Zew wolności. Jak ludzie o nią walczyli?

Wolność – dla ludzi XXI wieku to najbardziej naturalna i fundamentalna podstawa życia. Jak walczyli o nią ci, którym jeszcze 160 lat temu odmawiano jej od dnia narodzin?

Publikacja: 09.02.2023 20:50

Zew wolności. Jak ludzie o nią walczyli?

Foto: AF Fotografie / Alamy Stock Phot

Harriet Tubman, która przeszła do historii jako jedna z najdzielniejszych i najbardziej skutecznych w swej pracy abolicjonistek, zapewne o wolności marzyła od dziecka. Urodziła się w 1822 r. w niewolniczym stanie Maryland jako Araminta Ross (zmieniła imię na Harriet dopiero w dorosłym życiu). Jej liczna rodzina była własnością farmera Edwarda Brodessa, który słynął ze swojej „przedsiębiorczości”. Gdy Minty miała zaledwie kilka lat, Brodess zaczął wynajmować ją swoim sąsiadom do pilnowania ich dziecka. Do obowiązków sześciolatki należało całonocne czuwanie przy kołysce niemowlęcia. Kiedy płakało i budziło matkę – dziewczynka dostawała baty. Jako kilkulatka musiała też obserwować dramatyczną scenę sprzedaży swoich starszych sióstr. Dziewczęta brutalnie oderwano od rodziców i wywieziono do południowych stanów. Rodzinie już nigdy nie udało się ich odnaleźć. Brodess planował również sprzedać brata Minty, ale matka ukryła go w lesie. Pozwoliła mu wrócić do domu dopiero wtedy, gdy farmer porzucił swój zamiar.

Uciekinierka

Nic dziwnego zatem, że dorosła Harriet Tubman wspominała, jaki strach w dzieciństwie budził w niej sam widok białego człowieka. Dla dziewczynki mógł być przecież zwiastunem rozdzielenia z rodziną, ciężkiej pracy i bicia. Minty nie pozwoliła jednak, aby ten strach całkowicie zawładnął nią i sparaliżował. Swojej pierwszej „ucieczki” dokonała w wieku zaledwie dziesięciu lat. Jak opisywała, do tego kroku skłoniła ją obawa przed karą za zabranie swojej pani trzech kostek cukru. Po kilku dniach błądzenia po lesie wygłodniała dziewczynka nie miała jednak wyboru i wróciła do domu.

Kolejną „niesubordynacją” wykazała się jako 13-latka, gdy rozkazano jej udać się po sprawunki. W sklepie była świadkiem, jak niewolnik właściciela rzucił się do ucieczki. Wściekły kupiec krzyczał do Minty, by zatrzymała zbiega, ale ona nie ruszyła się z miejsca. Wówczas mężczyzna pochwycił ciężki odważnik i rzucił nim za uciekającym. Trafił jednak Minty, poważnie raniąc ją w głowę. Dramatyczne konsekwencje wypadku nie oznaczały bynajmniej, że dziewczynce przyznano jakąkolwiek taryfę ulgową. Dalej musiała pracować w polu, ale – jak wspominała – było to trudne z powodu krwi z gojącej się rany, sporadycznie zalewającej jej oczy. Pomimo tak skandalicznych warunków rekonwalescencji nastolatka wróciła do zdrowia. Do końca życia jednak doświadczała ataków padaczki, będącej pokłosiem wypadku. Podczas nich Tubman miała słyszeć różne głosy, które interpretowała jako pochodzące od Boga.

Nie porzuciła też swojego marzenia o wolności. Wiele lat musiało jednak upłynąć, zanim ponownie ośmieliła się po nią sięgnąć, a stało się to 17 września 1849 r. 27-letnia Tubman uciekła wraz z dwoma swoimi braćmi. Impulsem do podjęcia tej ryzykownej decyzji stała się dla niewolnicy śmierć jej pana. Brodess pozostawił swojej żonie gigantyczne długi w spadku. Minty bała się, że wdowa, nie chcąc stracić zadłużonej farmy, postanowi sprzedać niewolników. Kobieta drżała przed podzieleniem losu swoich sióstr i utratą rodziny. Za jedyne wyjście z sytuacji uznała ucieczkę, do której namówiła także braci – Bena i Henry’ego. Niestety, mężczyźni zawrócili w trakcie drogi, gdyż ogarnął ich strach przed konsekwencjami tego kroku. Osamotniona Minty kontynuowała jednak podróż do położonej w wolnym stanie Pensylwania Filadelfii, kierując się za dnia biegiem rzeki Delaware, a w nocy – położeniem Gwiazdy Polarnej. W drodze pomagali jej także ludzie dobrej woli, związani z tzw. Koleją Podziemną – organizacją wspierającą uciekających niewolników. I chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, kobiecie udało się samotnie pokonać ponad 100 mil drogi. Pewnego ranka przekroczyła granicę stanu Pensylwania. Ten moment zapamiętała na całe życie: „Akurat wzeszło słońce i skąpało cały krajobraz w złocistym blasku, który przezierał poprzez drzewa. Podniosłam swoje ręce do twarzy i długo patrzyłam na nie, jakby nie mogąc uwierzyć, że nadal jestem tą samą osobą”.

Po przekroczeniu rogatek Filadelfii Tubman faktycznie stała się poniekąd inną osobą – trafiła pod skrzydła mającej swoją siedzibę w tym mieście Kolei Podziemnej, która otoczyła ją troskliwą opieką, pomagając znaleźć mieszkanie i pracę. Ponieważ nie wprowadzono jeszcze tzw. prawa o zbiegłych niewolnikach (ustawa taka – Fugitive Slave Act – weszła w życie w 1850 r.; na jej mocy właściciele niewolników zyskali prawo ścigania zbiegów także w tych stanach, gdzie niewolnictwo było zakazane), uciekinierka była w Filadelfii całkowicie bezpieczna. Oferowano jej nawet możliwość wyjazdu do Kanady. Harriet Tubman miała jednak inne plany.

W latach 1850–1860, ryzykując życiem i utratą wolności, odbyła 13 (!) podróży do stanu Maryland, pomagając w ucieczce i prowadząc do wolności swoich przyjaciół, liczną rodzinę, a wreszcie i obcych ludzi. Stała się jednym z najwytrwalszych „konduktorów” Kolei Podziemnej, i – jak z dumą podkreślała – nigdy nie straciła „pasażera”. Legendarne stały się metody, jakimi posługiwała się na swoich misjach. Zawsze nosiła przy sobie broń i nie wahała się grozić nią marudnym i podupadającym na duchu uciekinierom, którzy stwarzali niebezpieczeństwo przecież dla całej grupy. Nigdy jednak jej nie użyła. Prowadziła ludzi nocami, kierując się szlakami Kolei Podziemnej. Gdy było to konieczne – posługiwała się przebraniami i fałszywymi dokumentami. Chociaż była intensywnie poszukiwana, nigdy nie została złapana. Swoją misję pomagania niewolnikom kontynuowała podczas wojny secesyjnej, a także w okresie późniejszym. Wspierała ruch sufrażystek oraz budowała domy opieki dla starszych byłych niewolników. Zmarła w jednym z nich w 1913 r., przeżywszy 91 lat.

Zniewolony

Jeżeli smak niewoli jest tak gorzki dla tych, którzy nigdy wcześniej nie zaznali wolności, to jak bardzo musi on doskwierać tym, którym tę wolność brutalnie odebrano? Odpowiedź na to pytanie znał zapewne Solomon Northup, który urodził się jako wolny człowiek w Nowym Jorku w 1808 r. W tym mieście zdobył wykształcenie i założył rodzinę. Jego pasją była gra na skrzypcach. Często zarabiał, przygrywając na tym instrumencie w eleganckich lokalach. Latem 1841 r. fakt ten wykorzystało dwóch nieuczciwych ludzi, którzy zaczepili Northupa po jednym z występów, pozorując zachwyt nad jego talentem oraz składając mu intratną ofertę pracy w cyrku w Waszyngtonie. Oszuści obiecali także muzykowi pokrycie kosztów podróży.

Skuszony propozycją Northup wyjechał do Waszyngtonu w towarzystwie mężczyzn, którzy przedstawili mu się jako Merill Brown i Abram Hamilton. Podczas pierwszej wspólnej kolacji Northup poczuł silny ból głowy, a następnie stracił przytomność. Najprawdopodobniej porywacze podali mu środki odurzające. Ocknął się skuty w piwnicy domu aukcyjnego, w którym odbywały się targi niewolników. Jego gwałtowne protesty i próby udowodnienia, że jest wolnym człowiekiem, skończyły się chłostą z ręki nadzorcy. To doświadczenie utwierdziło Solomona w przekonaniu, iż wszelkie próby zaprzeczania nowej, narzuconej mu tożsamości, są skazane na porażkę. Ta świadomość zamknęła mu usta na kolejne 12 lat: „Oto zbliżałem się do cienia, w nieprzeniknioną ciemność, w której wkrótce miałem zniknąć, ginąc z oczu moich najdroższych, i na wiele wyczerpujących lat stracić słodką światłość wolności”.

Solomon został kupiony przez Williama Forda, plantatora z Pine Woods w północnej Luizjanie. Northup szybko przekonał się, że Ford jest przyzwoitym człowiekiem, który traktuje swoich niewolników po ludzku: „W mojej opinii nigdy i nigdzie nie spotkałem bardziej uprzejmego, szlachetnego i wielkodusznego chrześcijanina niż William Ford, ale poprzez ludzi i powiązania był częścią systemu, na którym opierało się niewolnictwo”. Solomon wyrażał nawet przekonanie, że gdyby Ford urodził się i dorastał w stanach, w których niewolnictwo było zakazane, to sam byłby jego zagorzałym przeciwnikiem. Nowy pan cenił Northupa za talent muzyczny oraz spryt, jakim wykazał się, organizując spław budulca na tratwach wąską rzeką i budując krosna (swoje umiejętności konstruktorskie wyniósł z czasów wolności, gdy dorabiał jako cieśla).

„Wielokrotnie zauważyłem, że ci, którzy łagodnie traktowali swoich niewolników, wynagradzani byli ich najcięższą pracą. Wiem to z własnego doświadczenia. Bardzo przyjemnie było zaskoczyć pana Forda tym, że w ciągu dnia zrobiło się więcej, niż się miało, podczas gdy pod późniejszym panem do większego wysiłku nakłaniał mnie wyłącznie bicz nadzorcy” – podsumowywał swój pobyt u Forda Solomon. Z drugiej strony warto zauważyć, że inteligentny i wykształcony Ford z pewnością musiał się domyślić, iż piszący, czytający i znający tajniki konstruktorskie Northup nie jest zwykłym niewolnikiem. Nie zrobił jednak nic, aby wyjaśnić tę sprawę i mu pomóc.

Niestety, po pewnym czasie William Ford popadł w kłopoty finansowe. Był zmuszony sprzedać grupę swoich niewolników, w tym Solomona, którego drugi pan – Edwin Epps – okazał się sadystą. Każdego wieczoru gromadził swoich niewolników w stodole i kazał nadzorcom raportować o dokładnej ilości bawełny zebranej przez każdego z nich. Osoby, które osiągnęły wynik niższy od oczekiwanego, otrzymywały karę chłosty. Pijany Epps miał też w zwyczaju budzić swoich niewolników w środku nocy i zmuszać do tańca: „Pozostając »w ciągu«, Epps był awanturniczym, buńczucznym, hałaśliwym człowiekiem, którego główną przyjemnością były tańce z jego »czarnuchami« albo chłostanie ich na podwórzu długim biczem, dla samej przyjemności słuchania, jak wrzeszczą i błagają, gdy na ich plecach pojawiają się wielkie pręgi”.

Nie mniej okrutna okazała się żona plantatora – Mary Epps. Nie znosiła zwłaszcza młodej i ładnej niewolnicy Patsey, którą Epps wykorzystywał seksualnie. Zamiast współczuć ofierze męża, kobieta była o nią chorobliwie zazdrosna. Gdy jej liczne próby przekonania małżonka do sprzedaży dziewczyny zawiodły, zaczęła namawiać Solomona, by zabił Patsey podczas wspólnej pracy w polu i upozorował wypadek. Oczywiście mężczyzna zawsze odmawiał, zasłaniając się strachem przed gniewem Eppsa.

Nieludzkie warunki życia na plantacji sprawiły, że Solomon coraz częściej myślał o ucieczce. Po 12 latach (!) zaufał przyzwoitemu z pozoru nadzorcy, któremu ujawnił swoją prawdziwą tożsamość i poprosił o wysłanie listów do rodziny. Niestety, ten poinformował o wszystkim Eppsa. Northup cudem uniknął srogiej kary, gdyż udało mu się przekonać plantatora, że nadzorca okłamał go w nadziei na podwyżkę. Dopiero następna osoba, której Solomon powierzył swoją tajemnicę – kanadyjski stolarz Samuel Bass, zdeklarowany abolicjonista, wykonujący drobne prace na plantacji – okazał się człowiekiem godnym zaufania. Przekazał wiadomość rodzinie muzyka oraz jego białym przyjaciołom z Nowego Jorku, którzy niezwłocznie przybyli i zabrali Solomona wprost z pracy na polu, przy akompaniamencie wrzasków i gróźb pijanego Eppsa oraz rozpaczy Patsey, tracącej jedynego obrońcę.

Solomon Northup próbował pociągnąć do odpowiedzialności swoich porywaczy sprzed 12 lat, ale jako czarnoskóry świadek nie mógł zeznawać przeciwko białym oskarżonym. Pragnąc jednak działać przeciwko barbarzyńskiemu systemowi niewolnictwa, którego niewyobrażalnego zła doświadczył na własnej skórze, podróżował po USA, wygłaszając mowy i odczyty. Opublikował także swoje wspomnienia, którym nadał tytuł „12 lat niewoli”. Jako jedyna (!) pisemna relacja niewolnika – a ci przecież z reguły byli niepiśmienni – stanowi ona unikatowy dokument o niebotycznej wartości historycznej. Abolicjonista zmarł około 1863 r.

60 milionów ofiar

Nie tylko jednostki pragnęły wolności. Niezwykłą ucieczkę z niewoli w Macon przeżyło małżeństwo Craft. Chociaż Ellen i William pobrali się w 1846 r., to nie mogli zamieszkać razem, gdyż należeli do różnych właścicieli. Ellen, charakteryzująca się bardzo jasną karnacją (jako córka niewolnicy-mulatki i jej białego właściciela była w trzech czwartych biała), postanowiła wykorzystać swoją nietypową aparycję. W dzieciństwie przysparzała jej ona jedynie cierpienia – żona właściciela, zirytowana kłopotliwym podobieństwem córki niewolnicy do swojego męża, postanowiła odebrać ją matce i sprzedać. W dorosłym życiu Ellen wygląd miał stać się jej wielkim atutem i przepustką do wolności. Zdobywszy męski garnitur, przebrała się za białego mężczyznę, na wszelki wypadek bandażując znaczną część twarzy. Gdyby zdecydowała się uciekać jako kobieta, natychmiast wzbudziłaby podejrzenia, gdyż w tamtych czasach kobiety nie podróżowały same, a tym bardziej w towarzystwie niewolników. William odgrywał rolę jej niewolnika. W ten sposób para pokonała tysiące kilometrów, przemieszczając się pociągami i promami. Dotarli w końcu do Filadelfii, ale gdy w 1850 r. wprowadzono ustawę pozwalającą na ściganie byłych niewolników także w nieniewolniczych stanach, zdecydowali się wyemigrować do Wielkiej Brytanii. Do ojczyzny powrócili w 1869 r., już po zniesieniu niewolnictwa.

Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Uciec z niewoli i wywalczyć sobie godne życie udało się jedynie garstce niewolników. Niektóre z ucieczek kończyły się tragicznie. Matka czwórki dzieci, Margaret Brown, uciekła wraz z nimi z plantacji w 1856 r. Kiedy łowcy niewolników otoczyli szopę, w której ukrywali się zbiedzy, kobieta poderżnęła gardło swojej dwuletniej córce, uważając, że dla jej dzieci śmierć będzie lepsza niż ponowna niewola. Pochwycona przez łowców, nie zdążyła zabić pozostałych dzieci. Uniknęła kary śmierci jedynie dzięki naciskom i apelom zbulwersowanych sprawą abolicjonistów przekonanych, że do tego strasznego czynu pchnęła kobietę rozpacz i paniczny strach przed powrotem do niewoli.

Historycy do dziś spierają się, ilu ludzi padło ofiarą amerykańskiego systemu niewolnictwa. Znawczyni tematu, amerykańska laureatka literackiej Nagrody Nobla Toni Morrison, swoją powieść „Umiłowana” poświęconą postaci Margaret Brown zadedykowała wszystkim ofiarom niewolnictwa. Według niej należy się ona „60, i więcej, milionom”.

Harriet Tubman, która przeszła do historii jako jedna z najdzielniejszych i najbardziej skutecznych w swej pracy abolicjonistek, zapewne o wolności marzyła od dziecka. Urodziła się w 1822 r. w niewolniczym stanie Maryland jako Araminta Ross (zmieniła imię na Harriet dopiero w dorosłym życiu). Jej liczna rodzina była własnością farmera Edwarda Brodessa, który słynął ze swojej „przedsiębiorczości”. Gdy Minty miała zaledwie kilka lat, Brodess zaczął wynajmować ją swoim sąsiadom do pilnowania ich dziecka. Do obowiązków sześciolatki należało całonocne czuwanie przy kołysce niemowlęcia. Kiedy płakało i budziło matkę – dziewczynka dostawała baty. Jako kilkulatka musiała też obserwować dramatyczną scenę sprzedaży swoich starszych sióstr. Dziewczęta brutalnie oderwano od rodziców i wywieziono do południowych stanów. Rodzinie już nigdy nie udało się ich odnaleźć. Brodess planował również sprzedać brata Minty, ale matka ukryła go w lesie. Pozwoliła mu wrócić do domu dopiero wtedy, gdy farmer porzucił swój zamiar.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar