To był tylko test bez praktycznego znaczenia, który daje jednak pojęcie o nastrojach wokół brexitu. W poniedziałek w Izbie Lordów warunki wyjścia ze Wspólnoty proponowane przez rząd zostały odrzucone 321 głosami przeciw przy 152 za.

O wszystkim miało jednak rozstrzygnąć głosowanie we wtorek wieczorem (już po zamknięciu tego wydania „Rzeczpospolitej") w Izbie Gmin. Theresa May przesunęła moment decyzji do ledwie 74 dni przed datą wyjścia z Unii, licząc, że przerażeni wizją chaosu w razie rozwodu bez porozumienia posłowie podporządkują się jej planom.

Ale premier już nie panuje nad sytuacją. Tę rolę odgrywa teraz parlament. Przewodniczący Izby John Bercow poddał pod głosowanie poprawkę, która uniemożliwia dziki brexit. Gdyby przeszła, napięcie budowane przez rząd by opadło.

Co stanie się w razie odrzucenia umowy rozwodowej, na razie nie wiadomo. Opozycja chce przedterminowych wyborów, ale najbardziej realne wydaje się odłożenie brexitu do lata.