W filmie „Mama” Agnieszki Porzezińskiej i Jarosława Rybickiego kapłana wspominają bliscy, znajomi, a przede wszystkim jego matka Marianna Popiełuszko (na zdjęciach). Przyjaciele pamiętają go jeszcze jako chłopaka, który od najmłodszych lat, tak jak pozostała dwójka rodzeństwa, pomagał rodzicom w pracy na kilkuhektarowym gospodarstwie. Z domu wyniósł zwyczaj codziennej modlitwy. Codziennie przed lekcjami przychodził do kościoła, by służyć do mszy w parafialnym kościele w Suchowoli, oddalonym od rodzinnej wioski o cztery kilometry.
W 1965 roku niespełna 18-letni Popiełuszko podjął decyzję o wstąpieniu do Seminarium Duchownego w Warszawie, choć bliżej miał do Białegostoku. Wszystko dlatego, że chciał mieć kontakt z prymasem Wyszyńskim. Podobały mu się głoszone przez niego nauki społeczne. „Proszę o przyjęcie mnie, bo mam zamiłowanie do tego zawodu” – napisał w podaniu.
– Bez powołania nikt nigdzie nie pójdzie – mówi Marianna Popiełuszko. – Bóg wybiera, jaka komu droga.
Najbardziej znany jest ostatni rozdział życia kapłana – jego posługa w parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie. Stał się wtedy kapelanem ludzi pracy, zaczął odprawiać słynne msze w intencji ojczyzny i nawoływać, by zło zwyciężać dobrem. Kilka dni po tragicznej śmierci księdza, do parafii przyjechała jego matka i symbolicznie wybaczyła zabójcom syna. W filmie mówi: – Ja nie będę ich sądzić, niech Pan Bóg sądzi. Zło wybaczam, za dobro dziękuję.
Autorzy drugiego dokumentu „Z tej śmierci wyrosło dobro”: Robert Sadownik i Anna Płażewska, prezentują świadectwa ludzi, którzy po śmierci księdza Jerzego doznali – jak twierdzą – wielu łask za jego pośrednictwem. Jednym z nich jest Leszek Prusakow, który poznał księdza w czasie strajku w Wyższej Szkole Pożarniczej. Ksiądz Jerzy udzielał mu ślubu, ochrzcił córkę Monikę. Powiedział wtedy: „To będzie moja córka adoptowana, będę się nią opiekował”. Jako kilkuletnia dziewczynka, już po śmierci ks. Jerzego, ciężko zachorowała. Cierpiała na pogłębiający się niedowład. Lekarze nie potrafili postawić diagnozy. – Powiedziałam: Jurek, jak mi teraz nie pomożesz, to ja już nigdy do kościoła nie wejdę – wspomina matka Moniki.