6 maja 1833 r. prezydent Stanów Zjednoczonych Andrew Jackson wybrał
się na wycieczkę parostatkiem po Potomacu. Lubił oderwać się od
obowiązków urzędniczych, do których zresztą nie przywiązywał
większej wagi. Wierzył, że państwo jest jak dyliżans, który
pędzi w dzień i w nocy z tą samą prędkością bez względu na to
czy woźnica czuwa czy śpi.
Jackson
lubił te wycieczki nie ze względu na przyrodę, ale przede
wszystkim dlatego, że mógł bez tłumaczenia się odpocząć za dnia po nocnych pijackich
przyjęciach, które nieustannie wydawał dla swoich znajomków.
Tego dnia, w pewnym momencie, do jego kabiny nieoczekiwanie wszedł
młody człowiek i uderzył odpoczywającego prezydenta pięścią w
twarz, po czym wybiegł. Krewki prezydent zerwał się, kopnął
stojący na jego drodze stolik i ruszył w pościg za napastnikiem.
Jakież zdumienie wśród pasażerów musiał sprawić widok
prezydenta biegnącego bez butów i w częściowo rozpiętej koszuli
za jakimś nieznanym osobnikiem. Jackson przy tym nie przebierał w
słowach. Do pościgu natychmiast dołączyło kilka osób z
prezydenckiej świty, w tym znany pisarz Washington Irving. Wszyscy
biegli, choć tylko Jackson wiedział za kim i dlaczego.