Pomoc MEN dla uczniów. Tylko na papierze?

Pomysł MEN: Każdemu dziecku szkoła ma pomóc rozwinąć zdolności albo pokonać kłopoty z nauką. Czy to się uda?

Aktualizacja: 25.08.2011 04:31 Publikacja: 24.08.2011 21:33

Nauczyciele we wszystkich gimnazjach mają indywidualnie pracować z każdym uczniem. Na zdjęciu zajęci

Nauczyciele we wszystkich gimnazjach mają indywidualnie pracować z każdym uczniem. Na zdjęciu zajęcia w pracowni chemicznej Zespołu Szkół UMK w Toruniu dla szczególnie zdolnej młodzieży

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki Roman Bosiacki

MEN chce, by nauczyciele wszystkich przedmiotów zmienili sposób pracy z uczniami. Zamiast uczyć tak samo wszystkie dzieci w klasie (co, jak twierdzi resort, jest szkolną praktyką), mają dostosować to, co robią na lekcjach i zajęciach dodatkowych, do indywidualnych potrzeb każdego z uczniów.

– Zadaniem szkoły ma być przyjrzenie się każdemu dziecku i zastanowienie się, co należy mu zaproponować na lekcjach i na zajęciach dodatkowych – mówi "Rz" minister edukacji Katarzyna Hall. – Chcemy, by szkoły dostrzegały, że każde dziecko ma potencjał, jest w jakimś kierunku bardziej uzdolnione i trzeba myśleć, jak pomóc te uzdolnienia rozwijać, np. na zajęciach dodatkowych w szkole lub poza nią. Trzeba też szczególnie wesprzeć dzieci, które mają trudności w nauce.

Nowe podejście reguluje rozporządzenie w sprawie pomocy psychologiczno-pedagogicznej, które od 1 września będzie obowiązywać w gimnazjach i  przedszkolach, a w przyszłym roku szkolnym obejmie podstawówki i szkoły ponadgimnazjalne.

MEN zaznacza, że indywidualną opieką powinni być objęci uczniowie szczególnie uzdolnieni oraz ci, którzy mają m.in. trudności w komunikowaniu się, przewlekle chorzy, pochodzący z zaniedbanych środowisk, znajdujący się w trudnej sytuacji życiowej albo powracający z za granicy. Resort zaleca dodatkowe zajęcia.

Gimnazja do zmiany przygotowywały się już pod koniec ubiegłego roku szkolnego. Wytypowały uczniów. Wszkołach powstały zespoły złożone z nauczycieli, którzy znają dziecko. Zespół w obecności rodziców omówił problemy ucznia i opracował plan pracy z nim: na jakie dodatkowe zajęcia pójdzie, ile godzin na nie poświęci, z porad jakich specjalistów skorzysta w szkole albo poza nią.

Dyrektorzy gimnazjów mówią, że rodzice zapraszani zwykle popołudniami do gimnazjów byli zaskoczeni, że mają opowiadać o swych oczekiwaniach wobec szkoły. Niektórzy byli zestresowani. Inni zadowoleni, że mogą powiedzieć, jak dziecko zachowuje się w domu.

– Pytali, czy rzeczywiście się coś zmieni, czy robimy to po to, bo pojawił się kolejny papier do wypełniania – opowiada Katarzyna Gromiec, dyrektorka gimnazjum nr 9 w Gorzowie Wielkopolskim.

Zmieni się? – Gdybym chciała zastosować się do rozporządzenia MEN, to każdemu dziecku w blisko 30-osobowej klasie musiałabym dodać jakieś zajęcia albo załatwić wizytę u specjalisty  - odpowiada wychowawczyni klasy ze Śląska. – W gimnazjum każdy uczeń ma jakiś problem: jeden z fizyką, a drugi jest zamknięty w sobie. Ale taka pomoc jest niewykonalna. Nie tylko dlatego, że nauczycielom braknie czasu, ale dzieci nie chcą zostawać na dodatkowe zajęcia po lekcjach.

W jej szkole zdecydowano, że nową opieką na razie będą objęci uczniowie, którzy mają opinie z poradni psychologiczno-pedagogicznej, m.in. o dysleksji. W dokumentacji wpisane zostaną zajęcia z pedagogiem, które i tak wcześniej były. Ale nowa pomoc musi być udokumentowana i dodatkowo opisana  w specjalnej karcie indywidualnych potrzeb ucznia. Ma się w niej znaleźć ocena efektów udzielonej pomocy. Kopia karty, za zgodą rodziców, będzie wędrować do kolejnych szkół, do których pójdzie dziecko.

Eksperci ostrzegają, że pomysły MEN trudno będzie zrealizować. Pedagog Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która sprawdzała, jak wygląda indywidualne podejście do ucznia, ocenia, że pomoc będzie na pewno bardziej sformalizowana. Ma jednak wątpliwości co do efektów.

– Nasz monitoring pokazał, że pomoc dziecku powinna odbywać się w jego klasie w trakcie obowiązkowych zajęć edukacyjnych, tyle że nauczyciele nie są przygotowani do indywidualnejpracy z dziećmi o różnych potrzebach w grupie co najmniej 20-osobowej – mówi Czyż. Dodaje, że zajęcia dodatkowe nie rozwiązują problemu, bo są prowadzone tymi samymi metodami przez tych samych nauczycieli. – Dla zmęczonego obowiązkowymi zajęciami dziecka jest to dodatkowa lekcja – raczej kara niż nagroda – i trudno liczyć na jego motywację, a zatem większe efekty. Dla nauczyciela to "przymusowa praca społeczna" – komentuje.

– Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że to źle, iż nauczyciel ma indywidualnie pracować z dzieckiem, i nikt się od tego nie uchyla, ale ten akt prawny rozbudza u dziecka i rodziców poczucie, że jesteśmy w stanie spełnić każde życzenie, a nie jesteśmy. I wina za to spadnie na nauczycieli, którzy nie zrealizują zapisów rozporządzenia – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Skąd wątpliwości? Uczniowie w swojej szkole, bez czekania w kolejce na wizytę u specjalisty w poradni psychologiczno-pedagogicznej, mają otrzymać pomoc. Co więcej, to rodzice dziecka – a nawet sam uczeń – będą mogli zgłosić, że chcą, by nauczyciele rozwinęli np. jego zdolności muzyczne, pomogli nawiązać dobre kontakty z rówieśnikami.

Tymczasem brakuje specjalistów. Średnio w skali kraju na  jednego zatrudnionego w szkole pedagoga przypada 278 uczniów, na psychologa – 766, a na logopedę – 867 uczniów. Eksperci zgłaszali MEN potrzebę dodatkowych etatów.

– Nauczyciele nie są dostatecznie przygotowani, by diagnozować potrzeby uczniów. Obawiam się, że dzieci mogą zapłacić za brak specjalistów, bo jakieś trudności mogą zostać źle rozpoznane albo przemilczane, by nie rozpoczynać wszystkich narzuconych na nauczycieli nowych procedur – zauważa Beata Jachimczak, pedagog specjalny, która pracowała w zespole ekspertów MEN ds. specjalnych potrzeb edukacyjnych.

– Na papierze resort zadbał o każdego ucznia, ale nie ma w systemie tylu fachowców. MEN nie przekazał pieniędzy na ich zatrudnienie. Kiedyś nauczyciel musiał mieć studia podyplomowe, by zostać z dziećmi w świetlicy, a teraz ma być fachowcem od wszystkiego – zauważa Ryszard Proksa, przewodniczący oświatowej sekcji "Solidarności".

– Problemem wielu szkół będzie odpowiedź na wszystkie potrzeby uczniów zdolnych. Nie każdej szkole uda się zorganizować zajęcia z lekcji skrzypiec czy malarskie – zgadza się Zbigniew Matuszak, wicedyrektor Gimnazjum nr 34 we Wrocławiu.

Co na to MEN? – Szkoła ma rozwijać pasje dzieci zależnie od swoich możliwości. Nie chodzi o spełnianie każdej zachcianki – odpowiada minister Hall.

MEN chce, by nauczyciele wszystkich przedmiotów zmienili sposób pracy z uczniami. Zamiast uczyć tak samo wszystkie dzieci w klasie (co, jak twierdzi resort, jest szkolną praktyką), mają dostosować to, co robią na lekcjach i zajęciach dodatkowych, do indywidualnych potrzeb każdego z uczniów.

– Zadaniem szkoły ma być przyjrzenie się każdemu dziecku i zastanowienie się, co należy mu zaproponować na lekcjach i na zajęciach dodatkowych – mówi "Rz" minister edukacji Katarzyna Hall. – Chcemy, by szkoły dostrzegały, że każde dziecko ma potencjał, jest w jakimś kierunku bardziej uzdolnione i trzeba myśleć, jak pomóc te uzdolnienia rozwijać, np. na zajęciach dodatkowych w szkole lub poza nią. Trzeba też szczególnie wesprzeć dzieci, które mają trudności w nauce.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Ochrona zdrowia
Aborcja w dziewiątym miesiącu ciąży. Izabela Leszczyna komentuje dla "Rz"
Praca, Emerytury i renty
Lawinowy wzrost L4 z powodu krztuśca. Alarmujące dane ZUS
W sądzie i w urzędzie
Lex ciągnik na wstecznym. Komornik łatwiej zajmie ruchomości?
Matura i egzamin ósmoklasisty
Szef CKE: W tym roku egzamin ósmoklasisty i matura będą łatwiejsze
Sądy i trybunały
Sąd: prokuratura ma przeprowadzić śledztwo ws. Małgorzaty Manowskiej