– Poziom merytoryczny i stabilność orzecznictwa dyscyplinarnego są porównywalne z poziomem powszechnych sądów karnych – ocenia Wiesław Kozielewicz, sędzia Sądu Najwyższego, autor publikacji o postępowaniu dyscyplinarnym zawodów prawniczych.
Wyższy Sąd Dyscyplinarny przy Krajowej Izbie Radców Prawnych rozpatruje rocznie około 80 spraw. W 2009 r. do Sądu Najwyższego wpłynęły cztery kasacje, w 2010 r. – osiem, w 2011 r. – dziewięć. Większość SN oddala jako oczywiście bezzasadne (w 2009 r. – trzy, w 2010 r. – pięć, w 2011 r. – sześć). Zaledwie po dwa orzeczenia w 2010 i 2011 r. zostały uchylone i sprawy przekazano do ponownego rozpatrzenia.
– System sądownictwa dyscyplinarnego się sprawdza – mówi „Rzeczpospolitej" Jarosław Sobutka, przewodniczący radcowskiego Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. – Dane dotyczące kasacji to potwierdzają. Sprawnie orzekamy. Nie jesteśmy też pozbawieni kontroli, bo gdy popełniamy uchybienia, Sąd Najwyższy zwraca nam na nie uwagę – dodaje radca Sobutka. Podkreśla, że zazwyczaj SN ma uwagi do kwestii proceduralnych. – Radcowscy sędziowie muszą wykonać dodatkową pracę, żeby zapoznać się z procedurą karną. Orzekanie w sądach dyscyplinarnych jest bowiem prowadzone na podstawie kodeksu postępowania karnego. A większość radców ma z tą procedurą rzadko do czynienia. Jak jednak widać, nie wychodzi nam to najgorzej – dodaj mec. Sobutka.
Podobnie wyglądają statystyki dotyczące kasacji od orzeczeń Wyższego Sądu Dyscyplinarnego przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. W 2009 r. do SN wpłynęło bowiem siedem kasacji, w 2010 r. – dziesięć, w 2011 r. – 16. W ubiegłym roku SN uwzględnił dwie. Co roku adwokacki WSD rozpatruje około 150 spraw.
Jacek Ziobrowski, prezes adwokackiego Wyższego Sądu Dyscyplinarnego, zwraca uwagę, że w sprawach, które na skutek uwzględnionej kasacji wracają do rozpoznania, często chodzi np. o ocenę zarzutu naruszenia przepisów proceduralnych w sądzie pierwszej instancji.