Więc ta wiedza może być fałszywa, ale wynika z niej, że w USA pracowników zwalnia się z dnia na dzień, bez żadnych wypowiedzeń. Tak w każdym razie jest w korporacyjnym biznesie tzw. białych kołnierzyków, bo przemysł samochodowy, jak nietrudno zauważyć, związki zawodowe doprowadziły do upadku.
Nie wiem, jak jest, przyjmuję pewien model stosunków pracowniczych jako punkt odniesienia. Pracownik ma w nim mało praw, ale bardzo wiele wskazuje na to, że taki model jest gospodarczo efektywny. Być może także dla pracowników, bo po pierwsze, koniec końców więcej zarabiają, jeżeli cały system jest bardziej wydajny, a po drugie – skoro łatwo ich zwolnić, to i łatwo znaleźć pracę. Taka jest nieprzemakalna logika rynku pracy. Z drugiej strony pracodawca ma wszelkie powody, aby o dobrego pracownika się troszczyć i mu dobrze płacić. I w ogóle dbać o niego, bo on też może szybko znaleźć zatrudnienie w innym miejscu.
Europa Zachodnia, unijna i socjalna, jest w moim umownym podziale na drugim biegunie. Relacje pracownicze z tej części świata znam trochę lepiej. Gdy firma z centralą w zachodniej Europie planuje zwolnić pracownika, a zwłaszcza trochę ważniejszego czy nawet średnio ważnego, zwołuje w tym celu konsylium, odbywają się konferencje telefoniczne i wideo, a my prawnicy piszemy spore memoranda na temat ryzyka pracodawcy. Nie mówiąc już o tym, co się robi i jaka wybucha panika, gdy z załogi trzeba zwolnić większą grupę.
Oczywiście po stronie pracodawcy, zwłaszcza ze strony pracownika, który zarabia dużo, są poważne roszczenia i na pewno one motywują do przyzwoitego przeprowadzenia całego procesu. Wydaje mi się jednak, że nie tylko o to tu chodzi. To podejście do pracy i pracownika jest już bardzo silnie wkodowane w kulturę biznesową czy też społeczną w ogólności. Nie dotyczy ono tylko finansów firmy, ale także znacznie bardziej ulotnych, choć nierzadko ważniejszych wartości, jak reputacja czy postrzeganie firmy na rynku.
Te różnice systemów prawa pracy przedstawiam umownie i ze wszystkim zastrzeżeniami. Nie wątpię jednak, że te systemy dzieli przepaść. Pytanie, kto na tym lepiej wychodzi, jest pierwszym, jakie się narzuca. Ale jest to, by tak rzec, pytanie nieco prymitywne. Bo najpierw trzeba odpowiedzieć na to, co jest kluczową wartością systemu społecznego – czy najpierw chce on zapewnić rozwój gospodarczy i z tego dopiero ma wynikać dobrobyt (poszczególnych) jednostek, czy też ów dobrobyt lub dobrostan zwykłych, pracujących ludzi jest celem samym w sobie i abstrakcyjny wynik gospodarczy całego państwa nie wyprzedza w tej hierarchii życiowego powodzenia poszczególnych jednostek, tu i teraz żyjących jedynym swoim życiem.