Przed kryzysem o Polsce mówiono, że jesteśmy najbardziej rozwojowym rynkiem lotniczym w Europie. Centralny Port Komunikacyjny ma być największym lotniskiem przesiadkowym w naszym regionie. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej wymieniana była w całej Europie jako najbardziej innowacyjna, a Urząd Lotnictwa Cywilnego typowano na organizację, która w dużej mierze może zastąpić na rynku Brytyjczyków po ich wyjściu z Unii Europejskiej. Jak tę sytuację widzi pan teraz, kiedy branżę tak mocno dotknęła pandemia Covid-19 ?
W światowym lotnictwie mamy teraz swoistą „stopklatkę", kiedy branża na całym świecie musiała się zatrzymać. Ale to nie zmienia faktu, że kiedy wszystko się unormuje, chociaż oczywiście nie jesteśmy w tej chwili w stanie podać daty, kiedy to się stanie, Polska pozostanie w grupie krajów, w których lotnictwo będzie się nadal dynamicznie rozwijało. Naturalnie taki powrót musi potrwać, ale nic nie wskazuje na to, żeby rynek nie miał się odbudować. Przecież to dzisiejsze zatrzymanie wynika z czynnika zewnętrznego, a nie problemu strukturalnego czy biznesowego. Jestem przekonany, że kiedy ta sztuczna przeszkoda minie, lotnictwo wróci na normalne tory.
Czy w takim razie Polska ma szansę nadal być tym dynamicznym rynkiem?
Zdecydowanie tak. Wszystkie czynniki, które napędzały rozwój branży w Polsce przed kryzysem, nadal będą istniały. Oczywiście nastąpi przesunięcie w czasie. Po SARS odbudowa ruchu do poziomu sprzed epidemii trwała dziewięć miesięcy. Teraz być może będzie to dłużej, mówi się nawet, że potrzeba będzie na to półtora roku, a może nawet dwóch lat, aby rynek wrócił do stanu sprzed wybuchu pandemii. Zmienia to oczywiście perspektywę z punktu widzenia bieżących inwestycji, natomiast w długiej perspektywie bądźmy spokojni: rynek się odbuduje i zacznie dalej rosnąć.