Niemieckie firmy drżą o reputację. „Klienci pytają, czy zatrudniamy nazistów”

Po ostatnich zajściach w Chemnitz niemieckie koncerny drżą o reputację i ostrzegają przed katastrofalnymi następstwami dla gospodarki.

Aktualizacja: 17.09.2018 16:20 Publikacja: 17.09.2018 09:54

Niemieckie firmy drżą o reputację. „Klienci pytają, czy zatrudniamy nazistów”

Foto: Bloomberg

Za szefem koncernu samochodowego BMW Haraldem Krügerem oraz szefem Lufthansy Carstenem Spohrem także inni czołowi menedżerowie ostrzegają przed skutkami zajść w Chemnitz dla niemieckiej gospodarki. „Jesteśmy za kulturą otwartości, za różnorodnością oraz koegzystencją” – powiedział Harald Krüger „Welt am Sonntag” (WamS). Jego koncern zatrudnia pracowników 120 narodowości i proponuje miejsca pracy i nauki zawodu także uchodźcom.

„Obaj z Carstenem Spohrem przebywamy sporo za granicą i kiedy śledzimy sprawozdania o Chemnitz, to są to obrazki, na które nie ma się w ogóle ochoty” – mówi WamS szef BMW. Zdaniem Carstena Spohra Niemcy powinny pozostać nadal „krajem, który kojarzy się pozytywnie”.

W minionych tygodniach po tragicznej śmierci Daniela H. i w następstwie tego gwałtownych zajściach w Chemnitz koncern Vokswagena, który ma także zakłady w Saksonii, wezwał do tolerancji. Obok zarządu firmy apelowały także rady zakładowe oraz 500 pracowników należącego do VW zakładu Motorenwerk w Chemnitz.

Zegarki z rąk neonazistów

Judith Borkowski, prezeska zarządu firmy Nomos Glashütte zajmującej się produkcją zegarków, oświadczyła na łamach „Handelsblatt”, że „ekstremizm stał się niebezpieczną normalnością, a Saksonia stała się mocno brunatna”. Jej zdaniem nie chodzi „wyłącznie o kilka zacofanych osób i neonazistów”. – Ksenofobia, nienawiść wobec tradycyjnej polityki, rozczarowanie demokracją – to wszystko znajduje tymczasem w Saksonii szerokie poparcie – uważa Judith Borkowski. A coraz bardziej zaniepokojeni klienci Nomos Glashütte „chcą wiedzieć, czy ich zegarki produkują neonaziści”.

Czytaj także: Do Polski jadą stare, najbardziej trujące diesle z Niemiec 

Minister gospodarki Saksonii Martin Dulig (SPD) jest zdania, że zajścia w Chemnitz odbiją się negatywnie na gospodarce tego landu. W firmach, instytutach badawczych, na uczelniach wyczuwalna jest niepewność. Prezes Niemieckiego Stowarzyszenia Handlowego Josef Sanktjohanser ostrzegł w otwartym liście do kanclerz Angeli Merkel: „Wszyscy, którzy niszczą obraz tolerancyjnych Niemiec, narażają poważnie nasze współistnienie oraz gospodarkę”. Alexander Birken, szef koncernu handlowego Otto wezwał niemieckich menedżerów do większego zaangażowania w walce z ksenofobią.

Niepokój gospodarczych gigantów

Powody reakcji menedżerów i przedsiębiorstw, którzy zaczynają być aktywni, są bardzo różne. Szef Siemensa obawia się o atmosferę pracy w koncernie, który zatrudnia nie tylko 130 tys. ludzi w Niemczech, lecz także 378 tys. na całym świecie. Nie byłoby dobrze, gdyby do tych drugich dotarło, że w kraju, gdzie znajduje się centrala firmy, ksenofobiczne ugrupowania upowszechniają opinię, że nie chcą obcokrajowców. Ten światowy koncern czerpie korzyści nie tylko z własnej reputacji, lecz także z reputacji własnego kraju. Szef Siemensa Joe Kaeser już w maju br. upomniał innych szefów firm notowanych na giełdzie DAX, że nie odnoszą się krytycznie wobec retoryki wykluczania uprawianej przez populistyczną AfD.

– Zgadzam się ze wszystkim, co mówi szef Siemensa – oświadczył prezes Izby Przemysłowo- Handlowej (IHK) w Chemnitz Hans-Joachim Wunderlich, który z troską śledzi przede wszystkim rynek pracy. – To całkowicie paradoksalna sytuacja. Bezrobocie w Chemnitz wynosi 5,1 proc., jeszcze nigdy nie było tak dobrze – konstatuje Wunderlich. Jednocześnie podkreśla, że na wykorzystanie czeka 5 tys. wolnych miejsc pracy w mieście oraz 30 tys. w podlegającym IHK regionie. Potrzebna jest siła robocza. Ale przy obecnej reputacji na świecie, rozchodzących się wiadomościach, że neonaziści wykorzystują Chemnitz jako teren przemarszu i zagrażają ludziom z migracyjnym pochodzeniem, będzie to wyjątkowo trudne. Opinię tę podziela prezes Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego (BDI) Dieter Kempf. – Saksonia jest nowoczesnym ośrodkiem przemysłowym, który potrzebuje wykwalifikowanej siły roboczej oraz talentów z Niemiec jak i zza granicy – uważa szef BDI. Jednak zajścia w Chemnitz nie są dla Niemiec dobrą reklamą.

Za szefem koncernu samochodowego BMW Haraldem Krügerem oraz szefem Lufthansy Carstenem Spohrem także inni czołowi menedżerowie ostrzegają przed skutkami zajść w Chemnitz dla niemieckiej gospodarki. „Jesteśmy za kulturą otwartości, za różnorodnością oraz koegzystencją” – powiedział Harald Krüger „Welt am Sonntag” (WamS). Jego koncern zatrudnia pracowników 120 narodowości i proponuje miejsca pracy i nauki zawodu także uchodźcom.

„Obaj z Carstenem Spohrem przebywamy sporo za granicą i kiedy śledzimy sprawozdania o Chemnitz, to są to obrazki, na które nie ma się w ogóle ochoty” – mówi WamS szef BMW. Zdaniem Carstena Spohra Niemcy powinny pozostać nadal „krajem, który kojarzy się pozytywnie”.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Hubert Kamola został prezesem ZA Puławy
Biznes
Rosja kupiła już zachodnie części do samolotów bojowych za pół miliarda dolarów
Biznes
Pasjonaci marketingu internetowego po raz 22 spotkają się w Krakowie
Biznes
Legendarny szwajcarski nóż ma się zmienić. „Słuchamy naszych konsumentów”
Biznes
Węgrzy chcą przejąć litewskie nawozy. W tle oligarchowie, Gazprom i Orban