To teza wyroku Sądu Najwyższego z 12 lipca 2012 r. (II PK 301/11).
Powszechnie znany bezwzględny zakaz wypowiadania umów o pracę w czasie urlopu bądź innej usprawiedliwionej nieobecności w pracy (art. 41 kodeksu pracy) w praktyce owocuje często skądinąd przewidywalnymi zachowaniami pracowników. Nagminnie stają się niezdolni do pracy z powodu choroby, gdy spodziewają się utraty etatu.
W przeszłości zakaz ten interpretowano bardzo szeroko – wywodząc m.in., że obowiązuje też, gdy pracownik obecny w pracy w dniu, w którym wręczono mu wypowiedzenie, szedł po pracy do lekarza i uzyskiwał na ten dzień zwolnienie. W ten sposób skutecznie unicestwiał wypowiedzenie.
Na szczęście taka wykładnia to już odległa historia. Dziś liczy się to, czy pracownik jest obecny w pracy w dniu, w którym wręczono mu wymówienie, a nie to, czy jest w tym dniu zdolny do pracy.
Niezależnie od tego, że należymy do ścisłej światowej czołówki pod względem liczby dni zwolnienia na pracownika, jesteśmy chyba też liderem w przewidywalnych z góry zwolnieniach lekarskich. W zasadzie od lat, ba nawet dziesięcioleci nie znajdujemy na to skutecznego lekarstwa.