Pani kancelaria działa także na niemieckim rynku. Jakie są nastroje tamtejszych pracodawców?
Katarzyna Dulewicz, partner w kancelarii CMS Cameron McKenna:
Spodziewają się, że z całej Europy Środkowej i Wschodniej jeszcze w tym roku napłynie do nich nawet 100 tys. pracowników. Największy ruch jest spodziewany w regionach mocnych ekonomicznie, takich jak Monachium, Hamburg czy Berlin. Nie przewiduje się dużego ożywienia na granicy polsko-niemieckiej, ponieważ rejony te nie są silne ekonomicznie. Oprócz zawodów nisko płatnych: budowlańców, elektryków, malarzy czy dekarzy, spodziewane są osoby z wykształceniem wyższym i kwalifikacjami: pielęgniarki, lekarze, inżynierowe czy informatycy.
O jakich różnicach między niemieckim a polskim prawem pracy powinni wiedzieć nasi rodacy przed wyjazdem?
Niemieckie przepisy są tak skonstruowane, że małe firmy, zatrudniające do dziesięciu osób, nie muszą przestrzegać większości ograniczeń związanych z ochroną przed zwolnieniem. Także w większych firmach przez pierwsze sześć miesięcy zatrudniony musi bardzo się starać i wykazywać, gdyż w każdej chwili może zostać zwolniony, i to bez podania przyczyny. W większych firmach po upływie sześciu miesięcy zatrudnienia pracownik będzie już bardziej chroniony i zwolnienie zagrozi mu tylko pod pewnymi warunkami, np. z powodu długiej nieobecności wywołanej chorobą, nienależytego wykonywania obowiązków pracowniczych albo udziału w nielegalnym strajku. Co ciekawe, pracodawca ma obowiązek ostrzec pracownika dwa tygodnie wcześniej, że zamierza go zwolnić. W Polsce zwykle odbywa się to z zaskoczenia.