To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego, który zajmował się sprawą dotyczącą molestowania sześciolatka przez 14-latka.
Rodzice starszego chłopca wynajęli część swojego mieszkania rodzinie młodszego. Starszy, wykorzystując ufność i przyjaźń młodszego, wykorzystywał go seksualnie przez pół roku. Potwierdził to sąd dla nieletnich. Rodzice pokrzywdzonego chłopca w jego imieniu oraz własnym zażądali od owego 14-latka po 25 tys. zadośćuczynienia za przykrości, jakich doznali, dla siebie i 75 tys. zł dla syna. Ponadto domagali się niewielkiego odszkodowania za koszty terapii chłopca.
Sąd okręgowy oddalił żądanie wobec chłopaka. Uznał, że chociaż ukończył on 13 lat (a małoletni, który nie ukończył lat 13, nie ponosi odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę), nie miał rozeznania co do skutków swoich czynów. Nie można więc przypisać mu winy. W tej sytuacji SO zasądził zadośćuczynienie tylko od rodziców 14-latka, na podstawie ogólnej zasady odpowiedzialności deliktowej z art. 415 kodeksu cywilnego.
Z kolei sąd apelacyjny obciążył ich odpowiedzialnością na podstawia art. 427 kodeksu cywilnego. Stanowi on, że kto z mocy ustawy (w tym wypadku kodeksu rodzinnego) lub umowy jest zobowiązany do nadzoru nad osobą, której z powodu wieku albo stanu psychicznego winy przypisać nie można, ten obowiązany jest do naprawienia szkody wyrządzonej przez tę osobę. SA uznał, że rodzice ponoszą odpowiedzialność ze względu na niedostateczny nadzór nad synem. W tym czasie byli bowiem w trakcie rozwodu, a matka nie wracała na noc do domu. Zmniejszył jednak zadośćuczynienie dla rodziców poszkodowanego z 25 do 15 tys. zł dla każdego.
Pozwani nie pogodzili się z tym wyrokiem i sprawa trafiła do SN. Ich pełnomocnik mecenas Anna Konert przekonywała podczas rozprawy, że są to kwoty zbyt wysokie. Dodała, że za szkody na ciele są zasądzane w podobnej wysokości i tym bardziej nie jest uzasadnione zadośćuczynienie dla rodziców, tylko pośrednio poszkodowanych.