Media społecznościowe rozgrzała do czerwoności publikacja w Dzienniku Ustaw ministerialnego rozporządzenia, które zmienia obowiązujący regulamin urzędowania sądów powszechnych. Zwykle zmianami w takim dokumencie pies z kulawą nogą się nie interesuje, ale w tym przypadku politycy opozycji zadbali o nagłośnienie sprawy, no i chodzi o sławetny „sądolotek”, zwany także bardziej pieszczotliwie „ziobrolotkiem”.
Czytaj więcej
„W wyjątkowych przypadkach” będzie można poprzestać na wylosowaniu tylko sędziego referenta, a po...
Jak działa system losowego przydziału spraw sędziom?
Wprowadzony kilka lat temu za poprzedniej władzy system losowego przydziału spraw sędziom (tzw. SLPS) to prawdziwa zmora sądów. I nie chodzi o jego „flaki”, czyli kod źródłowy i algorytm, którego podwładni ministra Zbigniewa Ziobry bronili jak niepodległości, a do ujawnienia tych danych zmusili ich przed sądami administracyjnymi dopiero aktywiści organizacji walczących o jawność życia publicznego.
W teorii SLPS ma sprawiać, że jedynie ślepy los decyduje o tym, którą sprawę rozpozna który sędzia. W praktyce jest niezwykle trudny w obsłudze, a mimo licznych nakładek, aktualizacji i łatek wciąż prowadzi do sytuacji, w których jeden sędzia w wydziale zalicza jedno trafienie albo nawet żadnego, a drugiego system przydziela do spraw kilkudziesięciu. I tak czasem kilka razy z rzędu, przez co pechowiec nie jest w stanie wygrzebać się z rosnących zaległości, co w dalszej perspektywie odczuwają strony czekające nie miesiące, ale lata na pierwszą rozprawę.
Problem dotyczy zwłaszcza składów trójkowych sądów odwoławczych, co zresztą nie jest zaskoczeniem, bo sędziowie od początku alarmowali, że tu dysfunkcje wcielania w życie słusznej skądinąd idei objawią się w pełnej krasie. Jednym z ostatnich wyrazów niezadowolenia z systemu jest lutowe pytanie Sądu Okręgowego w Warszawie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej właśnie o wpływ wadliwie działającego SLPS na kształtowanie składu sądu.