Reklama

Setki firm jest chętnych do testu krótszego czasu pracy. Czy to wystarczy?

Pomimo dużej liczby chętnych do udziału w rządowym pilotażu skracania pracy, ekonomiści sceptycznie oceniają możliwość szybkiego wprowadzenia tej zmiany na większą skalę.

Publikacja: 17.09.2025 04:16

Setki firm jest chętnych do testu krótszego czasu pracy. Czy to wystarczy?

Foto: Adobe Stock

Aż 1994 pracodawców zgłosiło się do organizowanego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pilotażu skróconego czasu pracy z zachowaniem wynagrodzenia pracowników.  – Niemal dwa tysiące polskich pracodawców chce, żeby ich pracownicy pracowali krócej, zarabiając takie samo wynagrodzenie. Niemal dwa tysiące polskich pracodawców pokazuje, że zmiana nadchodzi. My jako Ministerstwo Pracy chcemy być motorem tej zmiany, chcemy udzielać wsparcia w tej przemianie – podkreślała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, ogłaszając we wtorek wyniki naboru zgłoszeń do programu, który ma przetestować w różnych branżach i firmach, a także w instytucjach różne modele skrócenia czasu pracy o jedną piątą. To niekoniecznie musi oznaczać 4 dni pracy w tygodniu, bo resort chce sprawdzić różne opcje, w tym krótszy dzień pracy czy dłuższy urlop.

Foto: rp.pl

Pilotaż skróconego czasu pracy. Start w nowym roku

W najbliższych tygodniach – do połowy października – specjalna komisja ma wybrać kilkudziesięciu pracodawców, którzy z początkiem 2026 r. zaczną wdrażać skrócony czas pracy przy wsparciu MRPiPS, w tym finansowym, bo na udział w rocznym projekcie pilotażu można dostać do miliona zł dotacji (do 20 tys. zł na pracownika).

Ministra pracy nie kryje, że pilotaż ma być sprawdzianem badającym możliwość wprowadzenia ustawowych rozwiązań dotyczących skrócenia czasu pracy. Z korzyścią zarówno dla pracowników (będą zdrowsi, bardziej wypoczęci i szczęśliwi), jak i dla pracodawców, którzy mogą liczyć na większe zaangażowanie i spadek absencji chorobowej.

Czytaj więcej

Czy czterodniowy tydzień pracy jest dla nas dobry?
Reklama
Reklama

Entuzjazmu ministry pracy nie podziela Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych, który w ubiegłorocznej analizie zwracał uwagę na negatywne skutki ustawowego, powszechnego skrócenia czasu pracy.

– To tylko zwiększy nierówności w warunkach pracy. Ludzie, którzy i tak pracują w dobrych warunkach, zyskają dodatkowy bonus, lecz pozostali będą czuli się pokrzywdzeni – przekonuje szef IBS. Według niego duża liczba chętnych do udziału w pilotażu wynika w dużej mierze z obiecanego przez resort wsparcia dla uczestników. Zdaniem Piotra Lewandowskiego, zgłosili się pracodawcy przekonani, że u nich skrócenie czasu zadziała. Pilotaż nie pokaże więc, czy skrócenie czasu pracy sprawdzi się w firmach, które tego nie planują, a w dodatku nie będą mogły liczyć na milion zł dotacji do wdrożenia zmian.

Krótsza praca dla wybranych

Szef IBS ocenia, że krótszy czas można wprowadzić z pomocą zmian organizacyjnych w branżach i zawodach związanych z usługami biznesowo-profesjonalno-kreatywnymi, w tym zwłaszcza w korporacjach (np. ograniczając liczbę i czas wewnętrznych spotkań). Jednak większość osób w Polsce pracuje w zawodach i branżach, w których skrócenie tygodnia pracy wiązałoby się z koniecznością zwiększenia zatrudnienia.

Czytaj więcej

Co dwudziesty pracownik w Polsce to Ukrainiec, co trzynasty – cudzoziemiec

Szef IBS wylicza, że np. w służbie zdrowia, w edukacji, w policji, a także w handlu 20 proc. skrócenie czasu pracy oznaczałoby konieczność zwiększenia o 25 proc. liczby pracowników. Wzrosną więc koszty pracownicze, które w części sektorów i branż dodatkowo podbije już dzisiaj silny niedobór kadr. Już teraz 70 proc. szpitali narzeka na deficyt pielęgniarek i mamy 30 proc. wakatów w policji – przypomina Piotr Lewandowski. Chcąc tam przyciągnąć więcej kandydatów, potrzebne będą większe podwyżki płac, co oznacza wzrost cen usług.

Na ten cenowy efekt powszechnego skrócenia czasu pracy zwraca również uwagę Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. Twierdzi, że pomimo dużej grupy firm chętnych do udziału w projekcie resortu pracy (i do skorzystania z dotacji) w Polsce nie ma pomysłu na ustawowe zmiany. Tym bardziej, że w wielu branżach i zawodach pracę rozlicza się

Reklama
Reklama

w roboczogodzinach. Zdaniem Piotra Soroczyńskiego, w przypadku ponad 90 proc. zadań nie da się skrócić czasu pracy poprzez bezkosztową poprawę wydajności – jedynie poprzez poprawę organizacji pracy. Potrzebne będą inwestycje w nowe technologie, a często też – dodatkowi pracownicy.

W rezultacie koszt wytworzenia produktów czy usług wzrośnie – co podwyższy ich ceny albo część pracy zostanie przerzucona na klientów (większy udział samoobsługi). Za skrócenie czasu pracy zapłacimy więc jako konsumenci wyższymi cenami albo naszym wolnym czasem – ocenia ekspert KIG.

Potrzebny silny dopalacz technologii

Sam pomysł pilotażu, który pozwoli zobaczyć, jak skrócony czas pracy sprawdza się w różnych branżach – chwali Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Podobnie jak pozostali eksperci, jest przekonany, że z czasem pracy w Polsce skróci się o tę jedną piątą, ale nie będzie to możliwe w bliskiej przyszłości – nie będziemy prekursorem tych zmian w Europie. Jak wyjaśnia Andrzej Kubisiak, przy naszych wyzwaniach demograficznych (przyspieszający spadek liczby osób w wieku produkcyjnym), wzrost produktywności wynikający ze zmian technologicznych musiałby być na tyle duży, by wyrównać z nadwyżką lukę demograficzną. A polskie firmy nie spieszą się z wdrażaniem automatyzacji i robotyzacji.

Potrzebny byłby silny dopalacz technologiczny, by móc sobie pozwolić na powszechne skrócenie czasu pracy. Bez tego dopalacza efektem skrócenia czasu pracy byłby sztuczny wzrost wakatów i wzrost liczby nadgodzin w wielu branżach, na czele ze służbą zdrowia. Zdaniem Andrzeja Kubisiaka, na razie warto sięgnąć po niżej wiszący owoc – zwiększając udział pracy na część etatu (dzielenie etatów), co zwiększyłoby aktywność zawodową osób 50+ i emerytów.

Aż 1994 pracodawców zgłosiło się do organizowanego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pilotażu skróconego czasu pracy z zachowaniem wynagrodzenia pracowników.  – Niemal dwa tysiące polskich pracodawców chce, żeby ich pracownicy pracowali krócej, zarabiając takie samo wynagrodzenie. Niemal dwa tysiące polskich pracodawców pokazuje, że zmiana nadchodzi. My jako Ministerstwo Pracy chcemy być motorem tej zmiany, chcemy udzielać wsparcia w tej przemianie – podkreślała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, ogłaszając we wtorek wyniki naboru zgłoszeń do programu, który ma przetestować w różnych branżach i firmach, a także w instytucjach różne modele skrócenia czasu pracy o jedną piątą. To niekoniecznie musi oznaczać 4 dni pracy w tygodniu, bo resort chce sprawdzić różne opcje, w tym krótszy dzień pracy czy dłuższy urlop.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Praca
Tradycyjna kariera traci blask. Na czym dziś zależy pracownikom?
Praca
InPost stawia na rozwój menedżerek
Praca
Sportowe wakacje zapracowanych Polaków
Praca
Na sen poświęcamy więcej czasu niż na pracę zawodową? Nowe dane GUS
Praca
Wojna handlowa Donalda Trumpa hamuje wzrost zatrudnienia na świecie
Reklama
Reklama