A mimo wszystko dziś mamy duży problem.
Wobec utrudnień w pozyskiwaniu finansowania z rynku oraz braku wsparcia kapitałowego głównego akcjonariusza zdecydowaliśmy się rozpocząć rozmowy w sprawie finansowania z PFR oraz PKO BP. W przeszłości nabywaliśmy portfele od wielu banków, m.in. PKO BP, Pekao czy też Alior Banku. Spotykaliśmy się, szukaliśmy finansowania, chcąc sobie poradzić z tymczasowym problemem płynnościowym. Nie chcieliśmy nic za darmo. Chcieliśmy pozyskać normalne finansowanie na warunkach rynkowych.
Chcieliśmy, żeby ktoś nam udzielił kredytu zabezpieczonego na portfelach wierzytelności na okres trzech lat do kwoty 250 milionów złotych. Powtarzam – na rynkowych warunkach. Pamiętajmy przy tym, że to właśnie GetBack wydał na portfele od instytucji bankowych około 1 mld zł.
Podobno z tych rozmów nic nie wynikło. Tak przynajmniej stwierdziły PFR i PKO BP, które tym samym zaprzeczyły temu, co GetBack opublikował w feralnym raporcie 16 kwietnia.
Rozmowy były prowadzone. Miałem obowiązek informacyjny, biorąc pod uwagę reżim związany z MAR i to, że potencjalnie była to informacja cenotwórcza. Raport, że jesteśmy w trakcie rozmów z PFR i PKO BP, musiał więc zostać opublikowany. Proszę zwrócić uwagę, że zaraportowaliśmy, że prowadzimy rozmowy, a nie że mamy pieniądze.
Ten komunikat był ustalany obustronnie. Złożyliśmy wyjaśnienia, są na to dowody i są one zabezpieczone.
PFR i PKO BP twierdzą, że nic nie było ustalone. Jakie to są dowody?
Były przekazywane dokumenty, odbywały się spotkania, były pewne ustalenia. Więcej na tym etapie nie chcę się wypowiadać. Ze spokojem czekamy na rozstrzygnięcie sprawy.
Chcę jeszcze raz podkreślić, że zarząd GetBacku walczył przez ostatnie kilkanaście miesięcy o zabezpieczenie modelu biznesowego, jego stymulację. Blokował to Abris. Nie potrafię wytłumaczyć i zrozumieć jego działań. My występowaliśmy w interesie spółki i obligatariuszy.
Tak jak wspomniałem na początku: dzisiaj mamy inwestorów. Jako osoba odpowiedzialna za to, co się dzieje, chcę wrócić do firmy. Jestem w stanie w ciągu 30 dni, a nawet krótszym, wyprowadzić tę spółkę na prostą.
Jakie są szczegóły tego planu?
Tak jak wspomniałem, mamy inwestorów i kluczowe jest dokapitalizowanie. Każdy z nich jest gotowy zainwestować nawet spore kwoty w model biznesowy. Chodzi tu także o zorganizowanie szybkiego finansowania, również zabezpieczonego portfelami wierzytelności, jak również przeprowadzenie dużej emisji akcji, dzięki której pojawią się nowi inwestorzy i kapitał.
Punkt trzeci to wykupienie udziałów GetBacku od obecnych właścicieli, czyli funduszu Abris. Niestety, dzisiaj Abris nie dopuszcza iinwestorów, nie chce z nimi rozmawiać. Dochodzą do mnie słuchy, że szykowany jest wniosek o restrukturyzację, jednak moim zdaniem jest to zła droga. Nie da się zrobić układu z ponad 9 tys. posiadaczy obligacji. Co więcej, nie ma takiej potrzeby.
W przypadku GetBacku jest potrzeba odmrożenia płynności, normalnymi metodami i wszyscy dostaną zainwestowane pieniądze, bez żadnego obcinania komukolwiek oprocentowania czy czegoś w tym stylu. Działania Abrisu od początku były nieodpowiedzialne i to on odpowiada w dużej mierze za obecną sytuację. Na pewno po tym, co się wydarzyło wokół spółki, pomogłoby, aby pojawiła się informacja ze strony państwa, że jeśli spółka będzie spełniała stawiane wymogi, to po normalnych cenach rynkowych jest możliwe uzyskanie finansowania.
Jeśli dziś wyłożymy 150–200 mln zł, problem znika, płynność zostanie przywrócona. Myślę, że warto to rozważyć, biorąc pod uwagę, że kupowaliśmy od banków państwowych portfele wierzytelności. Kluczowy dla inwestorów, których mamy, po tym, co się wydarzyło, jest sygnał ze strony państwa, że interesuje się tą spółką.
GetBack to moja firma, moje dziecko, chcę tam wrócić, ale musiałbym też mieć możliwość działania bez ludzi, którzy nie mają o tej firmie zielonego pojęcia.
Teraz mamy nowy zarząd, który twierdzi, że musi zapoznać się z faktycznym stanem rzeczy. Czy on nie może wyprowadzić firmy na prostą?
Komentarz obecnego prezesa jest co najmniej dziwny. Rada nadzorcza zbierała się co trzy tygodnie i one trwały kilka godzin. Wszystkie dane były przekazywane. Tym bardziej nie rozumiem postawy obecnego szefa zarządu.
Proszę zresztą zwrócić uwagę, że mamy jeszcze jeden problem. Po moim odejściu spółka przestała cokolwiek raportować i komunikować się z rynkiem. To, czego się obawiam, to powolna śmierć tej firmy. Możliwe, że Abris podstawi teraz 20–30 mln euro finansowania, ale to niczego nie zmieni. Zacznie się sprzedaż portfeli do konkurencji i zamrażanie wypłaty odsetek i wykupów obligacji.
Nie widzę ku temu powodów. Ten problem można rozwiązać, wpuszczając do firmy nowych inwestorów, którzy mają kapitał. Dziś problem GetBacku to problem społeczny oraz polityczny i trzeba go rozwiązać, a nie zapoznawać się z sytuacją i czekać nie wiadomo na co.
Nie bardzo wyobrażam sobie pana powrót do GetBacku. KNF donosi na pana do prokuratury o możliwym popełnieniu przestępstwa. Jakby tego było mało, Komisja ma także wątpliwości co do informacji zawartych w waszych sprawozdaniach finansowych z 2017 r. Agencje ratingowe twierdzą, że nie otrzymywały od was wszystkich informacji. Sama spółka także nie informowała w raportach o jakichkolwiek problemach. Do tego dochodzi kwestia feralnego komunikatu. Nie za dużo tego, by tak po prostu wrócić?
Od razu zaznaczę, że nie ma znaczenia, w jakim charakterze tam wrócę. Chcę działać i móc wyprowadzić firmę na prostą. Sprawozdania finansowe w poprzednich okresach były audytowane. Wyjaśniamy wszystkie kwestie i nie widzę tu obszarów ryzyka.
Pracowaliśmy z najlepszymi audytorami na rynku. Jeśli chodzi o komunikat dotyczący PFR i PKO BP, to sprawę tę wyjaśniałem wielokrotnie. Roztrząsanie tego nie odda ludziom pieniędzy, więc jednak wolałbym się skupić na czymś innym. Komisja z automatu zawiadomiła prokuraturę, bo taki jest tryb jej działań. Będziemy w prokuratorze składać wyjaśnienia i mam głębokie przekonanie, że w żaden sposób nie złamaliśmy prawa.
Chcę wrócić do GetBacku i jestem do dyspozycji, natomiast tak jak wspomniałem, nie chcę współpracować z ludźmi, którzy blokują prace GetBacku, bo oni prowadzą tę firmę do upadłości.
To jednak pan był twarzą firmy. Dużo pan mówił o tym, że nie ma problemów z płynnością, że GetBack to sprawnie funkcjonująca fabryka. Dziś okazuje się, że wcale tak nie jest. Jak więc rynek może panu zaufać? Dlaczego mamy wierzyć w te siedem funduszy gotowych do zainwestowania?
Fundusze niech przemówią faktami, czyli po prostu niech zainwestują pieniądze. Trzy z nich są funduszami, którym obecna sytuacja bardzo odpowiada, bardziej nawet niż normalnie. Dokładnie rozumie to Sebastian Buczek, który na ten temat też się wypowiadał. Taka jest specyfika tych funduszy. Jeśli zaś chodzi o zaufanie, to dalej podtrzymuję, że jest to dobra fabryka, która generuje pieniądze. Płynność została utracona tylko dlatego, że Abris zachowywał się w nierozsądny sposób. To jest absolutnie skandaliczne zachowanie.
Czy to nie jest tak, że przerzuca pan winę i odpowiedzialność za to, co się działo i nadal dzieje, na innych? Mimo wszystko to jednak pan dowodził tą spółką. Na rynku nie brakuje głosów, że drogo kupowaliście portfele. Wiemy także, że obligacje były wysoko oprocentowane.
Ale ja nie migam się od odpowiedzialności. Przedstawiłem plan naprawy sytuacji. Jednocześnie stwierdziłem, że trzeba powiedzieć, jak wyglądała naprawdę współpraca pomiędzy nami i co my proponowaliśmy, a czego Abris nie zrobił. Oczywiście sprzedawaliśmy obligacje ze średnim oprocentowaniem rzędu 7–8 proc.
Chcę powiedzieć, że na tym rynku działają fundusze, które mają oprocentowanie rzędu 11 proc. Nie są to więc warunki odbiegające od rynkowych.
Ale były też emisje z oprocentowaniem dwucyfrowym…
Były małe emisje na kilkanaście procent. Sygnalizowaliśmy Abrisowi, że trzeba sytuację w firmie ustabilizować. Skoro tego nie zrobiono, musieliśmy sobie jakoś radzić.
Obligacje z opcją put to de facto dług krótkoterminowy i trzeba mieć świadomość, że może być postawiony do wykupu.
Niektóre wykupy są możliwe co trzy, inne co sześć, inne co 12 miesięcy. Dobrze by było, aby spółka przekazała, ile jest jakich obligacji, ponieważ według mojej wiedzy na całą kwotę długu kwota z tych obligacji nie jest istotna.
Jeszcze raz powtórzę. Głównym problemem było to, że dobrze naoliwionej maszynie ktoś zaczął wkładać kij w szprychy. Trwało to przez dwa–trzy miesiące. Nie chcę też przywoływać teorii spiskowych, o których rynek huczy, bo to nie czas i miejsce. To i tak dobrze, że tyle wytrzymaliśmy. Gdyby podobna sytuacja zdarzyła się np. w przypadku jakiegoś banku, ten pewnie wytrzymałby kilka dni.
To nie jest przerzucanie odpowiedzialności, tylko mówienie prawdy. Dziś trzeba zmierzyć się z sytuacją. Chętnie stawię temu czoła i wyprowadzę firmę na prostą. Jeśli później ludzie uznają, że nie chcą Kąkolewskiego w spółce, to z niej odejdę.
Z ostatniego komunikatu KNF i waszego ostatniego dostępnego raportu wynika, że w ciągu miesiąca wyemitowaliście obligacje o łącznej wartości prawie 1 mld zł. W sumie na koniec marca, według danych zaprezentowanych przez Komisję, wartość zadłużenia z tego tytułu wyniosła prawie 2,6 mld zł. Jest to gigantyczna kwota. Czy nie zaświeciła wam się lampka ostrzegawcza, że tego długu jest po prostu za dużo, że przy takim zadłużeniu w każdej chwili może pojawić się poważny problem?
Jeśli chodzi o kwoty, to wolałbym, abyśmy mówili o danych, które pojawią się w raportach finansowych. Emitowaliśmy obligacje, aby spłacić stare zobowiązania. Netto ten dług wcale się tak mocno nie zwiększył.
Problemem tej spółki był brak kapitału własnego. Trzeba więc wezwać właściciela, aby dokapitalizował spółkę albo dopuścił do niej nowych inwestorów, których ja przyprowadziłem.
Dyskutowałem o tym od kilkunastu tygodni. Ta firma jest naprawdę do uratowania, tylko trzeba zacząć działać tu i teraz, a nie pozorować działania. Za chwilę może być za późno.
W czwartek wysłaliśmy do Abrisu prośbę o spotkanie, aby mógł zareagować na zarzuty byłego szefa GetBacku. Do zamknięcia wydania „Rzeczpospolitej” nie dostaliśmy odpowiedzi.
Windykator na cenzurowanym
GetBack, na czele którego od 2014 r. stał Konrad Kąkolewski, na giełdzie zadebiutował w lipcu 2017 r. W październiku rynkowa wycena firmy zbliżyła się do 3 mld zł. Później jednak zaczęła ona wyraźnie spadać.
W marcu spółka poinformowała, że chce wyemitować do 70 mln nowych akcji, aby pozyskać kapitał i wpuścić do spółki nowych inwestorów. Akcjonariusze w obliczu tych informacji zaczęli się martwić o płynność firmy. GetBack zaczął szukać finansowania.
16 kwietnia firma podała, że jest blisko pozyskania go z PFR i PKO BP. Obie instytucje temu zaprzeczyły, a rada nadzorcza windykatora odwołała Kąkolewskiego ze stanowiska prezesa. Dziś firma ma problem z terminową spłatą zadłużenia. Z jej komunikatu wynika, że na 25 kwietnia łączna wartość niewykupionych przez spółkę w terminie obligacji wynosiła 88,26 mln zł. Kwota niewypłaconych w terminie odsetek to 3,32 mln zł.