Jak on pięknie jeździł

20 lat temu zmarł Joachim Halupczok. To był szok. Niespotykanie silnym sercem podbił kolarski świat,?ale właśnie to serce go zabiło.

Publikacja: 04.02.2014 01:00

„Najwięksi optymiści nie przewidywali, że ten wyścig będzie tak wspaniały, a zwycięstwo tak wielkie. Owacja wszystkich widzów, podziw całego świata" – relacjonował w „Dzienniku Telewizyjnym" kolarski ekspert Maciej Biega.

26 sierpnia 1989 roku żadna informacja nie zasługiwała na większą uwagę. Na dalszy plan zeszła wiadomość o przyjęciu przez premiera Tadeusza Mazowieckiego szefa bezpieczeństwa Związku Radzieckiego i strajki kolejarzy. Joachim Halupczok, chłopak z Niwek spod Opola, został kolarskim mistrzem świata amatorów.

– Przyjechał na metę z przewagą trzech minut i 50 sekund, odjechał wszystkim solo na mistrzostwach świata – wspomina ówczesny trener kadry Wacław Skarul. – Nikt nie potrafił go dogonić, nawet nie próbowali. Taki odjazd dziś jest niewyobrażalny – opowiada Zenon Jaskuła, uczestnik wyścigu w Chambéry.

Niedługo po mistrzostwach Halupczok podpisuje pierwszy zawodowy kontrakt z włoską grupą Diana – Colnago – Animex, w której jeździ były mistrz świata i zwycięzca Giro d'Italia Giuseppe Saronni. W plebiscycie „Przeglądu Sportowego" został uznany za sportowca roku 1989. Ma 21 lat. Wszyscy wierzyli, że karierę dopiero zaczyna.

Szlachetny gatunek

– Mieliśmy do czynienia z kolarzem niemal kompletnym. Takim, który znakomicie jeździ na czas, świetnie po górach. Może sprinterem nie był wybitnym, ale jeśli trzeba było finiszować z małej grupy, dawał radę. Dopiero teraz wyławiamy kolejną perełkę równie szlachetnego gatunku, Michała Kwiatkowskiego – mówi o Halupczoku Skarul.

– Jak on pięknie jeździł. Równo, w wysokim rytmie. Tę umiejętność wyniósł z jazdy na torze – opowiada Cezary Zamana, były kolarz, ostatni polski zwycięzca Tour de Pologne. Razem zaczęli kariery, równocześnie trafili do kadry juniorów.

Talentowi do kolarstwa towarzyszyły wyjątkowe możliwości fizjologiczne organizmu Halupczoka. – Przeprowadziłem badania po kryterium w Bełchatowie. Chłopcy jechali 140 km przy temperaturze 30 stopni. U Joachima niedobór dwuwęglanów po wyścigu wyniósł w granicach 4, czyli taki, jaki ja miałbym po lekkim przebiegnięciu 100 m. Restytucja pulsu, pokazująca nam, jak szybko organizm jest zdolny do podjęcia kolejnego wysiłku, była po prostu fenomenalna. Po 15 minutach wynosiła około 100 uderzeń na minutę, po godzinie spadała do 40, a u innych kolarzy serce trzepotało nadal w granicach 90–100 – tłumaczy profesor Romuald Lewicki, opiekujący się wówczas kadrą kolarzy.

Ale im pokazaliśmy

Skarul wypatrzył Halupczoka podczas zawodów juniorów na Opolszczyźnie. Niemal od razu włączył 17-letniego wówczas kolarza do kadry, objął go centralnym szkoleniem, na tamte czasy wyjątkowo skutecznym i nowoczesnym. – Śmiali się z nas wszyscy, bo pierwsi w Polsce w ramach treningu mieliśmy aerobik, teraz to standard – mówi Jaskuła, trzeci kolarz Tour de France z 1993 roku.

Zawodnicy mieli do dyspozycji sporttestery, dziś dostępne w każdym supermarkecie, wtedy absolutny rarytas, dostępny w Polsce tylko dla kolarzy, kajakarzy i wioślarzy. Dzięki temu urządzeniu Skarul wprowadził u swoich zawodników obowiązkowe monitorowanie akcji serca. Wiedział, że Halupczok ma serce jak dzwon.

Ucieczka na mistrzostwach świata w Chambéry, choć wyglądała na spontaniczną, była dokładnie zaplanowana. – Zrobiłem rekonesans trasy. Sporo mnie to kosztowało trudu. Zabrałem się tam polonezem, wypożyczyłem z COS-u jedyną kamerę. Dokładnie wybrałem miejsce do ataku. To był nietypowy zjazd. Kończyła się góra i nagle pojawiało się przewyższenie, nawet samochód wrzucony na luz, pomijając, że to był polonez, nie chciał jechać. Tam Achim miał zaatakować. Zrobił to, ale z własną korektą. Miał ruszyć dwie rundy do końca, a odjechał trzy przed metą. Włos mi się jeżył na głowie, nie wiedziałem, czy wytrzyma, ale był na tyle silny, że tylko powiększał przewagę – wspomina Skarul. Za metą Halupczok powiedział do trenera: „Ale im pokazaliśmy!"

Włochy jak kadra

W ten sposób odegrał się na Niemcach. Rok wcześniej reprezentacja dawnego NRD pokonała o kilka sekund Polaków w składzie: Halupczok, Jaskuła, Leśniewski, Sypytkowski w jeździe drużynowej na czas na igrzyskach olimpijskich w Seulu.  Te same zespoły walczyły o złoto w Chambéry. Polacy prowadzili po 50 km i wtedy Andrzej Sypytkowski miał defekt roweru, znów przyjechali na drugim miejscu. – Wściekłość, jaką w nas wywołał ten pech, przełożyła się na start Achima w wyścigu indywidualnym. Pomogła mu wygrać – mówi Skarul.

Po takich sukcesach przesądzone było, że Halupczok znajdzie nowe miejsce pracy – w peletonie zawodowym. Naturalnym wyborem była dla niego włoska grupa Diana – Colnago – Animex. W połowie był to polski produkt. Mógł czuć się jak w kadrze. Animex to polska firma eksportująca mięso. Menedżerem, asystentem Piero Algieriego został tam Czesław Lang, obecny dyrektor Tour de Pologne. W 1990 roku w składzie grupy znajdowało się pięciu polskich kolarzy: Halupczok, Jaskuła, Marek Kulas, Lech Piasecki i Marek Szerszyński.

Halupczok w zawodowym peletonie szybko się odnalazł. Z Jaskułą zajął drugie miejsce w wyścigu tandemów Tropheo Baracchi, w Giro d'Italia zajmował do 10. etapu piąte miejsce. Potem musiał się wycofać z powodu kontuzji kolan. Po zakończeniu sezonu przeszedł rutynowe badania. Włoscy lekarze wykryli u 22-letniego kolarza arytmię serca. – Od razu powiedzieli mu, że nie może się ścigać. Zalecili odpoczynek – wspomina Lang, który podjął się opieki nad Halupczokiem. – Znałem język, włoskie realia. Jeździliśmy do najlepszego specjalisty od chorób serca u sportowców – profesora Francesco Furlanello z Instytutu Kardiologii w Trento.

Furlanello był opiekunem medycznym włoskiej kadry piłkarzy podczas mistrzostw świata 1990, opublikował wiele artykułów na temat wpływu arytmii na sportowy wysiłek. Do dziś cytują go włoskie media.

Wrócić na rower lekarze pozwolili Halupczokowi dopiero w 1992 roku. Wystartował we Vuelcie, zajął piąte miejsce w Midi Libre, choroba się jednak pogłębiała i lekarze w końcu wydali całkowity zakaz wysiłku fizycznego.

5 lutego 1994 roku koledzy zaprosili Achima na towarzyski turniej piłkarski w opolskim „Okrąglaku". Halupczok miał tylko pokazać się publiczności. Wyszedł na rozgrzewkę, zrobił kilka przysiadów i musiał usiąść. Źle się poczuł. Koledze zdążył powiedzieć, że gdyby uciekały mu oczy, ma uderzyć go w klatkę piersiową. Położył się, jeszcze na sali rozpoczęła się reanimacja. Przyjechała karetka, ale akcja pobudzenia serca nie pomogła. Mistrz świata zmarł w drodze do szpitala.

– Dla mnie to była trauma. Nawet dziś nie mogę spokojnie o tym mówić. Byłem i na jego weselu, i na pogrzebie. W tej samej knajpie była zabawa i stypa. Straciliśmy kolarza, który mógł wygrać wielki tour – mówi Skarul.

Każdy z jego byłych kolegów, trenerów, lekarzy dociekał przyczyn śmierci 25-letniego sportowca, znajdującego się teoretycznie pod stałą opieką. Teorii pojawiło się mnóstwo. Sprawą zajęli się również zagraniczni dziennikarze. W 1997 roku włoski dziennik „La Gazzetta dello Sport" i francuska „L'Equipe" zacytowały lekarza Sandro Donatiego mówiącego o tym, że Halupczok był pierwszą ofiarą EPO, środka poprawiającego wydolność organizmu. Erytropoetyna zniszczyła wizerunek kolarstwa na przełomie XX i XXI wieku.

– Gdy słyszę te posądzenia, proszę o jedno: niech nikt nie szarga jego imienia – mówi profesor Lewicki. – Z prostej przyczyny nie sięgnąłby po EPO. Joachim był nieufny wobec wszelkich medycznych nowinek. Kiedy dawałem mu nowe tabletki, najpierw prosił, by mu pokazać oryginalne opakowanie. Nie mówię już o zastrzykach. – To krzywdząca opinia. Achim był człowiekiem prostym, szczerym i uczciwym, do tego bystrym. Nie wziąłby żadnego lekarstwa, którego nie byłby pewny – dodaje Skarul.

Co więc przyczyniło się do śmierci, czy można było jej uniknąć? – Joachim, kiedy skończył się mu kontakt we Włoszech, przyjechał do mnie, do kliniki w Łodzi. Przebadałem go, założyłem mu Holtera. Miał 7 tys. pobudzeń komorowych. Powiedział mi, że przeszedł anginę, wiedziałem, co się święci. Zdiagnozowałem zapalenie mięśnia sercowego. Zmieniliśmy leki. Problem był w tym, że nie zawsze pojawiał się na konsultacjach – twierdzi Lewicki.

– U profesora Furlanello Achim miał najlepszą opiekę z możliwych. Tam leczyli się wielcy włoscy sportowcy. Dotknęła go choroba, z którą nie mógł się pogodzić, jak każdy sportowiec. Nie wyobrażał sobie świata bez ścigania się, to był też jego zawód. Zaczął popadać w depresję. Wmawiał sobie, że może go oszukują. Choroby serca nie czuć tak jak bólu kolana, więc zaczął ją lekceważyć. Doszło do tragedii – mówi Lang.

Wesele i pogrzeb

– Namawiałem go na operację. Próbowałem coś załatwiać w Zabrzu, to były przecież czasy doktora Religi, kolega coś organizował dla Achima w Australii. Mógł żyć i dalej jeździć na rowerze. Niedawno dostałem zaproszenie od Fundacji Anny Dymnej na wyścig  z Zabrza do Krakowa dla „składaków", jak siebie nazywają osoby po przeszczepie – dodaje Jaskuła.

Po artykułach w „La Gazzetta" i „L'Equipe" pojawiła się wypowiedź belgijskiego lekarza Yvana Van Mola. – Halupczok przyjechał do Włoch z chorobą serca. – Żadne badania tego nie wykazały – odpowiada Lewicki. Ale kolega mistrza świata z Chambéry z czasów juniorskich twierdzi, że już wtedy pojawiały się u niego problemy z sercem. – Coś było nie tak już w czasach polskiej kariery, tyle że Achim miał organizm, który powodował, że badania stawały się nieczytelne. Po rozgrzewce wszystko wracało do normy – zapewnia Jaskuła.

Dwa lata temu przyjechał on do Niwek, gdzie odbyła się uroczystość odsłonięcia pomnika Halupczoka. Pojawiła się rodzina zmarłego kolarza. Ojciec i syn Joachima mają za sobą operację serca. – A ten syn taki do Achima podobny, jakby skóra zdjęta z taty – mówi Jaskuła.

„Najwięksi optymiści nie przewidywali, że ten wyścig będzie tak wspaniały, a zwycięstwo tak wielkie. Owacja wszystkich widzów, podziw całego świata" – relacjonował w „Dzienniku Telewizyjnym" kolarski ekspert Maciej Biega.

26 sierpnia 1989 roku żadna informacja nie zasługiwała na większą uwagę. Na dalszy plan zeszła wiadomość o przyjęciu przez premiera Tadeusza Mazowieckiego szefa bezpieczeństwa Związku Radzieckiego i strajki kolejarzy. Joachim Halupczok, chłopak z Niwek spod Opola, został kolarskim mistrzem świata amatorów.

Pozostało 95% artykułu
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków