Adwokaci: zmiany w kpc nie sprzyjają obywatelom
Należą do nich nie tylko sprawy o zapłatę odszkodowania czy rozwodowe, ale także gospodarcze, pracownicze i rodzinne, i z nimi każdy Polak wcześniej czy później się spotka np. w sprawie spadkowej czy rozwodowej choćby sąsiadów. I to na ich podstawie wyrabia sobie realny pogląd o sądach. O ich formalizmie, ograniczeniach dowodowych, często trudnych do wytłumaczenia. Zderza się wreszcie z opieszałością wielu procesów.
Uchwalona w zeszłym tygodniu wielka nowelizacja sądowej procedury cywilnej wejdzie w życie jeszcze w tym roku. Koncentruje się ona na organizacji przebiegu rozprawy cywilnej, skupieniu jej na jednej, ewentualnie kilku następujących po sobie dniach. To kluczowe wyzwanie, któremu od lat mimo licznych reform sądownictwa nie udało się sprostać, choć najstarsi prawnicy pamiętają, że tak wartko procesy się kiedyś toczyły, i tak się toczą w innych krajach.
Ten elementarny standard w sądzie wydaje się wręcz nieosiągalny. Wymaga nie tylko przestawienia na nowe tory sędziów, adwokatów i urzędników sądowych, którzy zapewniają przecież całą logistykę niezbędną do prowadzenia spraw. Gdyby jednak udało się rozprawy odraczać nie na trzy miesiące czy pół roku jak teraz (na czym zwykle zależy jednej stronie), ale np. na trzy dni czy choćby tydzień, straciłyby sens liczne adwokackie sztuczki na przedłużenie sprawy, a sędziowie nie musieliby sobie przy każdej kolejnej rozprawie przypominać akt sprawy i zeznań, co dodaje im pracy i obniża wydajność.
Wiele wskazuje jednak, że przy obecnym obciążaniu sędziów zwłaszcza w większych miastach jednoczesnym prowadzeniem kilkuset spraw takiego w miarę szybkiego wyznaczania rozpraw nie da się osiągnąć. Nie ma woli ani sensu zwiększania już licznej armii sędziów, zostaje zatem śmiałe odciążenie z kolejnych kategorii spraw lub w ogóle wyłączenie ich z sądów.
Wszystko wskazuje jednak na to, że to zadanie na następną kadencję.