NSA zajął się sprawą spółki z branży ciastkarskiej, która wniosła do Urzędu Patentowego o unieważnienie udzielonego innemu przedsiębiorstwu prawa ochronnego na znaki towarowe. Argumentowała, że są podobne do należących do niej oznaczeń. Wspólnikiem drugiej z firm była zaś osoba związana kiedyś ze spółką, a raczej z jej prawnymi poprzednikami, których obowiązywał zakaz konkurencji; zdaniem spółki został on naruszony.
Urząd Patentowy uznał, że samo zgłoszenie znaków nie naruszyło ciążącego na przedsiębiorcy zakazu, nie oznacza to bowiem, że od razu zacznie on prowadzić swoją działalność i ich używać. Urząd ocenił, że oznaczenia obu podmiotów nie są do siebie podobne na tyle, żeby wprowadzać konsumentów w błąd. Z kolei sam fakt współpracy w przeszłości to za mało, żeby uznać, iż znaki zostały zgłoszone do ochrony w złej wierze.
Czytaj więcej
Po zamknięciu galerii handlowych coraz częściej kupujemy ubrania i buty przez internet. Sklepy i...
Decyzję UP uchylił jednak Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, a jego ustalenia podzielił NSA, który oddalił skargi kasacyjne. Wskazał, że wstępna przesłanka złej wiary została jednak spełniona – a jest nią istnienie podobieństwa przeciwstawionych znaków. Sąd – odnosząc się do oferowanych przez firmy produktów – wskazał, że przeciętny konsument zapamiętuje właśnie pierwszy, słowny trzon, który jest wspólny dla znaków. Sprawa podobnie wygląda w drugim przypadku, w którym produkty oznaczone zostały znanym już klientom charakterystycznym imieniem.
NSA zgodził się z sądem pierwszej instancji, że to podobieństwo występuje, zarówno jeśli chodzi o znaki przeciwstawione, jak i towary lub usługi, w których są one zastosowane. – Takie wykorzystanie elementów może być dla konsumentów wskazówką, że pomiędzy podmiotami wciąż istnieją jakieś powiązania – uznał NSA.