Na bezpłatne badania mogą liczyć pacjenci u których na podstawie objawów i wywiadu epidemiologicznego można podejrzewać zakażenie koronawirusem Sars-CoV-2. Na testy skierują ich służby sanitarno-epidemiologiczne lub zatrudnieni w szpitalach lekarze zakaźnicy. Z bezpłatnej diagnostyki mogą też skorzystać pracownicy służby zdrowia, w tym zajmujący się próbkami osób z COVID-19. Pozostałym, którzy ze względu na obawy przed ewentualnym zachorowaniem, chęć powrotu do normalności, powrotu do pracy, korzystania w pełni z życia, czy troskę o bliskich z grupy wysokiego ryzyka, chcieliby sprawdzić czy mieli już kontakt z koronawirusem, pozostaje przebadanie się na własną rękę. I tu zaczyna się problem.
W internecie bez trudu można znaleźć placówki diagnostyczne, które oferują takie usługi. Cena to od ok. 100 zł za ponad 500 zł, w zależności od rodzaju zastosowanej metody. A wybór niemały.
W grę wchodzą m.in. szybkie testy serologiczne na koronawirusa (kasetkowe). Na rynku dostępnych jest aktualnie wiele różnych testów, głównie wyprodukowanych w Azji, zarówno do poszukiwania przeciwciał przeciw wirusowi SARS-CoV-2. Na wynik czeka się kilkanaście minut. Niestety, wynik ujemny nie daje pewności, czy dana osoba nie przechodzi właśnie infekcji. Przeciwciała IgM i IgG przeciwko COVID-19 wykrywane są dopiero po 2-3 tygodniach od ewentualnego zakażenia. Testy te nie są właściwie zwalidowane, niestety dają dość liczne wyniki fałszywie dodatnie i fałszywie ujemne. Nie są obecnie rekomendowane przez ekspertów.
Obecność przeciwciał anty -SARS-CoV-2 w klasach IgM, IgA i IgG wykaże też test serologiczny z krwi żylnej. Trzeba jednak wiedzieć, jak interpretować zarówno wynik ujemny jak i dodatni.