Po tragicznych wydarzeniach w Gdańsku organy ścigania przystąpiły do pociągania do odpowiedzialności osób, które przekroczyły w swoich wypowiedziach granice wolności słowa i dopuściły się tzw. mowy nienawiści. Pojawiły się też postulaty zmiany istniejących przepisów w taki sposób, aby ściganie przedmiotowych przestępstw było prostsze.
Czy zatem polskie prawo dostarcza wystarczających środków do skutecznej walki z przejawami tzw. hate speech?
Opluć słowem
W kodeksie karnym stypizowane są dwa przestępstwa, które mają umożliwić zwalczanie tego rodzaju występków. W art. 256 par. 1 k.k. zostało określone przestępstwo nawoływania do nienawiści. Przypisanie sprawcy tego czynu wymaga, aby działał on „publicznie", czyli kierował swoją wypowiedź do bliżej nieokreślonej grupy osób. Przestępstwo to można popełnić wyłącznie umyślnie, co oznacza, że sprawca musi nie tylko obejmować świadomością wszystkie znamiona czynu, lecz także przyjąć odpowiednią postawę woli w stosunku do swego czynu.
Czytaj także: Mowa nienawiści: kogo kochać, a kogo nie
„Nawoływanie do nienawiści" może mieć postać czynu zabronionego popełnionego wyłącznie z zamiarem bezpośrednim, co oznacza przyjęcie, że sprawca chce popełnić dane przestępstwo, a jednocześnie ma świadomość wszystkich elementów składających się na swój czyn. Ustawodawca, konstruując opisywany występek, wymaga zdecydowanego działania sprawcy. Pojęcie „nawołuje do nienawiści" oznacza każde działanie, którym sprawca zmierza do wzbudzenia w innych ludziach (rozumiane jako: niezindywidualizowanych, czyli w nieokreślonej liczbie) wrogości w stosunku do innej grupy etnicznej, narodowościowej, rasowej, wyznaniowej bądź bezwyznaniowej. Istotnie przy tym jest, aby to sprawca skupiał się na różnicach, czyli powinien nawiązywać do nierówności między ludźmi ze względów wyznaniowych, etnicznych, rasowych, narodowościowych lub ze względu na brak wyznania.