystkiego, co mogłam dać. Zawsze tak pracuję. Teraz jestem już zupełnie inną osobą, mam inne możliwości na wykorzystanie wiedzy, energii itd. Spojrzenie wstecz zawsze powoduje zgrzytanie zębów i wściekliznę, mówiącą że najlepiej spalić poprzednie książki. Ale nie zrobię tego, ponieważ uważam, że taka jest moja historia. Uważam za bardzo nieuczciwe to, iż niektórzy autorzy postanawiają przepisać swoje debiuty po iluś latach. Znajdują wtedy zupełnie inne koncepcje, zmieniają kompozycję albo wysyłają listy do wydawcy, by poprawić odpowiednie fragmenty. Czasem są więc przypisy, że druk został zmieniony, ale nie zawsze. To tak, jakby ktoś kolorował swoje stare zdjęcia, bo przeszkadzał mu kolor włosów albo styl ubioru. Ja akceptuję wszystkie swoje powieści. To tak jak z dziećmi - jedno jest zezowate, drugie ma coś z nogą, inne garb, ale takie je urodziłam i je kocham.

Oscar Wilde w „Portrecie Doriana Graya” pisał: „Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego”. Cenę pani książki może znać każdy; ale w jaki sposób można starać się zrozumieć pani przemyślenia, gdy stawia pani ostatnią kropkę w tekście, a później widzi swe najnowsze dzieło na półkach w księgarni?

Nad takimi kwestiami się zupełnie nie zastanawiam. To pytanie mówi o rzeczach intelektualnych, a ja robię w emocjach. Jak czytelnik będzie interpretował to, co napisałam, to jego prywatna sprawa i mnie nic do tego. Nie mam wręcz prawa ingerować w tę przestrzeń, mogę co najwyżej przyjąć opinię i wysłuchać jej, by być lepsza podczas pracy nad następną. Nie piszę książek tak, jak wytwarza się produkty: „O, teraz będziecie płakali.”, „A teraz Was przestraszę”. Nie o to chodzi. Gdy „wyświetla” mi się dana historia, to ją spisuję. Najpiękniejszy moment to ten, gdy uświadamiam sobie, że niczego nie wymyślam, tylko coś zobaczyłam gdzieś i mogę przekazać to czytelnikowi.

Kiedyś wspomniała pani, iż zaczyna pisać od końca, skupiając się głównie na postaci mordercy; tak by wszystko mieć zaplanowane na sucho.

Zaczynam od końca, gdyż lubię twarde dane. Po prostu lubię znać cel podróży. Myślę, że dobra metaforą jest tu sytuacja, gdy przychodzimy do jakiegoś guru, on tłumaczy nam bardzo zawiłym, specjalistycznym językiem, więc nie rozumiemy na początku, o co mu chodzi. Ale nie należy się dopytywać, należy współuczestniczyć w tym. Z biegiem czasu dojdzie się do perfekcji i zrozumie się, że wszystko dostało się na tym pierwszym spotkaniu. Ja pracuję w bardzo podobny sposób. Lubię wiedzieć wszystko, łącznie z tym, jak dana książka się skończy. Wydaje mi się to naturalne; inaczej nie umiem.

Na przestrzeni lat, od momentu gdy w 2007 roku została pani nominowana do Nagrody Wielkiego Kalibru, jak zmieniło się pani podejście do tematu przemijania po wydaniu książki?

Kiedyś bardzo się przejmowałam książką, która wychodzi drukiem. W ogóle przejmowałam się wszystkim - recenzjami, opinią publiczną. Myślałam o tym, czy ta książka mi wyjdzie, czy nie. Teraz kompletnie się już tym nie przejmuję. Zastanawianie się, co ktoś o mnie pomyśli?, w ogóle nie ma sensu. Odnosi się to zarówno do przestrzeni prywatnych, jak i twórczych. Dostrzegałam, że owo przejmowania  zaczęło wchodzić do każdej powieści i później musiałam je czyścić z tego. Nominacja z 2007 roku to nie był początek. Zaczęłam pisać „Sprawę Niny Frank” w 2002 lub w 2003 roku. Długo powstawała ze względu na to, co potem zdarzyło się w moim życiu. Dla ludzi istnieję od 2007 roku, bo wyszła drukiem moja książka, ale tak naprawdę jako pisarka istnieję od 2002 lub 2003 roku. Ten moment, którego nikt nie widział, jest dla mnie najważniejszy. Z książkami jest jak z górą lodową,. To, że ktoś postrzega tylko sam czubek, nie znaczy, że pod spodem nic nie ma. A właśnie tam jest cała siła danej książki. I uświadomienie sobie tego powoduje, iż inaczej patrzymy nie tylko na literaturę, ale również na wszystkie aspekty życia prywatnego.

Carlos Ruiz powiedział kiedyś: „Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie”. Po napisaniu kilkunastu świetnych dzieł, choćby po „Okularniku”, czy ostatnio wydanym „Czerwonym Pająku”, jak można odnieść się do tych słów z z perspektywy autorki?

Katarzyna Bonda: Są to oczywiście tzw.święte słowa. Zawsze je powtarzam osobom, które czegoś nie zrozumiały, bo jest za dużo wątków, postaci czy skomplikowanych elementów. Nie piszę dla każdego. Jeżeli ktoś ma w sobie podobną percepcję świata, wrażliwość, ten rodzaj przestrzeni emocjonalnej; wtedy jest połączenie między mną, a czytelnikiem i to wszystko trafia. Poza tym uważam, że pomiędzy autorem a czytelnikiem zawsze jest jakieś połączenie, jak między kochankami. Oczywiście nie należy tego czytać dosłownie; chodzi mi o poziom bliskości. Najważniejsze jest to, czego nie widać; jakiś rodzaj emocji, który napędza fabułę. I nie tylko w to wierzę, po prostu wiem, że tak jest.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Nie żyje Paul Auster
Literatura
Mróz, Bonda, Chmielarz, Puzyńska, Stachula, Masterton – autorzy kryminałów na Targach VIVELO
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina