Piotr Zaremba o raporcie - programie PiS

Ostre oskarżenia Jarosława Kaczyńskiego wobec III RP to nie historyczny ewenement. W przeszłości bywało, że podobne słowa padały gęsto i czasem prowadziły do racjonalizacji systemu demokratycznego – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 14.04.2011 02:01

Piotr Zaremba o raporcie - programie PiS

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

O takich tekstach jak raport Jarosława Kaczyńskiego rozmawia się trudno. Mariusz Janicki i Wiesław Władyka już zdążyli nazwać jego potencjalnych obrońców „tymi, którzy zwyczajowo biją prezesowi pokłony". Z kolei sam Kaczyński jest współtwórcą atmosfery, która nawet językowe zastrzeżenia wobec jego dzieła czyni „antypisowską agresją".

Słowa jak brzytwy

Na razie sypie się krytyka przewidywalna. Wojciech Mazowiecki opisał raport jako zbiór insynuacji poukrywanych w miękkich słowach. Janicki i Władyka dostrzegli wszakże wiele słów jak najbardziej twardych. Wojciech Sadurski też postanowił dać odpór. „Manifest pisany żółcią" – tak brzmi tytuł jego recenzji w „Rzeczpospolitej". Najbardziej nawet zniesmaczony aktualną taktyką czy strategią prezesa PiS mam od razu pokusę powiedzenia: bardziej to skomplikowane niż politgramoty z „Wyborczej" czy z „Polityki".

To prawda, nie znajdziemy podobnego języka w partyjnych dokumentach, powiedzmy, niemieckich. Ale już w amerykańskich platformach wyborczych – tak. Demokraci i republikanie na zmianę przedstawiali USA rządzone przez tych drugich jako kraj zagrożony ruiną, i nie przeszkadzało im to prowadzić zwykle polityki wyważonej i nastawionej na międzypartyjne kompromisy.

Naturalnie w zachodnich demokracjach, nawet tych, w których starcia między partiami są wciąż gwałtowne, takie pamflety autorstwa samego lidera już się raczej nie pojawiają. Za duże ryzyko uchybień wobec rozmaitych poprawności. Kaczyński się tym nie przejmuje – i pierwsze skutki w postaci pomruków Ślązaków przekonywanych przez mainstream, że zostali obrażeni, mamy za sobą.

Na dodatek lider PiS w polemiki programowe wplata pretensje o osobiste krzywdy i afronty, a od oceny polityki rządu przechodzi niespodziewanie do przygan, że Andrzej Wajda chce kręcić film o Wałęsie. Czy dlatego, że jest przekonany, iż za wszystko, także filmy Wajdy czy książki Jana Grossa, odpowiada Platforma? Tak twierdzi Sadurski. Moim zdaniem, pomijając dygresyjny styl Kaczyńskiego, który ujawnia w każdym wywiadzie, bardzo chciałby on przekonać wyborców o „wszechwinie" PO. Czy jest w tym nowatorski?

W czasach, gdy rządził, a Platforma była w opozycji, dowiadywaliśmy się co chwila, że to „klimat" jego rządów odpowiada za wszystko, łącznie z referatami radiomaryjnego profesora Jerzego Roberta Nowaka wygłaszanymi w jakimś kościele. Kiedy pewien skin ranił kogoś na ulicy, ważny polityk PO też obwiniał „klimat" koalicji PiS – Samoobrona – LPR. Gdybym pogrzebał, znalazłbym może takie wypowiedzi samego Sadurskiego.

Wojenna pobudka

Można jeszcze wskazać na przeładowanie obco brzmiącymi definicjami. Sadurski dziwi się wszystkim tym „deprywacjom" i „repulsjom", podejrzewając złośliwie, że to dzieło zbiorowe, bo Kaczyński niespecjalnie chętnie posługuje się angielskim. Ja sądziłem, że to raczej słowa pochodzenia łacińskiego. I skądinąd pamiętam, że prezes PiS od lat uwielbia „unaukawiać" swoje wywody. Ale naturalnie, pisząc tak, polityk czyni się celem kpinek. Sadurski może się poczuć satyrykiem.

W akcie oskarżenia profesora jest punkt szczególny: Kaczyński odmawia legitymacji III Rzeczypospolitej. Tego nie spotkamy dziś w politycznych dokumentach nawet najbardziej naszpikowanych katastroficznym językiem – w USA czy w Niemczech. Sadurski wdaje się w rozważania, co to oznacza: brak uznania wyników wyborów, może coś groźniejszego.

Pomińmy kontekst emocji posmoleńskich. Kaczyński mówił tak już wcześniej, może o pół oktawy łagodniej. Czy jednak takie deklaracje to historyczny ewenement?

Padały one gęsto w czasach, gdy demokracje aż kipiały od ideologicznych zwarć, czasem ich efektem był paraliż lub wręcz upadek demokracji (okres międzywojenny), a czasem tylko racjonalizacja demokratycznego systemu (korekta de Gaulle'a we Francji u schyłku lat 50.). Czy da się przeszczepić takie spory na grunt dzisiejszy? Wiążą się one z zagrożeniami (choć nie przelewu krwi, raczej złej atmosfery), nie sprzyja im też nastawienie większości społeczeństwa ukształtowanej przez papkę demokracji medialnej. Możliwe, że prezes na wyrost gra wojenną pobudkę, wzywając ogół Polaków do heroizmu.

Obnażanie kuchni

Skądinąd jednak, choć firmował kiedyś półprezydencki projekt konstytucji, Kaczyński więcej niż o ustroju w wąskim sensie mówi o porządku moralnym, o podstawach aksjologicznych państwa. Czy taka debata jest przeciw duchowi czasów? Trochę tak. Czy nie przydałaby się Polsce? I tu odpowiem twierdząco. Nawet jeśli odrzucę część prezesowskich recept, pamiętam, że nie mamy do czynienia z państwowością ustabilizowaną kilkoma pokoleniami doświadczeń. Ta państwowość wychynęła z czarnej dziury PRL, ze wszystkimi naleciałościami i obciążeniami. Nawet po 20 latach jest o czym dyskutować.

Mainstream traktuje tę debatę w kategoriach zamachu stanu. To z kolei zachęca Kaczyńskiego, aby zachowywał się jak rebeliant.

Zarazem ta jego retoryka starszego wuja, erudyty i malkontenta, towarzyszy konkretnym, sensownym obserwacjom. Na przykład takiej, że mianowanie pierwszym ministrem sprawiedliwości w rządzie PO typowego reprezentanta prawniczej korporacji (a na dokładkę adwokata bogatych klientów, czasem bohaterów skandali) to zapowiedź szczególnego kursu. Sadurski uznaje to za insynuację. a przecież pogląd Kaczyńskiego, że wola polityczna ma wpływ na postęp w walce z korupcją i patologiami, nie jest ekstrawagancki. Profesor woli go zbywać dowcipami o Zbigniewie Ćwiąkalskim z cygarem. A ja nie zawiodę Janickiego i Władyki: nadal uważam, że warto w tekstach Kaczyńskiego odsączać formę od treści. Gdy lider opozycji gani „politykę transakcyjną", nie jest to produkt jego wyobraźni.

Pogląd szefa PiS, że wola polityczna ma wpływ na postęp w walce z korupcją i patologiami, nie jest ekstrawagancki

Pasje Kaczyńskiego, niespełnionego badacza pamiętającego z zamierzchłych czasów seminaria profesora Stanisława Ehrlicha, który zalecał studentom zaglądać za kulisy, narażają go na qui pro quo. Gdy powtarza formułkę „centralnego ośrodka dyspozycji politycznej", zalecając, aby był on wolny od uwikłań, Sadurski krzyczy o promowaniu niekonstytucyjnych klik i metod. Choć także Donald Tusk ma przy sobie taką grupę. Tyle że Tusk nie teoretyzuje. Kaczyński za to z rozkoszą demistyfikuje polityczną kuchnię.

Czym się różnią?

Czy wszystko mi się w tym tekście podoba? Prezes PiS stara się mówić jak najwięcej o gospodarce, o finansach, ale to część najmniej przekonująca. Ścigając ministra Rostowskiego za ukrywanie deficytu, lider PiS piętnuje zarazem każdą jego oszczędnościową przymiarkę – od cięć w zasiłku pogrzebowym po zamysł reformy mundurowych emerytur. Skoro jednak tak, lider opozycji powinien odejść od maniery recenzenta i powiedzieć: co w zamian. Czy katastrofa finansów jest perspektywą realną i jak jej zapobiec.

Jego obserwacje bywają trafne – choćby gdy wyśmiewa nieracjonalne zapowiedzi Tuska dotyczące szybkiego marszu do strefy euro. Całość wywołuje jednak wrażenie krytyki z pozycji „partii wysokich wydatków i niskich podatków". Kaczyński polemizuje notabene z Platformą już historyczną. Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu wypomina zamiar prywatyzowania wszystkiego łącznie z więzieniami. Choć dziś ma do czynienia z gruntownie już odmienionym Bieleckim, chcącym zachowywać duże organizmy finansowe w rękach państwa w imię ochrony narodowego interesu. Dystans między PO i PiS w tych kwestiach znacznie się zmniejszył.

Inaczej, kiedy pisze o samym państwie, tu ma się czym różnić. Piotr Śmiłowicz z „Newsweeka" narzekał, że Kaczyński powtarza to co zawsze, ale to po pierwsze nic zdrożnego, a po drugie tylko częściowo prawda. Potwierdzenie przywiązania do programu IV RP następuje po miesiącach milczenia na jej temat. Ma kłopot: aby jego przestrogi przed powrotem do czasów przedrywinowskich znalazły posłuch poza elektoratem czystej prawicy, musiałby się zmienić społeczny klimat. Czy tej zmianie sprzyja akurat ten typ gorączki, którą Kaczyński podsyca teraz, to inna sprawa.

Z mojej perspektywy ważne, że prezes PiS dał dwa ważne sygnały: gotowości naprawy wymiaru sprawiedliwości i woli obrony tradycyjnej szkoły. W pierwszym przypadku oskarżany, że proponuje jedynie kadrową wymianę, przedstawia też rozwiązania systemowe – na przykład likwidację fatalnej w skutkach autonomizacji prokuratury. Ale chodzi o coś więcej. Władyka i Janicki czy Sadurski upatrują zagrożenia w „autorytarnych" zakusach PiS-owskiego aparatu. Ja widzę je w społecznej wszechwładzy takich ludzi jak wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz, potężny włodarz aparatu skarbowego i informacji finansowej, który jest w stanie zmusić prokuraturę, aby dała mu spokój.

Zajmując się z kolei szkołą, Kaczyński czasem zbyt patetycznymi słowami, które mają się podobać Rydzykowej klienteli, dobrze definiuje problem. Tego typu spory – o wychowanie, o stopień przyzwolenia na permisywizm, ale także o to, czy edukacja służy jedynie obsługiwaniu rynku pracy, będą i powinny stanowić istotną treść polityki.

Z perspektywy krytyków ważniejsze, że Kaczyński oskarża rządy Platformy o „politykę antyzasad i antywartości". Rzeczywiście aktywność zagraniczną PO opisuje w kategoriach wciąż przywoływanego „klientyzmu" – wobec Rosji, Niemiec, wreszcie całej Europy. Wiele jego obserwacji jest i w tym przypadku trafnych: kiedy opisuje niezrozumiałe mielizny polityki energetycznej albo karygodną miękkość w sprawie smoleńskiego śledztwa. Że przy okazji czyni z przeciwników symbole polityki nie tylko nieskutecznej, ale i niepatriotycznej? To nie problem jednego dokumentu czy człowieka, nawet tak ekspansywnego, lecz całej debaty publicznej od 2005 roku.

Wolę dziwolągi

Czy krzywdzi konkurentów? Bywa, że tak. Wracając do polityki wewnętrznej, w przywoływanej Ameryce to ograniczenie funkcji państwa, wycofanie go z tych obszarów, gdzie wystarczy lokalna inicjatywa, jest programem ortodoksyjnych patriotów i konserwatystów. Kaczyński odpowie na to, że w polskich warunkach ostoją wartości może być jedynie silne państwo.

Czy jest archaiczny, broniąc polskości przed regionalizacją (wspieraną przez liberalną lewicę sztucznie, jako młot na patriotyzm narodowy) i także przed rozmyciem się w Europie? Jestem mniej przywiązany niż Kaczyński do centralizmu jako leku, nie przeraża mnie „demonstracyjna kaszubskość Tuska". Lecz i w tym przypadku prezes PiS podnosi realny problem.

Politycy PO, nawet ci o konserwatywnych korzeniach uznają, że jakoś to będzie. To już niemieckie elity szukają chętniej recept na wizję Niemiec bez Niemców, upatrując ich choćby w polityce historycznej. A „Wyborcza" funduje Polakom kurs uwolnienia ze wszelkich tożsamości poza ogólnikową postępowością. To już wolę słowne dziwolągi, np. walkę z „Polakiem skorygowanym".

Pytanie tylko, czy jego obóz, pogubiony, walczący z elitami na zasadzie odruchów, i całkiem przez lidera zdominowany, pomoże mu w tej walce. Programy PiS z 2001 czy 2005 roku były pisane przez całe kierownictwo partii. Można łatwo wskazać, co w nich było dziełem Kaczyńskich, ile wniósł tam Ludwik Dorn, a ile Marek Jurek. Ten zaś raport, choć uznany za „partyjną uchwałę", jest jednoosobowym produktem.

Już przejrzenie tekstu przez speca od marketingu pozwoliłoby na rozbrojenie takich bomb, jak ta śląska. A czy ci, którzy w ogóle nie uczestniczą w wypracowywaniu tych rozwiązań, będą dobrymi realizatorami zapisanej tam polityki? Czy „One Man Party" jak napisał ostatnio Piotr Semka, to dobra odpowiedź na ciężkie czasy?

O takich tekstach jak raport Jarosława Kaczyńskiego rozmawia się trudno. Mariusz Janicki i Wiesław Władyka już zdążyli nazwać jego potencjalnych obrońców „tymi, którzy zwyczajowo biją prezesowi pokłony". Z kolei sam Kaczyński jest współtwórcą atmosfery, która nawet językowe zastrzeżenia wobec jego dzieła czyni „antypisowską agresją".

Słowa jak brzytwy

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?