Powodzenie waszej strategii zależy też od klientów. Tymczasem polskie firmy mało inwestują i niechętnie biorą kredyty.
Szacujemy, że przy utrzymaniu szybkiego tempa wzrostu gospodarczego w Polsce, i, miejmy nadzieję, rozwiązaniu konfliktu w Ukrainie, sentyment inwestycyjny się poprawi. Tym bardziej, że przed Polską jest wiele wyzwań, potrzeba inwestycji w transformację energetyczną, automatyzację i robotyzację, w czym mamy duże zapóźnienia. Uważamy, że cel 10 proc. udziału w kredytach dla korporacji, co oznacza wzrost portfela w tym segmencie o 20 mld zł w horyzoncie strategii, jest jak najbardziej realny.
W relacjach z biznesem wszystkie banki od kilku lat stawiają na transformację energetyczną. Chcecie otworzyć jakiś nowy rynek?
Naszą strategią jest wspieranie dużych zmian gospodarczo-społecznych. Oprócz transformacji energetycznej, digitalizacji i automatyzacji, dotyczy to naszym zdaniem też obronności, gospodarki zdrowia i czasu wolnego, budowy odporności gospodarczej czy gospodarki obiegu zamkniętego i współdzielenia. Chcemy, żeby do 2030 r. nawet 40 proc. kredytów udzielanych korporacjom przez mBank pochodziło właśnie z tych sześciu kluczowych obszarów. Obecnie jest to 20 proc.
Zbrojeniówka była dotychczas raczej na czarnej liście, dopiero niedawno banki się na nią otworzyły.
My nie wykluczaliśmy finansowania dla tego sektora, ale rzeczywiście otoczenie się zmienia. Ogromne publiczne wydatki na obronność, rzędu 5 proc. PKB rocznie, powodują, że wiele podmiotów prywatnych będzie chciało wejść na ten rosnący rynek. Zrobiło się więcej miejsca również dla banków prywatnych. Przy czym trzeba podkreślić, że konsekwentnie nie będziemy finansować handlu bronią, jeśli stroną sprzedającą nie są państwa.
Gdyby jakaś prywatna firma chciała postawić fabrykę amunicji albo dronów, skredytujecie ją?
Świetne pytanie, tylko odpowiedź jest troszkę bardziej skomplikowana. Generalnie tak, ale oczywiście musimy mieć pewność, że ten podmiot oferuje produkt, który polska armia chce kupić i że również technologicznie jest w stanie spełnić wymagania polskiego wojska. A tę pewność najlepiej potwierdzałby podpisany kontrakt z resortem obrony narodowej.
Obiecujecie potrojenie zysku mBanku w horyzoncie strategii. Ile ma on wynosić w 2030 r.?
Punktem odniesienia jest tu 2024 r., kiedy to zysk netto wyniósł ok. 2,2 mld zł. Matematyka jest prosta.
Czy tym zyskiem podzielicie się z akcjonariuszami?
Oczywiście, że tak. Wzrost wartości banku i wyceny giełdowej jest możliwy tylko poprzez powrót do polityki wypłaty dywidendy. Rynek już zresztą wycenił poprawę naszej pozycji kapitałowej i prawdopodobieństwo przywrócenia dywidendy kilka tygodni temu, gdy po raz pierwszy w historii cena naszej akcji przekroczyła tysiąc złotych, choć w tej chwili na notowania giełdowe największy wpływ zdają się mieć czynniki… powiedzmy polityczne.
Jaki to będzie poziom dywidend?
Od 30 do 75 proc. Ostateczna wysokość będzie uzależniona od warunków rynkowych i regulacyjnych. Pierwszą dywidendę od niemal dekady wypłacimy z zysku wypracowanego w 2026 roku.
Jak zamierzacie zwiększać zyski przy spadających, na co wszystko wskazuje, stopach procentowych?
W naszej strategii uwzględniamy spadek stóp do 4 proc. Ale to nie przeszkadza rosnącym zyskom, jeśli wzrosną wolumeny. Zakładamy, że nasz przychód odsetkowy będzie istotnie większy, ponieważ będziemy mieć w bilansach znacząco więcej zarówno depozytów, jak i kredytów.
A co, jeśli stopy spadną do 3 proc. albo 2,5 proc.?
Spadek stóp w złotych o jeden punkt procentowy przekłada się na zmniejszenie naszego zysku o około 400 mln zł w skali roku. Ale tak jak wspomniałem, negatywny efekt spadku stóp może być w dużej mierze zniwelowany przez rosnące wolumeny kredytów i depozytów oraz zwiększenie poziomu korzystania z innych produktów i usług banku.
Czy to oznacza, że musicie podwoić, czy nawet potroić również portfel kredytowy w ciągu pięciu lat? To raczej jest niemożliwe.
Na szczęście nie, a byłoby to rzeczywiście trudne do osiągnięcia. Zakładamy wzrost przychodów w 2026 roku o 2 proc. w stosunku do 2025 roku (pomimo spadających stóp procentowych), a potem średnią roczną stopę wzrostu przychodów na poziomie 7-8 proc., co przy braku obciążeń frankowych i poprawie efektywności, zaowocuje właśnie potrojeniem zysku do 2030 r.
Wskazuje pan na sporą poprawę efektywności kosztowej. Za jak duży procent będzie odpowiadać tu sztuczna inteligencja?
Precyzyjnej odpowiedzi nie podam. Ale pewne jest, że zastosowanie sztucznej inteligencji oraz rozwój Gen AI będzie miało dosyć istotny wpływ na naszą efektywność, w szczególności w back-office. Te procesy są wystandaryzowane, możemy je w pełni kontrolować, mamy już pierwsze wdrożenia, a docelowo spodziewamy się tu pełnoskalowych synergii kosztowych.
Gen AI wzmocni nasz system ochrony klientów przed cyberzagrożeniami i oszustwami oraz wesprze rozwój usług cyfrowych, np. cyfrowej hipoteki, którą właśnie wprowadziliśmy. Natomiast jeśli chodzi o bezpośrednie relacje z klientami, zastosowanie AI będzie na razie pewnym eksperymentem, zawsze wspartym przez ludzi. Nie chcemy obniżać jakości usług, w niektórych sprawach dla klientów bardzo istotny jest osobisty kontakt, czego sztuczna inteligencja nie zapewni.
Czy to oznacza, że w bankach będzie pracować coraz mniej ludzi?
Wydaje się, że w prostych sprawach AI przyniesie usprawnienia, ale zakładamy, że człowiek dalej będzie bardzo ważnym czynnikiem sukcesu w relacjach z klientami. I o ile zatrudnienie w mBanku dotychczas rosło, podyktowane zwiększonym nakładem pracy na spełnianie różnych regulacji i rosnącą bazą kliencką, to teraz spodziewałbym się końca tego wzrostu.
Jako pierwsze wyzwanie dla polskich banków i dla realizacji waszej strategii wymieniacie zmiany demograficzne i starzejące się społeczeństwo. Dlaczego jako pierwsze?
Bo to ogromne wyzwanie dla całego kraju. Owszem, w krótkiej perspektywie naszej strategii nie nastąpią diametralne zmiany, zachowamy więc choćby naszą największą przewagę konkurencyjną, czyli wysoki udział młodych klientów. Długofalowo jednak polska sytuacja demograficzna jest bardzo trudna. Jak dalej rozwijać się ma gospodarka przy malejącej liczbie ludności, szczególnie w wieku produkcyjnym? To oczywiste, że musimy stawiać na kapitał ludzki, produkcyjny i technologię. Na tych polach znaczenie finansowania i sektora bankowego będzie tylko rosło.
Kolejne wskazane przez was wyzwanie to obciążenia regulacyjne i fiskalne, niestabilność warunków operacyjnych. Jak bardzo polityka determinuje dziś waszą działalność i strategię?
Jesteśmy instytucją apolityczną, więc nie mówimy tu o polityce przez duże „P”. Ale w polityce gospodarczej rządu martwi nas choćby rosnący deficyt budżetowy, zresztą nie tylko nas, skoro już dwie agencje obniżyły perspektywę ratingu dla Polski z neutralnej na negatywną.
Pan też ma perspektywę negatywną polskiej gospodarki?
Jeśli chodzi o dynamikę PKB, jesteśmy dosyć optymistyczni. Gorzej np. z inflacją, bo choć już wszyscy otworzyli szampany, że inflacja spada, to jednak odmrożenie cen, wraz z dużym deficytem budżetowym, może przynieść kolejny impuls inflacyjny.
Za sukcesem gospodarczym Polski stoi polski przedsiębiorca, a od rządu wszyscy by oczekiwali, żeby nie przeszkadzał i tworzył korzystne otoczenie. Stabilność przepisów podatkowych jest kluczowa, system powinien być przewidywalny, a zmiany wdrażane z odpowiednio długimi vacatio legis. Zła polityka gospodarcza może spowodować, że Polska już nie będzie tak atrakcyjnym, jak dotychczas, miejscem do lokowania kapitału. Rząd powinien bardzo się koncentrować, żeby sentyment inwestycyjny do Polski się nie pogorszył.
Jak duży jest wpływ polityki gospodarczej na strategię mBanku, w skali od 0 do 10?
Powiedzmy ok. 4. Największy wpływ na naszą strategię mają klienci i konkurenci. Bo to są dwa największe wyzwania, z którymi się trzeba zmierzyć. Natomiast regulacje, mimo że możemy być z nich niezadowoleni, są takie same dla wszystkich na rynku i nie mają wpływu na naszą pozycję konkurencyjną względem innych banków.
Czy zmiany własnościowe u waszego właściciela, czyli przejęcie władzy przez grupę UniCredit, wpływają na mBank?
Obecnie nie wpływa to na nas w żaden sposób. Co do zasady, nie komentujemy działań akcjonariuszy, którzy ustalają strategię względem spółek.
W dniu wydania opinii przez rzecznika generalnego TSUE w sprawie kredytów hipotecznych, opartych na WIBOR otworzył pan szampana?
Myślę, że w polskich bankach nie było słychać korków od szampana, tylko głośne westchnienie ulgi. Pamiętajmy, że to na razie opinia, a nie ostateczny, wiążący wyrok, którego spodziewamy się na przełomie roku. Dlatego na świętowanie jest za wcześnie. To westchnienie ulgi bierze się stąd, że opinia rzeczniczki generalnej TSUE jest racjonalna i idzie w parze z dotychczasowym, korzystnym dla banków, orzecznictwem w Polsce. To potwierdza to, co jako sektor mówiliśmy od początku: wskaźnik WIBOR jest wyznaczany prawidłowo, zgodnie z unijnym rozporządzeniem, a sądy krajowe nie mogą oceniać samej metody jego ustalania na podstawie dyrektywy konsumenckiej.
Rzeczniczka TSUE wskazała jednak, że polskie sądy mogą sprawdzać, czy klienci banków byli właściwie informowani o ryzykach, czyli np. o tym, że rata kredytu będzie wyższa, jeśli wzrośnie ów wskaźnik. To pana zdaniem otwiera drzwi do lawiny pozwów?
Nie sądzę, by można było mówić o otwieraniu drzwi do jakiejś nowej lawiny pozwów. Raczej o potwierdzeniu tego, co jest absolutnym standardem i naszym obowiązkiem od lat.
Obowiązek informowania klienta o ryzyku stopy procentowej nie jest niczym nowym. To fundamentalna i bardzo sformalizowana część procesu udzielania każdego kredytu hipotecznego. W mBanku, i jestem przekonany, że w całym sektorze, podchodzimy do tego bardzo poważnie. Każdy klient otrzymuje szczegółowe informacje i symulacje, jak może wzrosnąć jego rata w przypadku wzrostu stóp procentowych. Co więcej, klient podpisuje konkretne oświadczenie, że zapoznał się z tym ryzykiem i jest go w pełni świadomy. To nie jest pole do interpretacji, to są twarde, udokumentowane fakty.
Oczywiście, nie jestem naiwny. Kancelarie prawne z pewnością będą próbowały wykorzystać każdy pretekst. Mamy już do czynienia z pojedynczymi pozwami w tej sprawie, więc opinia rzeczniczki nie tworzy tu nowej rzeczywistości. Ona po prostu zamyka jedną, bardzo szeroką furtkę – czyli kwestionowanie samego wskaźnika WIBOR – a pozostawia otwartą tę, która i tak już istniała i w której czujemy się bardzo pewnie.
O rozmówcy
Cezary Kocik
Cezary Kocik pełni funkcję prezesa mBanku od października 2024 r. Wcześniej przez 12 lat był w mBanku wiceprezesem ds. bankowości detalicznej, tworzył m.in. kompleksową ofertę produktów i usług dla klientów indywidualnych, przedsiębiorców i małych firm w Polsce, Czechach i na Słowacji. Od ponad 30 lat związany jest z bankowością, doświadczenie zdobywał m.in. w Banku Pekao.