Jako dziennikarz specjalizujący się w historii Stanów Zjednoczonych byłem kilkakrotnie pytany, jakie wydarzenia Amerykanie uważają za najważniejsze w swojej historii. Ku zdumieniu polskich rozmówców zawsze powtarzam, że jest pięć takich wydarzeń. Wszyscy myślą, że chodzi o: podpisanie Deklaracji niepodległości, abolicję niewolnictwa, wojnę secesyjną, aferę Watergate czy zamachy z 11 września 2001 r. Nic z tych rzeczy. Przeciętny starszy Amerykanin, któremu zadawałem to samo pytanie, odpowiadał, że w życiu Ameryki najważniejsze są: Final Four, Daytona 500, Kentucky Derby, Stanley Cup Final i oczywiście najważniejsze wydarzenie w rocznym cyklu przeciętnego Amerykanina, czyli Super Bowl. Pierwsze to rywalizacja ostatnich czterech drużyn pozostałych w turnieju play-off NCAA Men's Division I Basketball Championships. Zazwyczaj ta finałowa czwórka rywalizuje w dwóch meczach półfinałowej (przedostatniej) rundy turnieju w systemie pojedynczej eliminacji. Gromadzi przed telewizorami dziesiątki milionów Amerykanów. Final Four, podobnie jak Super Bowl o mistrzostwo zawodowej ligi National Football League, jest wydarzeniem równie ważnym jak wybory prezydenckie.

Tylko nieco mniejszą popularnością cieszy się Daytona 500, czyli coroczny wyścig samochodowy organizacji NASCAR na dystansie 200 okrążeń słynnego toru Daytona International Speedway w Daytona Beach na Florydzie. Podobnie rzecz się ma z Kentucky Derby, czyli rozgrywaną co roku (od 1875 r.) gonitwą konną na torze Churchill Downs w Louisville (Kentucky), oraz z finałowym meczem o Puchar Stanleya (ufundowany przez lorda Stanleya w 1892 r.) w National Hockey League.

Ale czy w Polsce nasz stosunek do tych spraw jest inny? Zagrany przez Wiesława Michnikowskiego w kultowym serialu „Jan Serce" pan Julian Jabłkowski twierdził, że „dla prawdziwego warszawiaka najważniejsze są trzy daty: ślubu, powstania i... Wielkiej Warszawskiej". Jako potomek starej warszawskiej rodziny dodałbym nieśmiało, że równie ważne są mecze Legii w Lidze Polskiej i Pucharze Polski, których stulecie powołania do życia będziemy obchodzić odpowiednio za pięć i sześć lat. Pierwszym zwycięzcą zarówno jednych, jak i drugich rozgrywek była Wisła Kraków. Klub ten 5 września 1926 r. w finale Pucharu Polski pokonał drużynę Sparty Lwów wynikiem 2:1. Niemal równo rok później, 25 września 1927 r., Biała Gwiazda zwyciężyła 2:0 drużynę 1. FC Kattowitz, praktycznie zapewniając sobie tytuł mistrza Polski, a jednocześnie uniemożliwiając triumf w pierwszych w historii rozgrywkach ligowych temu niemieckiemu klubowi. Decydujące gole w obydwu spotkaniach zdobył legendarny kapitan Wisły Henryk Reyman.

Kiedy piszemy o polskiej historii piłki nożnej, nieustannie wracamy do jej prapoczątków w Krakowie. W cyklu artykułów, które publikujemy na stronach „Rzeczy o Historii", oddać musimy cesarzowi, co cesarskie. Wisła Kraków jest najstarszym klubem piłkarskim w Polsce, co w świetle argumentów historycznych przedstawionych przez naszych autorów uznać należy za bezsprzeczne. Od śmierci księcia Bolesława Krzywoustego w 1138 r. Kraków był dzielnicą senioralną wśród księstw polskich. Teraz wśród klubów piłkarskich tę rolę nestorską pełni Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków.

Nie zawsze tak jednak uważano. W świetle wiedzy, jaką dzisiaj dysponujemy, oczywiste jest, że władze konkurencyjnego krakowskiego klubu – Cracovii – począwszy od lat 30. XX wieku, systematycznie postarzały swój dorobek, ogłaszając się najstarszym klubem piłkarskim w Krakowie, a co za tym idzie – w Polsce. To dodawanie sobie lat jest praktyką znaną wśród znaczących klubów sportowych w całej Polsce i w innych krajach. Jednak w przypadku sporu o pierwszeństwo w Krakowie, mateczniku polskiego futbolu, decyduje nie tylko starszeństwo w mieście, ale i prestiżowy tytuł najstarszego klubu piłkarskiego w Polsce. To wyróżnienie niezwykłe i warte starannych dociekań, do których serdecznie namawiam wszystkich Czytelników.