Najbardziej po drugim dniu finału pozostanie w pamięci występ 24-letniego Amerykanina Williama Yanga, który potwierdził, że liczy się w stawce pretendentów do głównych nagród. We wszystkich etapach prezentował bardzo osobiste spojrzenie na muzykę Chopina, choć odnosi się do niej z szacunkiem. Nie inaczej było z jego odczytaniem Koncertu f-moll.
William Yang i Piotr Alexewicz
William Yang gra charakterystycznym, delikatnym dźwiękiem. U niego nawet muzyczne forte brzmi miękko. Z kolei gdy czasem spowalnia tempo, tak jak w solowych momentach pierwszej części Koncertu f-moll, to owo zwolnienie jest dobrze wkomponowane w całościowy tok muzyki. Gdy zaś przyspiesza, nigdy nie pędzi, co zdarzało się wielu uczestnikom Konkursu. Tym niemniej stonowany ton jego interpretacji wymaga od słuchacza skupienia.
Zupełnie innym typem pianisty jest o rok starszy Piotr Alexewicz, a więc i Koncert f-moll w jego ujęciu też był odmienny. Grę Polaka cechuje mocniejszy dźwięk i nie jest to kwestia wyboru innego fortepianu, ale większego zdecydowania, choć efektowne figuracje w końcówce Koncert f-moll były pełne delikatności Obaj mieli przemyślane w szczegółach koncepcje interpretacyjne i je zrealizowali. Pozostaje więc pytanie, która z nich bardziej przypadnie do gustu jurorom.
William Yang
Zitong Wang
Miyu Shindo i Zitong Wang
W pierwszej części drugiego dnia przesłuchań finałowych Koncert e-moll wykonały Miyu Shindo z Japonii i Zitong Wang z Chin. Obie brały udział w Konkursie w 2021 roku, Chinka bez powodzenia, Japonka dotarła wówczas do trzeciego etapu.
Niedzielne występy obu pianistek nie były wolne od mankamentów. Bardzo liryczna Miyu Shindo podobała się we wcześniejszych etapach, ale gdy w obowiązkowym programie pojawiły się większe formy, zaczęła mieć kłopoty z ich całościowym ujęciem. Potwierdziło się to również w finale. Na dodatek Miyu Shindo ma tendencję do grania zamazanym dźwiękiem. Z kolei w interpretacji Zitong Wang Koncert e-moll rozpadł się na rozmaite cząstki. I choć nawet miały one szlachetne brzmienie, nie złożyły się w spójną całość.
Co zrobić z Polonezem–Fantazją?
W ciągu dwóch dni wysłuchaliśmy już osiem razy najbardziej niejednoznacznego utworu, jaki wyszedł spod ręki Chopina: Poloneza – Fantazji. Gdy zaczął o nim myśleć w 1845 roku, sam nie wiedział, jaką ostatecznie przyjmie on formę. I choć nie potrafił się definitywnie w tej materii określić, końcowy efekt jest niezwykły. Powstał utwór wyjątkowy w całej romantycznej muzyce fortepianowej.
Czytaj więcej
Ta przestroga ciąży od lat nad Konkursem Chopinowskim: kto decyduje się wybrać w finale Koncert f...
Ta kompozycja daje wiele możliwości jej odczytania. Można mocniej zaakcentować, że to kolejna z Chopinowskich Fantazji, złożona z wyobrażeń i emocji, pozornie rozwichrzonych, a przecież zamkniętych w określonej strukturze muzycznej. Może też silniej wybrzmieć w niej pojawiający się co pewien czas wyrazisty rytm polonezowy.
William Yang poszedł pierwszą drogą. Wyciszony w ujęciu początek Poloneza – Fantazji stanowił dla niego punkt odniesienia do całości, w której nie było miejsca na mocne forte. W ten sposób osiągnął spójność utworu, który dla Amerykanina jest bardziej zapisem pewnych myśli Chopina niż zamkniętą formą. U Piotra Alexewicza polonez był zdecydowanie mocniej słyszalny, a całość narracji przeprowadzona bardzo konsekwentnie - słuchacz dostrzegał cel zamierzony przez pianistę. To był chyba najlepszy występ Polaka, który w każdym kolejnym etapie prezentował się coraz lepiej.
Obie te interpretacje pokazały, że w Polonezie-Fantazji można odnaleźć wiele rzeczy ważnych, a nie tylko muzykę piękną, potoczystą, ale nieco banalną, jak dzień wcześniej potraktowała ten utwór ulubienica publiczności Tiayao Lyu. Niedzielne interpretacje obu pianistek nie okazały się specjalnie godne zapamiętania.