Nie jestem wyborcą PiS. Tyle o moich sympatiach politycznych. Zresztą cała polska scena polityczna napawa mnie wstrętem. Z historycznego punktu widzenia uważam, że epoka wielkich wizjonerów politycznych i prawdziwych mężów stanu odeszła do lamusa. Wizjonerów zastąpili cyniczni cwaniacy, a działaczy społecznych – jednostki pasożytnicze. Mogę mieć jedynie nadzieję, że kiedyś powstanie formacja polityczna, która będzie prawdziwie wolnościowa i zredukuje rolę państwa w życiu obywatela do niezbędnego minimum.
Czytaj więcej
Niedawno wybrałem się do Verdun. Namówił mnie do odwiedzenia tego miasta Joseph Zimet, były szef Mission du Centenaire, organizacji upamiętniającej francuskie obchody stulecia zakończenia I wojny światowej, a dzisiaj dyrektor komunikacji z mediami Pałacu Elizejskiego i bliski współpracownik prezydenta Francji.
Przeraża mnie, że tak poważny, wręcz traumatyczny temat w dziejach naszego narodu, jak potworna kaźń obywateli polskich podczas niemieckiej okupacji, staje się dzisiaj przedmiotem prymitywnych przepychanek politycznych i medialnych kpin. Jest skrajną bezczelnością, że przywódca rządzącej partii świadomie przemienia ten niezwykle ważny akt sprawiedliwości dziejowej w przedmiot swojej gry politycznej. Odszkodowania wojenne, które należą się każdej polskiej rodzinie, niezależnie od wyznania czy pochodzenia, stały się dzisiaj kiełbasą wyborczą partii rządzącej i pośmiewiskiem wszelkiej maści opozycji. Czy naprawdę żadna ze stron tej cyrkowej przepychanki nie wyczuwa powagi sprawy? Czy śmierć ponad 5 mln naszych rodaków, a często naszych rodziców, dziadków i krewnych, może być obiektem zwykłej pyskówy przedwyborczej? Czy obie strony nie widzą, że w tej chwili najgodniej zachowują się Niemcy, którzy w milczeniu przyglądają się, jak Polacy leją siebie po mordach?
Odszkodowania stare jak świat
Odszkodowania wojenne są jednym z najstarszych elementów pokojowej polityki między narodami. Istniały od początku cywilizacji i stanowiły jeden z najskuteczniejszych sposobów utrzymania pokoju. Nie są niczyją łaską ani przywilejem. Istnieją od niepamiętnych czasów, ponieważ są aktem sprawiedliwości społecznej i dziejowej. Nie jesteśmy pierwszymi w historii, którzy chcą, a nawet powinni o nie wystąpić. Jeżeli nie chcemy nigdy więcej wojny, to każmy agresorowi płacić ciężkie odszkodowania za napaść. To daje nadzieję, że drugi raz nie podniesie na nas ręki.
W paryskim muzeum w Luwrze obejrzeć można ponaddwumetrową kamienną stelę z wykutym na niej tekstem w języku babilońskim. Stela została odnaleziona w 1901 r. przez francuską ekipę archeologiczną w irańskiej Suzie, dokąd w XIII w. p.n.e. została wywieziona z Babilonii jako zdobycz wojenna Elamitów. Tekst na steli został nazwany Kodeksem Hammurabiego – od imienia panującego w latach ok. 1792–1750 p.n.e. króla Babilonu. Jest on jednym z wielu podobnych babilońskich zbiorów praw: kodeksu Ur-Nammu (przełom XXII–XXI w. p.n.e.), kodeksu Bilalamy z Esznunny (przełom XXI–XX w. p.n.e.) czy kodeksu Lipit-Isztara (XX w. p.n.e.). Były to pierwsze regulacje mówiące o regułach obowiązujących na wojnie.