O takich tekstach jak raport Jarosława Kaczyńskiego rozmawia się trudno. Mariusz Janicki i Wiesław Władyka już zdążyli nazwać jego potencjalnych obrońców „tymi, którzy zwyczajowo biją prezesowi pokłony". Z kolei sam Kaczyński jest współtwórcą atmosfery, która nawet językowe zastrzeżenia wobec jego dzieła czyni „antypisowską agresją".
Słowa jak brzytwy
Na razie sypie się krytyka przewidywalna. Wojciech Mazowiecki opisał raport jako zbiór insynuacji poukrywanych w miękkich słowach. Janicki i Władyka dostrzegli wszakże wiele słów jak najbardziej twardych. Wojciech Sadurski też postanowił dać odpór. „Manifest pisany żółcią" – tak brzmi tytuł jego recenzji w „Rzeczpospolitej". Najbardziej nawet zniesmaczony aktualną taktyką czy strategią prezesa PiS mam od razu pokusę powiedzenia: bardziej to skomplikowane niż politgramoty z „Wyborczej" czy z „Polityki".
To prawda, nie znajdziemy podobnego języka w partyjnych dokumentach, powiedzmy, niemieckich. Ale już w amerykańskich platformach wyborczych – tak. Demokraci i republikanie na zmianę przedstawiali USA rządzone przez tych drugich jako kraj zagrożony ruiną, i nie przeszkadzało im to prowadzić zwykle polityki wyważonej i nastawionej na międzypartyjne kompromisy.
Naturalnie w zachodnich demokracjach, nawet tych, w których starcia między partiami są wciąż gwałtowne, takie pamflety autorstwa samego lidera już się raczej nie pojawiają. Za duże ryzyko uchybień wobec rozmaitych poprawności. Kaczyński się tym nie przejmuje – i pierwsze skutki w postaci pomruków Ślązaków przekonywanych przez mainstream, że zostali obrażeni, mamy za sobą.
Na dodatek lider PiS w polemiki programowe wplata pretensje o osobiste krzywdy i afronty, a od oceny polityki rządu przechodzi niespodziewanie do przygan, że Andrzej Wajda chce kręcić film o Wałęsie. Czy dlatego, że jest przekonany, iż za wszystko, także filmy Wajdy czy książki Jana Grossa, odpowiada Platforma? Tak twierdzi Sadurski. Moim zdaniem, pomijając dygresyjny styl Kaczyńskiego, który ujawnia w każdym wywiadzie, bardzo chciałby on przekonać wyborców o „wszechwinie" PO. Czy jest w tym nowatorski?