Akt o usługach cyfrowych ułatwi walkę z podróbkami

Sprzedaż podrobionych towarów nie wiąże się z wysokim ryzykiem sankcji. Akt o usługach cyfrowych uskuteczni ochronę – mówi Nathan Wajsman, główny ekonomista Urzędu UE ds. Własności Intelektualnej (EUIPO).

Publikacja: 02.05.2024 04:30

Akt o usługach cyfrowych ułatwi walkę z podróbkami

Foto: Adobe Stock

W czasie pandemii nasilił się problem sprzedawania podrobionych towarów. Jak sytuacja pod tym względem wygląda teraz, po kilku latach? Widać jakiś spadek?

Faktycznie, w czasie epidemii Covid-19 problem się nasilił, bo wszyscy siedzieli w domu i kupowali głównie online. A to kanał sprzedaży, w którym szczególnie łatwo kogoś oszukać. Ale patrząc na dane z zatrzymań celnych, nie widzimy wielkiego wzrostu po zakończeniu pandemii. Był pewien wzrost w 2021 r., ale potem znów spadek w 2022 r. Za rok poprzedni nie mamy jeszcze danych, bo  ne docierają ze sporym opóźnieniem, najpierw do Komisji Europejskiej, potem do nas.

Co jest najczęściej i najchętniej podrabiane? W pandemii dużo mówiło się o podrabianiu leków.

To głośny temat, bo w przypadku medykamentów konsekwencje dla konsumenta mogą być bardzo poważne. Ale nawet wtedy to nie leki były najczęściej fałszowane, ale „typowe” towary, które się podrabia – ubrania, obuwie (szczególnie sportowe) kosmetyki, perfumy, do pewnego stopnia zabawki oraz towary luksusowe – biżuteria, zegarki – czyli „klasyka”, te same towary co zawsze.

Czytaj więcej

Kto i jak ma pilnować wykonania konstytucji internetu

Czy konsumenci sami chcą takie podróbki kupować, czy też są oni oszukiwani i myślą, że jednak nabywają oryginalne produkty?

Jedno i drugie – a obie grupy są mniej więcej jednakowej wielkości. W zeszłym roku przeprowadziliśmy ankietę w krajach UE i w każdym przepytaliśmy mniej więcej 1000 osób. 13 proc. przyznało, że w ciągu ostatniego roku świadomie kupiło podróbkę, a 15 proc. – że zrobiło to przez pomyłkę.

Dlaczego tak łatwo dajemy się oszukiwać? Przecież już sama cena powinna sprawiać, że zapala się ostrzegawcza lampka…

Tu właśnie trzeba rozróżnić między tymi, którzy świadomie kupują nieoryginalne towary, a tymi, którzy padają ofiarą oszustwa. Ci pierwsi robią to z powodu ceny, więc specjalnie szukają najtańszych opcji. Cena jest dla nich głównym motywem, czasem zdarza się też, że mieli problem ze znalezieniem oryginalnych towarów w swoim kraju. Jeśli zaś chodzi o oszukanych, to jest nieco inaczej. Tu dominuje handel online, więc towaru nie można dokładnie sprawdzić przed zakupem. Nie są to też ludzie kupujący produkty warte 1 tys. euro za 100 euro – ale raczej to, co jest warte 100, kupują za 70 euro. Wtedy może się wydawać, że to po prostu okazyjna cena, ale jednak za oryginał.

Na co naraża się konsument kupujący podróbkę? Tylko na to, że towar zostanie zatrzymany na granicy i nie dotrze do niego?

To zależy od kraju, bo są takie, gdzie dozwolone jest kupowanie podróbek w internecie, ale już nie osobiście, np. będąc w nim na urlopie. I wówczas taki towar może być odebrany na lotnisku przy locie powrotnym. Jednak w większości przypadków konsument nie ponosi żadnych konsekwencji.

Zatrzymywanie towarów na granicy nie wydaje się zbyt skuteczne. Jak więc można walczyć ze sprzedażą podróbek?

Jest to duży problem i jeśli towar pochodzi np. z Chin czy Wietnamu, współpraca ze służbami celnymi tych krajów jest niełatwa, ale konieczna. Zdarzają się też osoby sprowadzające towar na masową skalę do Europy i handlujące tu – to w większości organizacje kryminalne, nie indywidualni ludzie. Czasem udaje się ich złapać, ale niestety dla nas, jest to przestępstwo z niskim ryzykiem. Przynajmniej w porównaniu z innymi rodzajami kontrabandy. W przypadku złapania, kary są dużo łagodniejsze, niż np. za przemyt narkotyków. A z punktu widzenia przestępców, marża na podróbkach potrafi być tak samo wysoka. Tymczasem w niektórych krajach Azji za szmuglowanie narkotyków grozi nawet kara śmierci, a za handel podróbkami – najwyżej kilka lat więzienia.

Może rozwiązaniem jest usuwanie takich ofert z internetu? Czy akt o usługach cyfrowych (DSA), który niedawno wszedł w życie, może w tym jakoś pomóc?

Oczywiście. DSA nakłada przede wszystkim obowiązki na „bardzo duże platformy online” – czyli takie, z których korzysta 45 mln użytkowników – 10 proc. ludności UE. Przykładem może tu być Amazon. Muszą one „znać swojego klienta” (biznesowego) – czyli wiedzieć, kto oferuje na nich swoje towary. Ale niezależnie od DSA, wiele platform z własnej inicjatywy dba, by te towary były „czyste” (tzn. nie naruszały prawa własności przemysłowej). Czasem dobrowolnie robią nawet więcej niż wymaga od nich prawo.

A jak realnie mogą sprawdzać swoich sprzedawców?

Są tu różne możliwości i rozwiązania technologiczne. Nowy sprzedawca, nieznany przez np. Amazona czy Allegro (by podać polski przykład) jest oczywiście trudny do zweryfikowania. Ale z czasem, na podstawie doświadczeń z tym sprzedawcą, zdobywają one o nim wiedzę.

DSA duży nacisk kładzie też na usuwanie treści pirackich z sieci. Czy nie obawia się pan podobnie silnego oporu społecznego, jaki był w przypadku ACTA?

To była trochę inna sytuacja, bo ACTA było przede wszystkim umową międzynarodową. Powstało więc wrażenie, że to wielkie firmy amerykańskie coś Europie narzucają. W DSA tego elementu nie ma, to unijne prawo, przyjęte w atmosferze dużo większej transparentności. Rozmawiając z organizacjami konsumenckimi oraz obywatelskimi, nie widzimy takiego oporu. Ludzie doceniają, że DSA broni też przed nadmiernym przetwarzaniem danych, chroni dzieci przed targetowanymi reklamami, nakazuje oznaczanie treści sponsorowanych u influencerów. Ogólnie wprowadza większą przejrzystość w komunikacji marketingowej. DSA zabrania też tzw. dark patterns (zwodniczych interfejsów). Jest wiele rozwiązań, które się ludziom w DSA podobają, stąd nie ma takich protestów jak przy ACTA dziesięć lat temu.

Finalizowane są też prace nad rozporządzeniem o sztucznej inteligencji. Czy ta technologia to raczej nowe pole do naruszania praw własności intelektualnej, czy też może ona bardziej pomóc je zwalczać i wykrywać?

W mojej opinii ponownie – i jedno, i drugie. Na pewno tworzy to nowe formy i typy naruszania praw własności intelektualnej, ale też może pomóc celnikom w analizie ryzyka. W lutym odwiedziłem lotnisko w Liege w Belgii. Tam przybywa miesięcznie między 30 a 60 mln paczek. Celnicy którzy tam pracują, nie mogą fizycznie sprawdzić nawet 5 proc. z nich. Dlatego muszą wybierać, które kontrolować, a które przepuścić. Już teraz w podejmowaniu takich decyzji w coraz większym zakresie używa się sztucznej inteligencji. Na podstawie m.in. kryterium, skąd paczka przyszła, ale i wielu innych, których w praktyce nawet nie znamy. AI może więc także pomóc służbom celnym.

Jakie nowe wyzwania dla prawa własności przemysłowej wywołuje rozwój technologii? Czy potrzeba nam nowych przepisów, by na nie odpowiedzieć?

Reprezentuję Urząd Własności Intelektualnej, a my nie zajmujemy się formułowaniem zmian legislacyjnych. Skupiamy się na praktycznej stronie, czyli polepszeniu dostępu do ochrony praw dla mniejszych firm w Europie. Dziś tylko mała ich część zabezpiecza swoją własność intelektualną. Kojarzy się to z drogą, skomplikowaną i biurokratyczną procedurą. A wielu przedsiębiorców uważa, że i tak nie ma pieniędzy na dochodzenie tej ochrony, jeśli ktoś ich prawa naruszy. Dlatego staramy się ułatwić dostęp do niej mniejszym firmom. Drugi problem jest taki, że w Europie nawet firmy, które tworzą interesującą własność intelektualną, mają problem z finansowaniem jej rozwoju.

Jak te firmy zachęcić do ochrony swojej własności intelektualnej?

To rola głównie dla krajowych urzędów, żeby wytłumaczyć, jakie korzyści może przynieść firmie taka ochrona. Współpracujemy w tej kwestii, także z polskim Urzędem Patentowym, również w kwestii subsydiów na rejestrowanie praw własności przemysłowej. A sami staramy się jak najbardziej odformalizować procedurę.

Według najnowszego raportu Europejskiego Urzędu Patentowego pod kątem ilości zgłaszanych w Europie wynalazków dominują kraje pozaeuropejskie – USA, Chiny, Korea Południowa, Japonia. Czy podobnie jest w kwestii rejestrowania praw własności przemysłowej?

Krajem, z którego pochodzi najwięcej rejestracji wzorów czy znaków, są Chiny. Mimo wszystko to jednak wciąż tylko 17 proc. ogółu. Większość, bo łącznie aż dwie trzecie, pochodzi z krajów europejskich. W statystykach zatrzymań podróbek zaczynają być jednak widoczne także chińskie marki. Zyskały one część rynku w Unii, ale także w USA. Stały się wartościowe, a skoro tak, to ktoś je też podrabia.

Komisja Europejska wydaje też specjalne wytyczne, jak walczyć z handlem podrabianymi towarami. Na ile są one skuteczne, a na ile potrzebują wzmocnienia przepisami „twardego” prawa?

Byłyby wystarczające, gdyby wszyscy operatorzy platform się do nich stosowali. Niektóre platformy są zainteresowane, by towary na nich były oryginalne, innym mniej na tym zależy. Dlatego wytyczne to tylko pierwszy krok, tak zwane miękkie prawo. Nie są one wiążące, więc nie wszyscy ich przestrzegają. Naszą rolą jako urzędu jest tworzenie takich narzędzi jak IP Enforcement Portal. Obecnie 1,5 tys. firm używa go do komunikowania się ze służbami celnymi w całej UE. Podobne działania podejmują krajowe urzędy ochrony własności intelektualnej w Europie. Ale my nie mamy uprawnień operacyjnych, możemy tylko wspierać tych, którzy je mają, oraz uświadamiać ludzi. Prócz rekomendacji, o które pan pyta, istnieją także drugie – w sprawie przeciwdziałania nielegalnego udostępniania transmisji z wydarzeń na żywo, np. sportowych.

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów