W ostatnich miesiącach - w drugiej części drugiej kadencji - prezydent Duda wielokrotnie zaskakiwał swój obóz polityczny. Tak było na przykład z nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym, która została wysłana przez niego do TK w trybie kontroli prewencyjnej.
W poniedziałek było inaczej. Prezydent wysłał do Trybunału ustawę, ale w trybie kontroli następczej, a ustawa została przez niego podpisana. Jednocześnie - co było ważnym elementem jego przesłania - mówił o tym, że podobna komisja powinna powstać również na poziomie europejskim, a tego typu komisje działają też w innych krajach. To wszystko miało zmienić nieco wydźwięk decyzji, która już teraz jest mocno krytykowana przez opozycję.
Czytaj więcej
Prezydent Andrzej Duda ogłosił, że podpisuje ustawę ws. komisji ds. rosyjskich wpływów i jednocześnie kieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego w tzw. trybie następczym.
Wiele osób spekulowało, że prezydent może zdecydować się na weto. Ale w chwili, gdy ustawa zyskała miano "lex Tusk", było już mało prawdopodobne, że do takiego ruchu dojdzie. Weto byłoby sygnałem - tak mógłby to odbierać wyborca PiS - że prezydent w jakimś sensie chce wspierać czy chronić byłego premiera. To nie jest sygnał, który chciałby w jakiejkolwiek sytuacji wysłać prezydent. Zwłaszcza w kontekście swojej politycznej przyszłości - tej po zakończeniu kadencji. Dla wyborcy PiS taka decyzja byłaby po prostu niezrozumiała. Gdy ustawa zmieniła się w "lex Tusk", jej los był już niemal pewny.