Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej zaapelowało do dziennikarzy o staranność w przekazywaniu informacji na temat Stanisława Sz. prawnika zatrzymanego w związku z podejrzeniem szpiegostwa na rzecz Rosji. Niektórzy sugerują sankcje prawne, czy mają jednak jakieś szanse?
- Media zamiennie używają terminów „prawnik" i „adwokat", traktując je jako wyrazy bliskoznaczne; wyjaśniamy, że Stanisław Sz. nie jest ani adwokatem ani aplikantem adwokackim - zwraca uwagę prezydium NRA.
Apeluje, by opisując sprawę osób podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Rosji dziennikarze nie posługiwali się terminem „adwokat" w odniesieniu do Stanisława Sz., gdyż może to godzić to w dobre imię adwokatury.
Oczywiste jest, że dla każdego środowiska fakt znalezienia się w jego szeregach osoby podejrzanej o tak poważne przestępstwo i czyn niemoralny jakim jest szpiegostwo, jest sprawą wyjątkowo przykrą. Z drugiej strony od dziennikarzy słusznie wymaga się staranności w redagowaniu wiadomości, o czym jasno stanowi prawo prasowe i zasady odpowiedzialności za podawane słowo.
Takie przypadki czy uogólnienia zdarzają się jednak częściej i nie tylko prasie. Żyjemy wszak w epoce internetu. Nieraz pewnie wynika to z niedoinformowania autora tekstu, innym razem niestaranności albo zwyczajnego „podkręcania" informacji.