Reparacje wojenne nie są kiełbasą wyborczą

Odszkodowania od Niemiec za napaść na Polskę i jej okupację w latach 1939–1945 po prostu nam się należą. W tej kwestii nie ma najmniejszej wątpliwości. Wszelka dyskusja o zasadności polskich roszczeń wobec Niemiec jest haniebna. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy cwaniacy polityczni zaczynają wykorzystywać ten temat do swojej nieczystej gry wyborczej.

Publikacja: 08.09.2022 21:00

Niemcy demonstrują przed Reichstagiem przeciwko traktatowi wersalskiemu. Berlin, 15 maja 1919 r.

Niemcy demonstrują przed Reichstagiem przeciwko traktatowi wersalskiemu. Berlin, 15 maja 1919 r.

Foto: German Federal Agency for Civic Education/Ssolbergj/wikipedia/domena publiczna

Nie jestem wyborcą PiS. Tyle o moich sympatiach politycznych. Zresztą cała polska scena polityczna napawa mnie wstrętem. Z historycznego punktu widzenia uważam, że epoka wielkich wizjonerów politycznych i prawdziwych mężów stanu odeszła do lamusa. Wizjonerów zastąpili cyniczni cwaniacy, a działaczy społecznych – jednostki pasożytnicze. Mogę mieć jedynie nadzieję, że kiedyś powstanie formacja polityczna, która będzie prawdziwie wolnościowa i zredukuje rolę państwa w życiu obywatela do niezbędnego minimum.

Czytaj więcej

Nie zrzekliśmy się reparacji

Przeraża mnie, że tak poważny, wręcz traumatyczny temat w dziejach naszego narodu, jak potworna kaźń obywateli polskich podczas niemieckiej okupacji, staje się dzisiaj przedmiotem prymitywnych przepychanek politycznych i medialnych kpin. Jest skrajną bezczelnością, że przywódca rządzącej partii świadomie przemienia ten niezwykle ważny akt sprawiedliwości dziejowej w przedmiot swojej gry politycznej. Odszkodowania wojenne, które należą się każdej polskiej rodzinie, niezależnie od wyznania czy pochodzenia, stały się dzisiaj kiełbasą wyborczą partii rządzącej i pośmiewiskiem wszelkiej maści opozycji. Czy naprawdę żadna ze stron tej cyrkowej przepychanki nie wyczuwa powagi sprawy? Czy śmierć ponad 5 mln naszych rodaków, a często naszych rodziców, dziadków i krewnych, może być obiektem zwykłej pyskówy przedwyborczej? Czy obie strony nie widzą, że w tej chwili najgodniej zachowują się Niemcy, którzy w milczeniu przyglądają się, jak Polacy leją siebie po mordach?

Odszkodowania stare jak świat

Odszkodowania wojenne są jednym z najstarszych elementów pokojowej polityki między narodami. Istniały od początku cywilizacji i stanowiły jeden z najskuteczniejszych sposobów utrzymania pokoju. Nie są niczyją łaską ani przywilejem. Istnieją od niepamiętnych czasów, ponieważ są aktem sprawiedliwości społecznej i dziejowej. Nie jesteśmy pierwszymi w historii, którzy chcą, a nawet powinni o nie wystąpić. Jeżeli nie chcemy nigdy więcej wojny, to każmy agresorowi płacić ciężkie odszkodowania za napaść. To daje nadzieję, że drugi raz nie podniesie na nas ręki.

W paryskim muzeum w Luwrze obejrzeć można ponaddwumetrową kamienną stelę z wykutym na niej tekstem w języku babilońskim. Stela została odnaleziona w 1901 r. przez francuską ekipę archeologiczną w irańskiej Suzie, dokąd w XIII w. p.n.e. została wywieziona z Babilonii jako zdobycz wojenna Elamitów. Tekst na steli został nazwany Kodeksem Hammurabiego – od imienia panującego w latach ok. 1792–1750 p.n.e. króla Babilonu. Jest on jednym z wielu podobnych babilońskich zbiorów praw: kodeksu Ur-Nammu (przełom XXII–XXI w. p.n.e.), kodeksu Bilalamy z Esznunny (przełom XXI–XX w. p.n.e.) czy kodeksu Lipit-Isztara (XX w. p.n.e.). Były to pierwsze regulacje mówiące o regułach obowiązujących na wojnie.

Koncepcja odszkodowań wojennych ma także swoje źródło w Biblii. Był to przekazywany ustnie zbiór reguł plemiennych uświęconych tradycją, po części spisany w Pięcioksięgu Mojżeszowym. W ten sposób zaistniało w świecie starożytnym pojęcie „lex talionis”, czyli prawo odwetu – przywilej odpłacenia winowajcy w identyczny sposób, w jaki dokonał on przestępstwa i szkód.

Księga Wyjścia Starego Testamentu reguluje to na wzór Kodeksu Hammurabiego: „Gdyby pochwycił ktoś złodzieja w czasie włamywania się [w nocy] i pobił go tak, iżby umarł, nie będzie winien krwi”. W innym fragmencie możemy przeczytać: „Jeśli powstanie ogień i ogarnie ciernie (ogrodzenia), i spali stertę zboża albo stojące na pniu zboże, albo pole, wówczas ten, co wzniecił pożar, winien wynagrodzić szkody”.

Tora regulowała też odszkodowania za krzywdy osobiste. Traktowała kobiety na równi z mężczyznami: „Jeśli poniesie ona jakąś szkodę, wówczas winowajca odda życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec”. Dopiero Jezus z Nazaretu przedstawił zgoła odmienną interpretację tych słów: „Słyszeliście, że powiedziano: »Oko za oko i ząb za ząb!«. A Ja wam powiadam: »Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!«”.

Prawzór traktatu pokojowego

W starożytnym Rzymie obowiązywała zasada zawarta w traktacie Lutatiusa podpisanym po przegraniu przez Kartaginę obu wojen punickich (264–241 p.n.e. i 218–201 p.n.e.). 19 października 202 r. wojska rzymskie dowodzone przez Scypiona Afrykańskiego i wspomagane przez wojska numidyjskiego króla Masynissę dokonały ostatniego i – jak się okazało – decydującego natarcia pod Zamą na wojska Hannibala, niszcząc jego armię, a jego samego zmuszając do ucieczki. Rzymianie stracili 1500 żołnierzy, Hannibal zaś aż 20 tys. Do niewoli rzymskiej dostało się około 15 tys. Kartagińczyków, a właściwie żołnierzy zebranych z trzech armii: Celtów i Ligurów Magona, wojsk afrykańskich, czyli Libijczyków, i rdzennych Kartagińczyków. Warunki traktatu były dla pokonanej, osłabionej gospodarczo i militarnie Kartaginy bardzo surowe. Kwota reparacji wojennych na rzecz Rzymu wynosiła 10 tys. talentów w srebrze i miała być spłacana po 200 talentów rocznie przez 50 lat. Traktat zabraniał Kartaginie udziału w działaniach wojennych, włączając w to prawo do samodzielnego wypowiadania wojny. Ta część traktatu miała dla Kartaginy tragiczne następstwa, zwłaszcza w obliczu agresji króla Numidii Masynissy, pragnącego rozszerzyć swoje panowanie kosztem powoli odbudowującego się punickiego miasta-państwa.

Traktat Lutatiusa był dziejowym przełomem. Wprowadzał po raz pierwszy pojęcie reparacji wojennych. Stronie przegranej dawano szanse na pokojowe współistnienie ze zwycięzcą, a krzywdy nabierały wymiaru materialnego. Wszystkie późniejsze, a nawet współczesne traktaty wojenne nawiązują w swojej formie do traktatu Lutatiusa.

Przykładem tego jest traktat paryski z 1763 r., który zakończył tzw. wojnę siedmioletnią. Rosnąca w siłę kolonialna Wielka Brytania wymusiła na Francji zrzeczenie się śródziemnomorskiej wyspy Minorki oraz Senegalu w Afryce. W Ameryce Północnej Francja musiała oddać Anglii ziemie tzw. Nowej Francji, czyli współczesną południową Kanadę, a także część Luizjany (aż po Missisipi). Pozostałą część przekazała Hiszpanii, która z kolei zgodziła się na przejęcie przez Wielką Brytanię Florydy oraz karaibskich wysp: Dominiki, Grenady i Tobago.

W 1783 r. dokonała się druga odsłona traktatu paryskiego. Był to traktat między Wielką Brytanią a USA, w którym Jerzy III i jego rząd uznali niepodległość USA po przegranej wojnie toczonej w latach 1775–1783 z kolonistami amerykańskimi. Na mocy postanowień traktatowych zawartych pomiędzy osłabioną Wielką Brytanią a Francją i Hiszpanią – sprzymierzeńcami USA w wojnie niepodległościowej – Francja odzyskała utracone posiadłości w Indiach, Senegalu i na wyspie Tobago, Hiszpanii zaś przypadła Floryda i wyspa Minorka. W wyniku umów traktatowych Wielka Brytania uzyskała archipelag Bahamy i atol Providence.

Od kongresu wiedeńskiego do traktatu wersalskiego

Traktat paryski z 1815 r. zakończył definitywnie epokę napoleońską w Europie. Zwycięska koalicja odebrała Francji pograniczne miasta i twierdze przejęte przez Holandię, Prusy, Szwajcarię, Królestwo Sardynii i Austrię. Francję obciążono ogromną kontrybucją w wysokości 700 mln franków. Przez kolejne pięć lat miała także ponosić koszty utrzymywania wojsk okupacyjnych, również system umocnień obronnych budowany przez koalicyjne państwa miał być dofinansowywany przez pokonaną Francję. Ekonomiści i historycy oceniają, że w stosunku do PKB ówczesnej Francji było to największe odszkodowanie wojenne w dziejach.

Przegrana wojna oznaczała nie tylko wypłatę odszkodowań wojennych wymuszanych na mocy umów, ale także zmiany na politycznej mapie Europy. Czasem spór o wspólną zdobycz przeradzał się w konflikt między dotychczasowymi koalicjantami. Tak się stało w przypadku konfliktu o Szlezwik-Holsztyn, który Prusy i Austria zdobyły w 1864 r. w wojnie z Danią. W 1866 r. spór przerodził się w wojnę między Prusami, Austrią i Włochami. Zwycięzcą w tej wojnie była armia pruska dowodzona przez króla Wilhelma I, która pokonała wojska austriackie 3 lipca 1866 r. w bitwie pod Sadową. 23 sierpnia 1866 r. doszło do zawarcia pokoju w Pradze, w wyniku którego Austria wyraziła zgodę na rozwiązanie Związku Niemieckiego i reorganizację Niemiec bez uczestniczenia w tym procesie Austrii. Wiedeń musiał zrezygnować także z praw do zdobytego wspólnie z Prusami Szlezwika-Holsztynu. W ramach odszkodowań wojennych Austria została zobowiązana do zapłaty Prusom 40 tys. talarów. Prusy zaanektowały ponadto Hanower i stały się bezdyskusyjnym hegemonem w Niemczech. Drugą umowę pokojową Austria zawarła 3 października 1866 r. w Wiedniu. Na jej mocy Włochy odzyskały Wenecję.

W 1870 r. doszło do konfliktu zbrojnego pomiędzy Francją rządzoną przez Napoleona III a Prusami Wilhelma I. Do wypowiedzenia wojny Prusom sprowokowała Francję sprytnie spreparowana przez kanclerza Ottona von Bismarcka tzw. depesza emska. Górujące pod każdym względem nad wojskami francuskimi armie pruskie dowodzone przez feldmarszałka Helmuta von Moltkego, króla Wilhelma I i Ottona von Bismarcka zamknęły w kotle pod Sedanem 120-tys. armię francuską, którą dowodził marszałek Patrice Mac-Mahon z udziałem Napoleona III. Po klęskach Francji w bitwach pod Gravelotte (18 sierpnia 1870 r.) i Sedanem (1–2 września 1870 r.) 10 maja 1871 r. podpisano we Frankfurcie traktat pokojowy, który nakładał na Francję zobowiązanie zapłacenia tytułem odszkodowania 5 mld franków w złocie. Do czasu ostatecznej spłaty na terenie północno-wschodniej Francji stacjonowały wojska niemieckie utrzymywane przez Francuzów. Nowo powstałe Cesarstwo Niemieckie zaanektowało Alzację i część Lotaryngii. Wówczas Niemcy nie mieli wątpliwości, że reparacje wojenne są koncepcją słuszną i sprawiedliwą.

Wojna francusko-pruska w latach 1870–1871 była odległym wstępem do I wojny światowej, która przyniosła ogromne zniszczenia materialne oraz straty w ludziach. 28 czerwca 1919 r. w Wersalu podpisano traktat pokojowy z Niemcami, na mocy którego przegrane Niemcy zostały obciążone obowiązkiem wypłaty reparacji wojennych w wysokości 132 mld marek w złocie. Dodatkowo Niemcy musiały oddać Francji Alzację i Lotaryngię, a także przyjąć szereg ustaleń demilitaryzacyjnych. Plan rozłożenia spłat opracował amerykański bankier Charles Gates Dawes (plan Dawesa). Od 1930 r. jego plan zastąpiono harmonogramem Owena Younga. Uważna analiza procesów finansowych, jakie zachodziły w Niemczech w latach 20. i 30. XX wieku, odsłania kulisy dochodzenia do władzy Adolfa Hitlera, a także finansowania zza Atlantyku rewolucji bolszewickiej w Rosji.

W świetle wielu przepisów prawa międzynarodowego prawo do uzyskania odszkodowań nie wygasa przez wiele lat od zakończenia wojny. Ostatnia rata reparacji za I wojnę światową została wypłacona przez Republikę Federalną Niemiec w 2010 r., czyli 92 lata po zakończeniu I wojny światowej i 17 lat po utworzeniu Unii Europejskiej. Przynależność do europejskiej Wspólnoty i największa wymiana handlowa na starym kontynencie nie przeszkadzały Francji ubiegać się o odszkodowania wojenne od Niemiec za wojnę sprzed dziewięciu dekad. Dlaczego teraz my nie mielibyśmy się o nie ubiegać po siedmiu dekadach?

Niektórzy dziwnej proweniencji komentatorzy zadają ostatnio w mediach pytanie: czy mamy w ogóle prawo do ubiegania się o odszkodowania wojenne od Niemiec? Oczywiście, że tak! Nie chodzi bowiem jedynie o reparacje czysto wojenne, za straty materialne, ale o zapłatę za bezmiar zbrodni dokonanych w czasie łamiącej prawo międzynarodowe okupacji Polski w latach 1939–1945. Chciałbym, żeby opinia publiczna zrozumiała, że nie chodzi jedynie o napaść na Polskę, ale o nielegalny podział jej terytorium, stworzenie Generalnej Guberni i innych wydumanych przez Niemców prowincji podległych Berlinowi i traktowanie ludności polskiej każdego wyznania i pochodzenia jako niewolników. Tak należy to nazwać. Przez pięć lat niemieckiej okupacji nie mieliśmy żadnych praw obywatelskich, a nawet ludzkich. Zostaliśmy zredukowani do roli niewolników, o których życiu czy śmierci decydowali niemieccy nadzorcy.

W jednym z programów telewizji TVN 24 dziennikarz prowadzący z kpiną mówił o polskiej traumie wojennej jako efekcie oglądania „Czterech pancernych i psa” czy „Stawki większej niż życie”. Doprawdy niesmaczne porównanie. Nie pierwsze takie zresztą. Pewien odznaczony wysokim odznaczeniem państwowym RFN historyk polski wygłosił opinię, że ubieganie się odszkodowania wojenne od Niemiec jest „wysoce niemoralne”. Brakuje słów do skomentowania takiej wypowiedzi. W Radiu TOK FM Jacek Żakowski i jego goście urządzili sobie koncert kpin z koncepcji ubiegania się o reparacje wojenne od Niemiec. Czy w gruncie rzeczy w ten właśnie sposób nie wpisują się w makiaweliczną grę prezesa Jarosława Kaczyńskiego? Czy łatwo lub wręcz prostacko nie chwycili haczyka z przynętą przedwyborczą? Czy o to właśnie nie chodziło w tej sprawie, aby goniąc króliczka z założeniem, że nigdy się go nie złapie, przypiąć po kolei wszystkim łatki germanofilów lub germanofobów, aby mieć punkt wyjścia do dyskusji o obecności Polski w Unii Europejskiej?

Odszkodowania wojenne od Niemiec tylko i wyłącznie za II wojnę światową (te wszystkie ironiczne aluzje do potopu szwedzkiego wygłaszają ludzie głupi lub zwyczajnie podli) powinny być przedmiotem referendum narodowego. Dlaczego? Ponieważ niemieckie bestialstwo dotknęło każdą polską rodzinę. Żyją jeszcze przedstawiciele pokolenia skrzywdzonego w czasach okupacji niemieckiej lub wychowanego po wojnie na gruzach polskich miast i miasteczek. Niemal wszystkie rodziny poniosły straty materialne i ludzkie. Podczas powstania warszawskiego moja rodzina utraciła cały majątek. Już 1 sierpnia 1944 r. Niemcy zabili ojczyma mojej babci i męża jej siostry. Nigdy nikt z tej rodziny nie zwolnił morderców z ich odpowiedzialności. Przypominam, że art. 4 ust. 1 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r., podpisanej przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, postanawia, że „zbrodnie nazistowskie, zbrodnie komunistyczne oraz inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, stanowiące według prawa międzynarodowego zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, nie ulegają przedawnieniu”.

Mit zrzeczenia się reparacji przez Polskę w 1953 r.

Podczas konferencji jałtańskiej przywódcy państw alianckich ustalili, że żadne reparacje dla krajów sojuszniczych nie będą wypłacane w formie pieniężnej. Zamiast tego znaczna część przekazanej wartości składała się z niemieckich aktywów przemysłowych oraz pracy przymusowej dla aliantów. To ważne, żeby o tym pamiętać, kiedy pojawiają się niedorzeczne argumenty o tym, że już wtedy mogliśmy ubiegać się o reparacje wojenne. W Poczdamie alianci doprecyzowali swoje żądania wobec Niemców. Reparacje miały być bezpośrednio wypłacone czterem zwycięskim mocarstwom: Francji, Wielkiej Brytanii, USA i Związkowi Radzieckiemu. Rządzona przez komunistów powojenna Polska, podle sprzedana przez Roosevelta Stalinowi, mimo istnienia jedynie legalnego rządu polskiego na uchodźstwie w Londynie, jako kraj należący do strefy wpływów sowieckich musiała się podporządkować decyzji Moskwy. W ramach umowy poczdamskiej alianci uzgodnili, że Związek Sowiecki będzie pobierał i rozdzielał „polską część reparacji”. Co więcej, Związek Sowiecki miał pozyskać swoje reparacje głównie z terytoriów we własnej strefie okupacyjnej. Problem jednak w tym, że ta strefa okupacyjna przeobraziła się za zgodą Stalina w satelickie państwo komunistyczne o wdzięcznej nazwie Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Po utworzeniu tego wschodnioniemieckiego lagru Sowieci nie chcieli już się dalej dzielić z Polakami jakimikolwiek odszkodowaniami. Po co zarzynać kurę znoszącą złote jaja? Woleli eksploatować NRD na swoich zasadach i do własnej kieszeni.

Przy okazji należy sobie odpowiedzieć na fundamentalne w tej kwestii pytanie: czy PRL można traktować jako państwo niepodległe? Przecież państwo wasalne nie może podejmować decyzji w imieniu swojego narodu, ponieważ nie realizuje jego woli, lecz wolę obcego suzerena. W tym wypadku wszelką władzę zwierzchnią nad tak zwaną Polską Rzeczpospolitą Ludową miał towarzysz Józef Stalin, który w przypływie „miłosierdzia” nie przychylił się do próśb komunistycznych zdrajców z Bierutem na czele, żeby to quasi-państwo inkorporować do Związku Sowieckiego jako republikę nadwiślańską. Dla pozorów niezawisłości Stalin pozwolił Polakom na zachowanie Mazurka Dąbrowskiego jako hymnu „państwowego”, a białego orła jako „godła” narodowego. Poza tym było to państwo bandyckie, łamiące prawa ludzkie i kierowane przez organizację przestępczą, jaką była PZPR. Podkreślam, że piszę o czasach stalinowskich i okresie rządów Bieruta i Cyrankiewicza. Dopiero wraz z dojściem do władzy Władysława Gomółki, a po nim Edwarda Gierka, zaczęła odradzać się krucha niezależność od Moskwy, którą załamał zamach stanu przeprowadzony przez juntę wojskową Jaruzelskiego.

Nie ma znaczenia, ile lat minęło

Także Japonia musiała wypłacić odszkodowania wojenne po II wojnie światowej. Zobowiązywał ją do tego art. 14 traktatu z San Francisco z 1951 r. w brzmieniu: „Uznaje się, że Japonia powinna zapłacić mocarstwom sprzymierzonym odszkodowania za szkody i cierpienia wyrządzone przez nią podczas wojny (...). Japonia niezwłocznie przystąpi do negocjacji z tak życzącymi sobie tego mocarstwami sprzymierzonymi, których obecne terytoria zostały zajęte przez siły japońskie i zniszczone przez Japonię, w celu pomocy w zrekompensowaniu tym krajom kosztów naprawy wyrządzonych szkód, poprzez udostępnienie usług narodu japońskiego w zakresie produkcji, ratownictwa i innych prac na rzecz wspomnianych mocarstw sprzymierzonych”.

W 1956 r. Cesarstwo Japonii wypłaciło 550 mln USD (198 mld jenów) dla Filipin i 39 mln USD (14,04 mld jenów z 1959 r.) dla Wietnamu Południowego. Międzynarodowemu Komitetowi Czerwonego Krzyża Japonia wypłaciła rekompensatę dla jeńców wojennych w wysokości 4,5 mln funtów szterlingów (4,54109 mld jenów). Cesarstwo zrzekło się też wszystkich zagranicznych aktywów, które wynosiły około 23,681 mld USD (379,499 mld jenów).

Okupujące Japonię Stany Zjednoczone podpisały w 1952 r. w imieniu państwa okupowanego traktat pokojowy z 49 państwami i zawarły 54 umowy dwustronne. Wypłaty reparacji rozpoczęły się w 1954 r., trwały 23 lata i zakończyły w 1977 r.

We wspólnej deklaracji radziecko-japońskiej z 1956 r. Japonia i Związek Radziecki zrzekły się wszelkich roszczeń reparacyjnych wynikających z wojny. Także Cejlon (obecnie Sri Lanka), decyzją prezydenta J.R. Jayewardene’a, podobnie jak Chińska Republika Ludowa w 1972 r., zrzekł się od Japonii reparacji wojennych.

Zatem poszczególne kraje podejmowały decyzję o odzyskaniu reparacji wojennych wiele lat po zakończeniu wojny. Argument, że od zakończenia II wojny światowej minęło 77 lat, jest zwyczajnie niedorzeczny. Nie ma żadnego znaczenia, ile lat minęło od wojny, jeżeli skutki społeczne, materialne i cywilizacyjne, nie wspominając o traumie milionów ludzi, trwają do dzisiaj. Zbrodnie wojenne się nie przedawniają. Niezależnie od przedwyborczego cyrku, tej polityczno-medialnej tragifarsy wywołanej wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego, Niemcy mają obowiązek wypłacić Polakom odszkodowania wojenne. Jest to zobowiązanie niezależne od tego, że to państwo jest naszym sojusznikiem wojskowym i partnerem handlowym.

A sojusznikiem Niemcy są, bo po prostu muszą nim być. Tak wynika zwyczajnie z faktu przynależności do sojuszu północnoatlantyckiego. Nie robią łaski. Przecież my także mamy obowiązek bronić Republiki Federalnej Niemiec przed jakąkolwiek agresją zewnętrzną, niezależnie od tego, jaka formacja polityczna rządzi w Polsce. I nie przesadzajmy z tym argumentem o partnerstwie handlowym. Nasza współpraca handlowa i gospodarcza z sąsiadem zachodnim jest tak samo opłacalna dla nas, jak i dla nich. W normalnych realiach wolnorynkowych żadne sentymenty nie mają znaczenia. Straszenie, że Niemcy się obrażą za konieczność zapłacenia za zbrodnie swoich dziadków i ojców, to doprawdy argument poniżej pasa. Dowodzi, jak jego autorzy myślą o naszych sąsiadach.

Polska należy do sojuszu obronnego NATO z 29 innymi państwami, z których wiele jest znacznie silniejszych od Niemiec, w tym przede wszystkim Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja. Należymy też do Unii Europejskiej z 26 innymi państwami. I chociaż obroty handlowe są najwyższe z Niemcami, to na drugim miejscu są niewiele mniejsze obroty z Holandią i rosną od lat obroty z USA.

Nie ma żadnej wątpliwości, że wypłata reparacji wojennych w żaden sposób nie zaszkodzi wymianie handlowej RP z RFN. Dlaczego? Ponieważ bez niej nasz sąsiad nie udźwignie tych zobowiązań. Mam więc nadzieję, że niezależnie od szopki wyborczej, nagonki jednych na drugich, bagatelizowania i obrzydzania tematu odszkodowań, nareszcie odzyskamy to, co nam się zwyczajnie – z czysto moralnego punktu widzenia – należy od 77 lat.

W lutym 1945 r. Wielka Trójka ustaliła w Jałcie, że po wojnie Niemcy będą musiały zapłacić reparacje

W lutym 1945 r. Wielka Trójka ustaliła w Jałcie, że po wojnie Niemcy będą musiały zapłacić reparacje wojenne

The National Archives/Hohum/wikipedia/domena publiczna

Przedstawiciel Niemiec Johannes Bell podpisuje traktat wersalski. Obraz Williama Orpena z 1919 r.

Przedstawiciel Niemiec Johannes Bell podpisuje traktat wersalski. Obraz Williama Orpena z 1919 r.

Sir William Newnham Montague Orpen/Imperial War Museum Collections/Waterborough/wikipedia/domena pub

Nie jestem wyborcą PiS. Tyle o moich sympatiach politycznych. Zresztą cała polska scena polityczna napawa mnie wstrętem. Z historycznego punktu widzenia uważam, że epoka wielkich wizjonerów politycznych i prawdziwych mężów stanu odeszła do lamusa. Wizjonerów zastąpili cyniczni cwaniacy, a działaczy społecznych – jednostki pasożytnicze. Mogę mieć jedynie nadzieję, że kiedyś powstanie formacja polityczna, która będzie prawdziwie wolnościowa i zredukuje rolę państwa w życiu obywatela do niezbędnego minimum.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar