Reklama
Rozwiń
Reklama

Polski Balet Narodowy i czysta radość perfekcyjnego tańca

„Symfonia tańca” Polskiego Baletu Narodowego to popis doskonałej formy, precyzji każdego ruchu i jego absolutnej zgodności z muzyką w wykonaniu zespołu o światowym poziomie.

Publikacja: 15.11.2025 11:53

Balet „Sss...” Edwarda Cluga

Balet „Sss...” Edwarda Cluga

Foto: Ewa Krasucka

Z tego artykułu się dowiesz:

  • Jaką rolę w sztuce baletowej pełni „Symphony in C” George’a Balanchine’a?
  • Jakie znaczenie ma repertuar międzynarodowy dla Polskiego Baletu Narodowego?
  • Czym różnią się choreografie George’a Balanchine’a i Toera van Schayka?
  • W jaki sposób Edward Clug zinterpretował muzykę Fryderyka Chopina?
  • Dlaczego „Symfonia tańca” jest dowodem na międzynarodowy poziom Polskiego Baletu Narodowego?

Opis tej premiery w Operze Narodowej należy zacząć chronologicznie, czyli od końca, bo zwieńczeniem trzyczęściowego wieczoru „Symfonia tańca” jest najstarsza, licząca prawie 80 lat, ale dotąd w Polsce niewystawiana choreografia George’a Balanchine’a „Symphony in C”.

Reklama
Reklama

George Balanchine, geniusz XX wieku

Był geniuszem sztuki tańca. On i pozostająca na kompletnie przeciwległym biegunie artystycznym, równie genialna Martha Graham, stworzyli amerykański balet. George Balanchine ożywił przy tym skostniałą dawną klasykę baletową, oczyścił ją z nadmiaru technicznych popisów, które w XX wieku kultywowane przez twórców radzieckich zbliżyły balet niemal do cyrku. On dbał o nieskazitelną czystość rysunku każdej postaci na scenie i był pod tym względem niesłychanie rygorystyczny.

Nic się zresztą nie zmieniło w tym względzie, choć jego już nie ma. Dbają o to strażnicy spuścizny Balanchine’a, wystarczy wspomnieć, że wszystkie zdjęcia z warszawskiego spektaklu przed publikacją musiały zostać autoryzowane w Ameryce, by nie dopuścić, aby został na nich ewentualnie utrwalony jakiś drobny błąd w wykonaniu choreografii Balanchine’a.

Trzydzieści dwie tancerki na scenie

Nie trzeba więc dodawać, że prawa do wykonywania jego baletów mogą otrzymać nieliczne, najlepsze zespoły. Polski Balet Narodowy już wcześniej zyskiwał taką możliwość. Obecna jest szczególnie ważna i prestiżowa, gdyż „Symphony in C” to wielka choreografia. W pewnym momencie na scenie są 32 tancerki w klasycznych strojach baletowych, zwanych paczkami. Nie wystarczy więc mieć grupę bardzo dobrych solistów, by zmierzyć się ze sztuką Balanchine’a. Potrzebny jest duży, wyrównany zespół.

Reklama
Reklama

„Symphony in C” nie ma żadnej treści. To taneczna abstrakcja, popis czystej formy emanującej energią, bo Balanchine wykorzystał Symfonię C-dur skomponowaną przez 17-letniego zaledwie Bizeta, więc ta muzyka przepełniona jest młodzieńczą radością. Każda z czterech części ma główną solistkę z partnerem, towarzyszą im dwie pary oraz grupa tancerek i tancerzy.

Przez ponad pół godziny widz czuje się zatem, jakby oglądał cztery obrazy dawnych mistrzów malarstwa. Ich temat jest podobny, a w każdym kolejnym można kontemplować kompozycję, światłocienie, barwy. Wszystko zaś przebiega zgodnie z muzyką Bizeta, która wydaje się wręcz prowadzić tancerzy.

Widać to choćby po układach stworzonych dla poszczególnych solistów. W części pierwszej jest więc żywiołowy taniec Jaeeun Jung i Bogdana Verbovoya. Liryczne adagio to ciąg powolnych podnoszeń i zastygających pięknych póz (zjawiskowa Chinara Alizada i Vladimir Yaroshenko). W dynamicznym Allegro dominują skoki (Hye Ji Kang i Diogo de Oliveira), wreszcie finał „Symphony in C” pełen jest wirtuozerii Mai Kageyamy i Marko Juuseli, do których dołączają pozostali soliści i zespół, dając popis klasycznego tańca.

Beethoven w pochodzie Dionizosa

Z podobnej wrażliwości na muzykę zrodziła się późniejsza o 40 lat baletowa wersja VII Symfonii Beethovena zrealizowana przez dzisiejszego nestora holenderskiej sztuki Toera van Schayka, który karierę tancerza zaczynał siedem dekad temu. Obie choreografie łączy taneczna żywiołowość, bo też VII Symfonia jest najbardziej radosna ze wszystkich, jakie Beethoven skomponował. Wagner mówił wręcz, że jest „pochodem Dionizosa”.

Są jednak między obiema choreografiami istotne różnice. Toer van Schayk tylko niekiedy odwołuje się do baletowej klasyki (obroty tancerek na pointach), natomiast nie eksponuje mocno solistów. Jego „Siódma Symfonia” opiera się przede wszystkim na konfrontacji grup tancerek i tancerzy, co pozwala zaprezentować umiejętności całego zespołu.

Reklama
Reklama
„Siódma Symfonia” Toera van Schayka

„Siódma Symfonia” Toera van Schayka

Foto: Ewa Krasucka

W obu tych częściach „Symfonii tańca” Polski Balet Narodowy wspiera orkiestra Opery Narodowej prowadzona przez Patricka Fournilliera. Na premierze zdecydowanie lepiej udało się to w symfonii Bizeta. W utworze Beethovena zbyt wiele nieczystości instrumentów dętych tworzyło swoisty dysonans z precyzją ruchu tancerzy.

Zaskakujący Chopin Edwarda Cluga

Przerywnikiem między symfoniami jest kameralna choreografia „Ssss…” Edwarda Cluga, który sympatię polskiej publiczności zdobył ubiegłoroczną premierą „Peera Gynta”. Słoweński twórca sięgnął po pięć nokturnów Chopina i stworzył balet dla trzech tancerek i trzech tancerzy. Posługuje się językiem tańca nowoczesnego, a często stosowane w nim gesty i ruchy wzbogaca o własne pomysły. Eksponuje poszczególnych wykonawców, spośród których szczególną rolę w premierowej obsadzie miał ekspresyjny Ryota Kitai.

Ryota Kitai w balecie „Sss...”

Ryota Kitai

Ryota Kitai w balecie „Sss...”

Foto: Ewa Krasucka

Edward Clug inaczej układa też relacje ruchu i muzyki. Te dwa światy czasami łączą się ze sobą, często natomiast następuje między nimi zderzenie, które przynosi intrygujące połączenia.

Balet „Ssss…” ogląda się niemal w napięciu, ale też po niedawnym chopinowskim maratonie konkursowym, którego uczestnicy popisywali się na różne sposoby, z radością słucha się, jak Marek Bracha w sposób naturalny i prosty gra nokturny Chopina, wydobywając całe ich piękno.

Reklama
Reklama

„Symfonia tańca” to kolejny dowód rangi i poziomu Polskiego Baletu Narodowego. Przy znanych od dawna kłopotach naszego szkolnictwa baletowego z naborem chętnych, w warszawskim zespole pracują dziś tancerze z całego niemal świata. Większość z nich mimo poważnych już sukcesów bardzo zabiega, by znaleźć dla siebie miejsce w Warszawie.

Z tego artykułu się dowiesz:

  • Jaką rolę w sztuce baletowej pełni „Symphony in C” George’a Balanchine’a?
  • Jakie znaczenie ma repertuar międzynarodowy dla Polskiego Baletu Narodowego?
  • Czym różnią się choreografie George’a Balanchine’a i Toera van Schayka?
  • W jaki sposób Edward Clug zinterpretował muzykę Fryderyka Chopina?
  • Dlaczego „Symfonia tańca” jest dowodem na międzynarodowy poziom Polskiego Baletu Narodowego?
Pozostało jeszcze 93% artykułu

Opis tej premiery w Operze Narodowej należy zacząć chronologicznie, czyli od końca, bo zwieńczeniem trzyczęściowego wieczoru „Symfonia tańca” jest najstarsza, licząca prawie 80 lat, ale dotąd w Polsce niewystawiana choreografia George’a Balanchine’a „Symphony in C”.

George Balanchine, geniusz XX wieku

Pozostało jeszcze 95% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Teatr
Ministerstwo Kultury chce przejąć Teatr im. Żeromskiego w Kielcach
Teatr
Proces zabójcy prezydenta w dniu Święta Niepodległości w krakowskim teatrze
Teatr
W Teatrze TV wygrywa rodzinna historia
Teatr
Festiwal Arcydzieł w Rzeszowie: „Titanic" i „Dracula" w rolach głównych
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Teatr
Brytyjskie media o Twarkowskim: jedno z najbardziej olśniewających przedstawień
Materiał Promocyjny
eSIM w podróży: łatwy dostęp do internetu za granicą, bez opłat roamingowych
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama