Bohaterka duńskiego filmu, 15-letnia Oksana Skorik to uczennica szkoły baletowej w Permie. Uczą w niej wielkie byłe primadonny, które nie mają litości dla podopiecznych. Nie muszą, bo do szkoły na egzaminy przychodzą tłumy chętnych. Co roku zgłasza się około 500 dzieci, spośród których przyjmuje się 30 świetnie zbudowanych i najlepiej rokujących. Dawniej bezlitosny reżim nakładano na pięciolatki, obecnie do szkoły przyjmuje się już trzylatki. Przyprowadzają je głodni sukcesów rodzice, którzy przy pomocy swych pociech chcą zrealizować własne niespełnione marzenia.
– Od początku chciałam, żeby tańczyła w balecie – zwierza się matka bohaterki filmu. – Kiedy miała miesiąc, już robiła szpagaty, skakała jak żabka, robiła przewroty w przód i w tył. Miała odpowiednie stopy, sprawdziłam to od razu, gdy się urodziła.
Większość przyjętych do szkoły dzieci mieszka w internacie z dala od rodziców. Oksana od lat widuje matkę tylko dwa razy w roku. Nauka rozpoczyna się o dziewiątej rano, a kończy o dziewiątej wieczorem. Do zmęczenia fizycznego i psychicznego dochodzi ból – nieodłączny towarzysz kandydatek na baletnice. Stopy otarte do krwi są tutaj normą. Tak jak rywalizacja.
Do tego wszystkiego nastolatki żyją pod nieustanną presją – ciągle kontroluje się ich wagę i wzrost, bowiem podstawą w tym zawodzie są „idealne” proporcje. Tancerka powinna mieć co najmniej metr siedemdziesiąt. Oksana ma pięć centymetrów mniej i martwi się, czy urośnie... Swymi problemami może podzielić się jedynie z matką, za którą tęskni i do której pisuje pełne emocji listy. Na wsparcie nauczycielek nie ma co liczyć, bo są złośliwe, apodyktyczne i aroganckie. Oksana dobre słowa usłyszała od nich tylko z powodu „boskiej budowy” swoich nóg. Koleżanki tej pochwały do dziś nie mogą jej wybaczyć.
[i]Piękna tragedia