Ulicami miast przeszły demonstracje. Pikietowano także wielkie lokali gastronomicznych.
Protesty – w zależności od źródeł – objęły od 300 do 500 miast w USA. Niezależnie od ostatecznego zasięgu, był to najpoważniejszy protest "Ruchu 15 dolarów" (Fight for $15), który od trzech lat przypomina o konieczności podwyższenia stawek godzinowych dla około 64 milionów osób pracujących według stawek godzinowych nieprzekraczających 10 dolarów.
Oprócz podwyżek prac domagano się także prawa do zakładania związków zawodowych. Protest poparł związek Service Employees International Union. "To walka o podstawowe prawa. Korzystanie z prawa głosu w tej sprawie jest aktem odwagi i źródłem inspiracji. Ci pracownicy zasługują na prawo do zrzeszania się w związki i 15-dolarową stawkę" – napisał w oświadczeniu prezes centrali AFL-CIO Richard Trumka.
W USA federalna minimalna stawka godzinowa wynosi obecnie 7,25 dolara. W wielu stanach podwyższono ją jednak. Najwyższa stawka obowiązuje obecnie w stanie Waszyngton i wynosi 9,47 dolara na godzinę. W ostatnich miesiącach szereg miast, w tym m.in. Los Angeles, San Francisco i Seattle przyjęło rozporządzenia o stopniowym podwyższaniu minimalnej płacy do poziomu 15 dolarów. Zwolennikiem podwyżki jest też gubernator Nowego Jorku, który chce by w mieście nowa stawka weszła w życie w 2018 roku, a w całym stanie – w 2021 roku.
Protesty rozpoczęły się we wtorek o świcie w takich miastach jak Nowy Jork, Boston, czy Filadelfia. Pikietowano restauracje McDonalda, Burger Kinga, KFC, Taco Bell i wielu innych sieci. Część lokali musiała zamknąć swoje podwoje z powodu strajku załogi. Zaplanowano też wiec w Milwaukee pod miejscem, w którym w nocy z wtorku na środę czasu polskiego miała się odbyć debata ośmiu kandydatów na prezydenta z Partii Republikańskiej.