Taka decyzja oznacza, że co najmniej 15 państw reprezentujących 65 proc. mieszkańców Unii Europejskiej musiałoby taki wniosek o zamrożenie finansów odrzucić. Tym samym oznacza to, że odrzucenie wniosku byłoby znacznie trudniejsze.
- Jesteśmy świadomi interpretacji zapisów szczytu, którą stosują polskie i węgierskie władze, które chcą wykazać, że nie będzie powiązania budżetu z zasadami państwa prawa - mówi jeden z eurodeputowanych.
Najprawdopodobniej rezolucja zostanie jutro przegłosowana. Zgodziło się z nią już pięć frakcji w Europarlamencie - większość, która opowiada się za konsekwentnym egzekwowaniem zasad praworządności.
Frakcja, do której należy PiS - Europejskich Konserwatystów i Reformatorów - wycofała się wczoraj z prac nad rezolucją.
Parlament Europejski chce mieć także wpływ na proces decyzyjny, dotyczącym zamrażania środków. We wrześniu ma zostać przyjęty raport autorstwa hiszpańskiego socjaldemokraty Lopeza Aguilary, w którym oprócz krytyki sytuacji demokracji w Polsce znajdzie się wezwanie do uwarunkowania budżetu od przestrzegania praworządności.
W raporcie tym znajduje się również zapis, że unijne środki nie mogą trafić do regionów, które łamią dyrektywy o zakazie dyskryminacji, co dotyczy m.in. samorządów ogłaszających strefy "wolne od LGBT".