Sąd Najwyższy wydał wyrok korzystny dla wykonawców godzących się w przetargowej gorączce na wyśrubowane warunki i nierealne terminy wykonania. Uznał, że kara dla wykonawcy powinna być adekwatna do wszystkich okoliczności danej sprawy.
SN zajmował się skargą Tadeusza T., przedsiębiorcy budowlanego, który domagał się od Gminy Miejskiej Ciechocinek 108 tys. zł. Gmina potrąciła mu tyle z wynagrodzenia za wykonane roboty budowlane jako karę umowną.
Za każdy dzień opóźnienia miał płacić 0,2 proc. wartości zadania. Powód wygrał przetarg na budowę zaplecza w projekcie Moje Boisko-Orlik 2012 r. 12 lipca 2010 r. zawarł umowę o roboty budowlane, które miał zakończyć do 30 listopada 2010 r. Wynagrodzenie ustalono na 262 tys. zł. Inspektor nadzoru budowlanego zawiadomił 15 września 2010 r. miasto, że sposób i tempo realizacji robót nie rokuje zakończenia ich w terminie.
Z kolei w grudniu 2010 r. przy pracach przyłącza wodociągowo-kanalizacyjnego stwierdzono silny napływ wód gruntowych. Tadeusz T. zlecał wykonanie przyłącza trzem kolejnym podwykonawcom i dopiero trzeci dzięki niskiej temperaturze na przełomie marca i kwietnia 2011 r. zakończył instalację. 17 maja 2011 r. Tadeusz T. zgłosił budynek do odbioru końcowego. Dokonano go 10 czerwca 2011 r. Miasto jednak potrąciło z należnego wynagrodzenia karę umowną za 209 dni, tj. od 1 grudnia 2010 r. do 27 czerwca 2011 r. Sprawa trafiła do sądu.
Sąd Okręgowy uznał, że powód nie dotrzymał harmonogramu, który sam zaproponował. Przyjął jednak, że skoro zgłosił gotowość do odbioru wykonanych prac 17 maja 2011 r., to miasto nie mogło obciążyć go karą za okres po tej dacie. Zasądził mu 33 tys. zł, bo uznał, że brak było podstaw do miarkowania powodowi kary umownej jako rażąco wygórowanej.