Za szefem koncernu samochodowego BMW Haraldem Krügerem oraz szefem Lufthansy Carstenem Spohrem także inni czołowi menedżerowie ostrzegają przed skutkami zajść w Chemnitz dla niemieckiej gospodarki. „Jesteśmy za kulturą otwartości, za różnorodnością oraz koegzystencją” – powiedział Harald Krüger „Welt am Sonntag” (WamS). Jego koncern zatrudnia pracowników 120 narodowości i proponuje miejsca pracy i nauki zawodu także uchodźcom.
„Obaj z Carstenem Spohrem przebywamy sporo za granicą i kiedy śledzimy sprawozdania o Chemnitz, to są to obrazki, na które nie ma się w ogóle ochoty” – mówi WamS szef BMW. Zdaniem Carstena Spohra Niemcy powinny pozostać nadal „krajem, który kojarzy się pozytywnie”.
W minionych tygodniach po tragicznej śmierci Daniela H. i w następstwie tego gwałtownych zajściach w Chemnitz koncern Vokswagena, który ma także zakłady w Saksonii, wezwał do tolerancji. Obok zarządu firmy apelowały także rady zakładowe oraz 500 pracowników należącego do VW zakładu Motorenwerk w Chemnitz.
Zegarki z rąk neonazistów
Judith Borkowski, prezeska zarządu firmy Nomos Glashütte zajmującej się produkcją zegarków, oświadczyła na łamach „Handelsblatt”, że „ekstremizm stał się niebezpieczną normalnością, a Saksonia stała się mocno brunatna”. Jej zdaniem nie chodzi „wyłącznie o kilka zacofanych osób i neonazistów”. – Ksenofobia, nienawiść wobec tradycyjnej polityki, rozczarowanie demokracją – to wszystko znajduje tymczasem w Saksonii szerokie poparcie – uważa Judith Borkowski. A coraz bardziej zaniepokojeni klienci Nomos Glashütte „chcą wiedzieć, czy ich zegarki produkują neonaziści”.
Czytaj także: Do Polski jadą stare, najbardziej trujące diesle z Niemiec