Choć restauracje, jadłodajnie i bary zanotowały w sierpniu blisko o połowę więcej płatności kartami niż przed rokiem, to ich słaba kondycja odbiła się w danych GUS. Santander przyjrzał się transakcjom swoimi kartami i obliczył, że wydatki w lokalach gastronomicznych nie tylko wróciły do poziomów sprzed pandemii, ale są, w ujęciu średniotygodniowym, o ponad 43 proc. wyższe niż przed rokiem. Wyraźny wpływ na to mają wakacje – płatności kartami za posiłki tam, gdzie Polacy dziś spędzają urlop, czyli w turystycznych miejscowościach nad Bałtykiem, na Mazurach i w polskich górach, wzrosły od 20 do nawet 200 proc., rekordy biją oczywiście nadmorskie kurorty.

Bank zauważył, że wydatki na żywność opłacone kartami wzrosły nie tylko w lokalach gastronomicznych, ale i w sklepach. Od stycznia do połowy sierpnia wzrosły one wobec ubiegłego roku o 51,7 proc. To jednak nie oznacza, że restauracje zamieniły się nagle w żyłę złota, ale bardziej, że klienci w czasie pandemii są bardziej skłonni płacić kartami, do czego zachęcał ich też handel.

Duży wpływ na rozkwit płatności kartami mogły mieć nie masowe wizyty w restauracjach i sklepach, ale zmiana polityki samych banków. – Od początku pandemii i lockdownu podwyższono płatności bezgotówkowe z 50 zł do 100 zł, choć wcześniej plany podniesienia do 100 zł były bardzo odległe – mówi Przemysław Barbrich, dyrektor zespołu komunikacji w Związku Banków Polskich. Skokowy wzrost płatności kartami w gastronomii i innych sektorach może być też wywołany przyspieszonym rozwojem e-handlu, gdy konsumenci utknęli w domach. A handel elektroniczny opiera się głównie na płatnościach bezgotówkowych. – Rynek był już nasycony w obszarze bankowości internetowej, natomiast teraz mocno rozwija się w bankowości mobilnej – mówi Barbrich. – Rok do roku wzrosła liczba użytkowników o 37 proc., wpłynęła na to zarówno pandemia, jak i duży rozwój płatności BLIK-iem czy kartami podpiętymi do telefonów – tłumaczy rzecznik ZBP.

GUS w opublikowanych w poniedziałek wynikach finansowych przedsiębiorstw niefinansowych zauważa, że w I półroczu 2020 roku spadek przychodów ogółem (5,2 proc.) był większy niż spadek kosztów ich uzyskania (4,4 proc.). – Dane potwierdzają już wielokrotnie stawianą tezę, że pandemia dotknęła branż nierównomiernie. Najsilniejsze ciosy dostały hotelarstwo i gastronomia ze wskaźnikiem na poziomie -11,7 proc., na minusie są również górnictwo i wydobycie oraz pozostała działalność usługowa – mówi Sonia Buhcholtz, ekspertka Konfederacji Lewiatan. W czasie lockdownu restauracje masowo zgłaszały się do platform do zdalnego zamawiania posiłków, jednak branża skarżyła się, że prowizje tam sięgały nawet 40 proc. ceny posiłku. Również miasta starały się wspierać swoich przedsiębiorców – Warszawa pomogła stworzyć platformę „Wspieram gastro", która oferuje zamawianie jedzenia online, ale dochód zostaje w restauracjach.