W radach mnożą się komisje

Mimo kryzysu w finansach radni znajdują pieniądze na nowe komisje. To wymóg czasów – bronią ich zwolennicy

Publikacja: 18.12.2011 19:45

Rada miasta Warszawy

Rada miasta Warszawy

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

W samorządach powstaje coraz więcej komisji tzw. problemowych. Radni tłumaczą to wymogiem czasów. A może to sposób na podratowanie ich kieszeni?

Komisje tzw. problemowe to ciała wyłaniane do opiniowania bieżących i strategicznych działań samorządów, m.in. projektów uchwał. Z założenia ich kształt i liczba wynikają z realnych potrzeb monitorowania najważniejszych dziedzin życia, za  które samorząd odpowiada. Jak to wygląda w praktyce?

Zobacz »

Samorząd

»

Ustrój i kompetencje

»

Uchwały, decyzje, zezwolenia

W Szczecinie w tej kadencji pracuje 11 tzw. stałych komisji problemowych (w poprzedniej było dziewięć). Kultura i sport wzięły rozbrat, dodatkowo powołano komisję inicjatyw społecznych. – Tę ostatnią po to, by ułatwić mieszkańcom stawianie inicjatyw na forum. A przecież jest komisja porządku publicznego, która mogłaby się tym zajmować – mówi Małgorzata Jacyna-Witt, radna niezależna.

W efekcie tylko pięciu spośród 31 radnych nie ma jakiejś ważnej funkcji w radzie. Czwórka z nich to przewodniczący rady i jego zastępcy, a pozostałych 22 to albo przewodniczący komisji, albo ich zastępcy.

W poznańskiej radzie miasta przy 37 radnych liczba komisji wzrosła do 12, bo komisja ochrony środowiska i rewitalizacji podzieliła się na dwie. W  Krakowie, przy 43 radnych, działa 17 komisji plus dwie nadzwyczajne (cztery lata temu było ich 15). W Toruniu 25 radnych poprzedniej kadencji radziło sobie z sześcioma komisjami. W tej kadencji potrzebowali ich już siedmiu, bo okazało się, że oświatę, politykę społeczną i bezpieczeństwo trzeba podzielić.

O co może chodzić? Praca w komisjach jest płatna, a przewodniczący i ich zastępcy otrzymują ekstradodatki do diet w  wysokości nawet do kilkuset złotych. Coraz częściej też liczba komisji zależy od liczby politycznych graczy, których trzeba dopieścić funkcjami. – Przy takiej liczbie komisji nikt już poważnie ich nie traktuje – utyskuje Małgorzata Jacyna-Witt. – Dziesięć lat temu w Szczecinie komisji było osiem. Też niemało, ale wtedy to miało sens, bo radni mieli realną władzę. Teraz, gdy rządzą prezydenci (ich władza pochodzi z  wyborów bezpośrednich – red.), radni mnożą komisje chyba tylko dla prestiżu własnego i swojej formacji.

– To małostkowe podejście, nie można się sugerować ilością, tylko jakością pracy komisji – protestuje Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta Krakowa. – U nas najaktywniejszą komisją jest akurat ta nowo powstała, rozwoju i innowacji. Dzięki niej np. gościliśmy komisarzy z UE, to posiedzenie tej komisji ściągnęło rektorów wszystkich krakowskich uczelni. Świat się zmienia, zmieniają się wyzwania, a my idziemy z duchem czasu.

Kośmider podkreśla, że jeśli już, to trzeba by się zastanowić nad starymi komisjami. – Nie wykluczam, że w przyszłości będziemy je redukować.

Ale Jędrzej Wijas, szczeciński radny SLD i szef komisji kultury (uwolnionej od sportu), broni idei dzielenia komisji. – Kultura łączona ze sportem zawsze stała na gorszej pozycji – mówi. – Teraz jest inaczej.

A koszty takiego pączkowania? Szef krakowskiej Rady Miasta twierdzi, że są niewielkie. – Rocznie na diety wydamy o jakieś 20 tys. zł więcej. Jest się o co sprzeczać?

– Biorąc pod uwagę to, ile mamy w kraju samorządów, w grę mogą jednak wchodzić poważne pieniądze – oponuje Małgorzata Jacyna-Witt. – Poza tym nie można narzekać na cięcia i jednocześnie pozwalać sobie na rozrzutność.

Ale jest i druga strona medalu. Radni w gminach, gdzie komisji przybyło, już narzekają, że natłok posiedzeń tych ciał czyni ich pracę coraz bardziej iluzoryczną. W Szczecinie część radnych postuluje, by ograniczyć liczbę posiedzeń w miesiącu z sześciu do dwóch, bo nie tylko nie mogą porządnie się do nich przygotować, ale i w nich uczestniczyć.

W samorządach powstaje coraz więcej komisji tzw. problemowych. Radni tłumaczą to wymogiem czasów. A może to sposób na podratowanie ich kieszeni?

Komisje tzw. problemowe to ciała wyłaniane do opiniowania bieżących i strategicznych działań samorządów, m.in. projektów uchwał. Z założenia ich kształt i liczba wynikają z realnych potrzeb monitorowania najważniejszych dziedzin życia, za  które samorząd odpowiada. Jak to wygląda w praktyce?

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Internet i prawo autorskie
Bruksela pozwała Polskę do TSUE. Jest szybka reakcja rządu Donalda Tuska
Prawnicy
Prokurator z Radomia ma poważne kłopoty. W tle sprawa katastrofy smoleńskiej
Sądy i trybunały
Nagły zwrot w sprawie tzw. neosędziów. Resort Bodnara zmienia swój projekt
Prawo drogowe
Ten wyrok ucieszy osoby, które oblały egzamin na prawo jazdy
Dobra osobiste
Karol Nawrocki pozwany za książkę, którą napisał jako Tadeusz Batyr