Skomentowała w ten sposób bardzo kontrowersyjne stanowisko Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który zaliczył stan trzeźwości do chronionych danych osobowych i uznał, że pracodawca nie może samodzielnie go badać.
- Od początku reprezentowałam inny pogląd - mówi dr Magdalena Rycak. - Niektórzy pracodawcy, np. zatrudniający kierowców, pracowników w kopalniach, energetyce, na wysokościach, wręcz mają obowiązek badania trzeźwości. Jeśli dopuszczą nietrzeźwego pracownika do pracy, mogą ponieść z tego tytułu szereg konsekwencji prawnych. A w jaki sposób pracodawca ma to ustalić, jeśli nie będzie mógł przeprowadzać prewencyjnych kontroli trzeźwości swoimi alkomatami? Zresztą często czynność ta może się odbywać w pełni anonimowo - w dużych zakładach pracy można technicznie uzależnić wejście na teren określonych pomieszczeń czy np. zajezdni autobusowej, od negatywnego wskazania alkomatu. Dopiero wówczas, gdy wynik jest pozytywny i zachodzi uzasadnione podejrzenie, że pracownik znajduje się w stanie nietrzeźwym, ma moim zdaniem zastosowanie ma art. 17 ust. 3 ustawy o wychowaniu w trzeźwości tj. pracodawca ma prawo żądać, by policja zbadała pracownika profesjonalnymi urządzeniami.
Ale pracodawca musi jakieś narzędzia, żeby w miarę obiektywnie sprawdzić, czy to uzasadnione podejrzenie zachodzi. Bo samo zataczanie się nie musi być efektem wypicia alkoholu, lecz choroby. Także obwąchiwanie nie jest miarodajne - na pierwszy rzut oka pracownik może wyglądać na trzeźwego, lecz wysokie stężenie alkoholu we krwi bywa wysokie nawet następnego dnia po wypiciu - dodała ekspertka.
Czy zatem pracodawcy mogą nadal prewencyjnie badać trzeźwość pracowników?
- Uważam, że niektórzy pracodawcy - tak. Ryzyko negatywnych skutków dopuszczenia do pracy, np. kierowcy czy pracownika budowlanego pod wpływem alkoholu, może być zbyt ogromne i dla pracodawcy i dla społeczeństwa, gdy wydarzy się jakieś nieszczęście, katastrofa - stwierdziła dr Magdalena Rycak.
Czytaj też: