Jak tłumaczy, dzięki takim działaniom rodzice mieliby z większą ufnością podchodzić do szczepienia dzieci. A to poważny problem, bo według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny w 2017 r. odnotowano 30 tys. odmów zaszczepienia dzieci. Osiem lat temu było to dziesięciokrotnie mniej.
STOP NOP, czyli stowarzyszenie zrzeszające rodziców, których dzieci doświadczyły niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP), zebrało pod projektem 120 tys. podpisów. Zostały one złożone w Sejmie w lipcu tego roku.
Oprócz wprowadzenia dobrowolności szczepień projekt podkreśla wagę badania kwalifikującego do szczepienia, które ma wykluczyć przeciwwskazania do wykonania szczepienia. W razie wątpliwości lekarz miałby kierować dziecko do odpowiedniego specjalisty. Autorzy chcą też zwiększenia bezpieczeństwa szczepień poprzez wymóg informowania o możliwych powikłaniach i samych szczepionkach. – Liczymy na to, że posłowie poprą możliwość dalszego procedowania projektu bez względu na ich osobiste oraz liderów partii poglądy i uprzedzenia. Że zagłosują z szacunku dla poszkodowanych przez przymus i powikłania szczepień rodziców – mówi Justyna Socha, szefowa STOP NOP.
Organizacja w projekcie domaga się także stworzenia systemu notowania powikłań poszczepiennych, bo ten, który jest obecnie, ich zdaniem nie funkcjonuje. Zwracają uwagę na to, że wystąpienia powikłania poszczepiennego może zgłosić tylko lekarz – ten, który zakwalifikował dziecko do szczepienia. To w praktyce wygląda tak, jakby donosił sam na siebie. Inicjatorzy projektu chcą natomiast, by powikłania poszczepienne były zgłaszane także przez rodziców. Za stwierdzone powikłania miałoby przysługiwać odszkodowanie.
Resort zdrowia ocenia liczbę takich dzieci na ok. 10 rocznie. Inaczej szacuje stowarzyszenie STOP NOP, według którego co roku jest ich co najmniej kilkaset, nawet do tysiąca.
W projekcie organizacji znalazł się także zapis mówiący, że w razie zagrożenia epidemiologicznego obowiązek szczepień miałby wrócić.